Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w kategorii

Medicycling MTB CUP

Dystans całkowity:10.27 km (w terenie 10.27 km; 100.00%)
Czas w ruchu:00:39
Średnia prędkość:15.80 km/h
Maksymalna prędkość:33.07 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:10.27 km i 0h 39m
Więcej statystyk

Pi­jani zwy­cięstwem po­padają w nałóg.

  • DST 10.27km
  • Teren 10.27km
  • Czas 00:39
  • VAVG 15.80km/h
  • VMAX 33.07km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 30.06.2012

Pi­jani zwy­cięstwem po­padają w nałóg, a pycha osłabia ziemię pod stopami zwycięstwa. Tak, tak, wiem. Ale muszę się pochwalić! Zdobyłam II miejsce w Akademickich Mistrzostwach Województwa Łódzkiego i V miejsce w kategorii Open w Medicycling MTB CUP. Jestem z siebie dumna.

Po tym nieskromnym wstępnie warto napisać słów kilka o dniu minionym. Z Pixonem wyjechaliśmy z domu po 10 - w powietrzu wisiało parne powietrze, nie było więc warto się spieszyć. Musieliśmy tylko zdążyć na Malinkę do 11.30, by zgłosić się do biura zawodów. W połowie drogi przypomniałam sobie o braku dokumentów, ale na szczęście nie były potrzebne. Odebraliśmy fajne koszulki i chipy, pokręciliśmy się trochę wśród znajomych i oczekiwaliśmy startu.

Kobiety zaczynały o 13.15, więc postanowiłam z dziewczynami rozgrzać się na trasie. Przejechałyśmy spokojnie jedno okrążenie i za kilka minut zawołano nas na start. Żar lał się z nieba, wszyscy błyszczeli od potu i dyszeli jak lokomotywy. Szczęśliwym trafem stanęłam w drugim sektorze i zaczynałam z dobrej pozycji.

Panowie przygotowali dla nas nawet specjalne transparenty

doping (nie)legalny © Eresse


Miałyśmy też prywatnych fotografów :)
Paparazzi czuwa © Eresse


Ruszyłyśmy z kopyta. By nie wypaść z czołówki, musiałam trochę dokręcić i szybko się zmęczyłam. Zawodniczki rozciągnęły się w sznureczek i szybko dało się zauważyć granicę między słabszymi i silniejszymi dziewczynami. Świadomość dwóch (a nie trzech!) okrążeń dodawała mi skrzydeł. Wiedziałam, że muszę jechać za wszelką cenę i to najszybciej jak się da. Było kilka niebezpiecznych momentów, gdy stromy zjazd kończył się głębokim piachem, ale udało mi się utrzymać równowagę. Najgorsze okazały się podjazdy. Serce waliło mi jak oszalałe, twarz napuchła od gorąca, a całe ciało przechodziły dreszcze.

Ogień! © Eresse


Chwilowa przewaga © Eresse


Przez połowę ostatniego okrążenia trzymałam się tuż za Anią, niekiedy siedziałam jej na kole (przepraszam!), a niekiedy zostawałam gdzieś z tyłu. Nie byłam w stanie jej wyprzedzić, ale też nie chciałam jechać dużo wolniej. Na metę wpadłam ostrym sprintem, słysząc dumny głos Pixona :). Z wdzięcznością przyjęłam gratulacje, padłam na trawę i wcale nie miałam ochoty się gdziekolwiek ruszać.

Gdy już trochę odpoczęłam, zgarnęłam rzeczy i ruszyłam w stronę dziewczyn. Okazało się, że zorganizowały prysznic polowy i myły się nawzajem jak troskliwe małpki. Dołączyłam więc do publicznej myjni, nie zwracając uwagi na zaciekawionych gapiów :)

:) © Eresse


Pixonowi niestety znów nie dane było ukończyć wyścigu, bo na drugim (czy może pierwszym?) okrążeniu zerwał łańcuch. Biedak.

W trakcie oczekiwania na tombolę i dekorację zrelaksowaliśmy się w miejskim kąpielisku. Gdy wyczytali moje nazwisko i zaprosili na podium, ociekałam wodą i chlupało mi w butach. Kroczyłam jednak z uśmiechem i dumą :)
Moje pierwsze podium © Eresse


Myślę, że nikogo nie zaskoczy wiadomość, kto odebrał główną nagrodę i będzie smażyć tyłek na wspaniałej plaży w Chorwacji, co Karotti :)

We are the Champions! © Eresse


WYNIKI OPEN


Kategoria Medicycling MTB CUP