Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2018

Dystans całkowity:169.57 km (w terenie 32.00 km; 18.87%)
Czas w ruchu:07:36
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:43.90 km/h
Maks. tętno maksymalne:184 (92 %)
Maks. tętno średnie:129 (65 %)
Suma kalorii:1695 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:21.20 km i 1h 31m
Więcej statystyk

Na grilla do rodziców

Niedziela, 29 kwietnia 2018 | dodano: 01.05.2018



Na Piotrkowską zjeść kolację

Sobota, 28 kwietnia 2018 | dodano: 01.05.2018

Ponieważ na Śląsku się nie najeździliśmy, postanowiliśmy jeszcze dokręcić rowerem miejskim do centrum Łodzi :-)
Przy okazji miałam wymówkę, by nie gotować :-)



Szlakiem Orlich Gniazd

  • DST 46.52km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 14.61km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 184( 92%)
  • HRavg 129( 65%)
  • Kalorie 1695kcal
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 kwietnia 2018 | dodano: 29.04.2018

Szlak Orlich Gniazd wziął swoją nazwę od usytuowania grodów i zamków, które były stawiane na wapiennych skałach i wzgórzach, zupełnie jak prawdziwe orle gniazda. Cały szlak ma około 160 km. My przejechaliśmy tylko jego fragment. 

Nastawieni na całodniową wyprawę - nie znając terenu i własnych możliwości po zimie, lepiej założyć więcej czasu, niż lecieć na złamanie karku - wstaliśmy o 7, by spokojnie dojechać, rozpakować rowery i ruszyć na szlak. Zaparkowaliśmy w samym centrum Olsztyna, tuż przy Rynku. Jeśli planujecie rozpocząć wycieczkę w Sokolich Górach, wyjedźcie z miasta w kierunku południowym. Tuż pod rezerwatem jest duży, zacieniony sosnami parking. Zdecydowanie przyjemniej rozkładać na nim rowery, niż na chodniku między przechodzącymi ludźmi.

Rowery skręcone, koła napompowane, sprzęt sprawdzony. Ruszamy. 

Nie zdążyłam przejechać dwóch kilometrów i już zaliczyłam pierwszą w tym sezonie, całkiem efektowną glebę z lotem na ziemię przy prędkości 10 km/h. Ale jak? No tak. Tuż na wjeździe do lasu w Sokolich Górach, kiedy nie byliśmy jeszcze pewni, którędy prowadzi nasz szlak, Jacek zatrzymał się, by sprawdzić mapę, a ja jechałam tuż za nim i w tym samym momencie odwróciłam się, żeby zobaczyć oznaczenie na drzewie. Z głową odwróconą do tyłu nadziałam się przednią oponą na jego oponę, a ponieważ się tego kompletnie nie spodziewałam, wystrzeliłam jak z procy i upadłam na ziemię :D

Trochę oszołomiona pozbierałam się czym prędzej. To było bardziej zabawne, niż bolesne.

Sokole Góry
Sokole Góry © Eresse

Łachy piachu
Łachy piachu © Eresse

Wiosna w rozkwicie
Wiosna w rozkwicie © Eresse

Dalej już bez przygód wjechaliśmy na niebieski szlak rowerowy i skierowaliśmy się na Biskupice. Las pachniał, zielony i taki świeży, pokrzywami, ściółką, malutkimi listkami jagód, buków i grabów. Na wyjeździe z lasu natrafiliśmy na podjazd przez łąkę. Trawiastą i trochę stromą, wystarczająco upierdliwą, by już na start nas przeciochrać. Dalej była wieś Zaborze, w której stanęliśmy przed dylematem - jechać na Zalew Porajski czy nie jechać. Ja nie byłam pewna swoich sił, więc nie chcąc wydłużać trasy, udaliśmy się prosto na Suliszowice. W Suliszowicach mieliśmy zobaczyć Strażnicę z XIV w., ale zboczyliśmy z głównej drogi na czerwony szlak rowerowy i tyle ją widzieliśmy. Po drodze, przedzierając się przez piachy, minęliśmy kilka skałek: "Kreślonka" i "Szyja" (według mapy) i zjechaliśmy do Ostrężnika, w którym znów trafiliśmy na sieć szlaków i dylemat dalszej podróży.

Skałki
Skałki © Eresse
Razem jest wspaniale!
Razem jest wspaniale! © Eresse
Wyjazd na upragniony asfalt
Wyjazd na upragniony asfalt © Eresse

Okolice Ostrężnika
Okolice Ostrężnika © Eresse
Szlak na Złoty Potok
Szlak na Złoty Potok © Eresse

Zgodnie z planem pojechaliśmy na Złoty Potok, tym razem asfaltem, po niemiłych doświadczeniach z zakopywaniem się w łachach piachu w lesie. Okazało się, że niepotrzebnie, bo wzdłuż drogi numer 793 biegnie czerwony szlak pieszy i rowerowy, przypomina nieco utwardzony singiel i trochę żałuję, że go nie wybraliśmy. Po drodze do Złotego Potoku minęliśmy uroczy staw ze wzgórzem w tle i stary młyn. Dalej był staw Ameryka, nad którym zrobiliśmy krótką przerwę obiadową. Zbliżała się 13:00.

Staw Ameryka
Staw Ameryka © Eresse

W Złotym Potoku mogliśmy zobaczyć Pałac Raczyńskich i Dworek Zygmunta Krasińskiego. Dworek w Złotym Potoku najprawdopodobniej został zbudowany w 1829 r. i został zakupiony przez ojca Zygmunta Krasińskiego, generała Wincentego. Po śmierci poety majątek odziedziczyła córka, Maria, żona hrabiego Edwarda Aleksandra Raczyńskiego i tak majtek przeszedł w ręce rodziny Raczyńskich, która na początku XX w. przebudowała pałac, nadając mu dzisiejszy kształt.

Dwór Raczyńskich
Dwór Raczyńskich © Eresse

Tyle historii. Wracamy na szlak. Ze Złotego Potoku pojechaliśmy dalej czerwonym szlakiem do Zrębic. Tu kolejna mordercza porcja piachu na drogach. Byłam już tak umęczona, że myślałam tylko o powrocie do domu. Dalej na północ był już tylko Turów, gdzie zawinęliśmy z powrotem w kierunku Olsztyna i wjechaliśmy do miasta od strony cmentarza. Piękne asfalty z widokiem na łąki, skały wapienne i zamek.

Z wycieczki pozostał nam niedosyt. Zawsze jest tak, że można by zobaczyć więcej i pojechać dalej. Ale chyba nie miałabym siły :-)



Kategoria Projekt: chillout!

Przez Brus, Poligon i Zdrowie

  • DST 15.78km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:01
  • VAVG 15.52km/h
  • VMAX 24.54km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 kwietnia 2018 | dodano: 24.04.2018

Przygotowania do niedzielnej wycieczki trwają...
Tylko pogoda coś się dziś zepsuła.


Kategoria Trening

#Praca

  • DST 10.60km
  • Czas 00:35
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 25.79km/h
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 kwietnia 2018 | dodano: 20.04.2018


Kategoria Praca

Na lotnisko

  • DST 25.47km
  • Czas 01:29
  • VAVG 17.17km/h
  • VMAX 28.71km/h
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 kwietnia 2018 | dodano: 20.04.2018

Tak właściwie to celem wycieczki był odbiór paczki ze sklepu w Sukcesji.
Ale jakoś tak wyszło dłuższą drogą :-)


Kategoria Trening

Walka z żywiołem

  • DST 14.00km
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 kwietnia 2018 | dodano: 17.04.2018

Tyle się nasłuchałam o pogodzie. Że będzie padać. Że będzie burza. Że nie zdążę wrócić z pracy przed deszczem. No i nie zdążyłam. Ale co z tego? Jak pojawia się możliwość, by zamiast autem przewieźć się wreszcie rowerem, nie można jej marnować. Odkąd mój tryb pracy uwzględnia przejazdy Łódź-Warszawa-Łódź 3x w tygodniu, naprawdę ciężko wygospodarować czas na rower. Dlatego nie zważając na prognozy 13. w piątek do pracy wybrałam się rowerem. A po pracy do OK Bike na małe zakupy do Pawła (dziękuję, pompka podłogowa daje radę! - Beto, stalowa z manometrem).

Gdy wychodziłam z pracy, niebo było mocno zaciągnięte, świeżo co spadł deszcz, a z południowego zachodu gnały czarne chmury. Wszystko zapowiadało fatalny przejazd przez miasto, ale jakoś z Gdańskiej na Limanowskiego przedostałam się o suchej nodze :-)
Szybkie zakupy, kilka słów i żartów, i w drogę! 

Zdążyłam dojechać drogą rowerową wzdłuż Włókniarzy do skrzyżowania z ulicą Lutomierską. Jak nie siekło, jak nie zawiało, prawie zrzuciło mnie z roweru. Zaraz też poniósł się groźny pomruk nadchodzącej burzy. Przy Drewnowskiej byłam już cała mokra. A na Unii Lubelskiej musiałam zasłaniać twarz, by widzieć coś w strugach zalewającej mnie wody. Przez Zdrowie przejechałam przy akompaniamencie piorunów i wichury, nie mijając nikogo po drodze. A na skrzyżowaniu ulic Retkińskiej i Krzemienieckiej już nawet nie złościłam się, że przejeżdżający kierowcy obryzgują mnie strumieniami wody.

Prawie przestało padać, gdy dojechałam pod klatkę.

Ciuchy zdejmowałam w wannie. Ale i tak było fajnie :-)


Kategoria Praca

Odkurzyć rower

  • DST 24.20km
  • Czas 01:20
  • VAVG 18.15km/h
  • VMAX 36.94km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 kwietnia 2018 | dodano: 10.04.2018

Wyszłam z wprawy. W pisaniu i jeździe na rowerze. Pierwszy raz w tym roku dosiadłam własnego siodełka (te krótkie podrygi na rowerze miejskim się nie liczą). Nogi same niosły, wiatr nie przeszkadzał (chyba w ogóle nie wiało), słońce pięknie grzało, pola pachniały mokrą ziemią. Cud, miód. Coś wspaniałego.

Z Retkini pojechaliśmy w stronę Gorzewa i Górki Pabianickiej, zakręciliśmy kółko i tą samą drogą wróciliśmy do domu. Bajka. 


Kategoria Projekt: chillout!