Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:214.78 km (w terenie 115.00 km; 53.54%)
Czas w ruchu:15:27
Średnia prędkość:13.90 km/h
Maksymalna prędkość:50.73 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:26.85 km i 1h 55m
Więcej statystyk

Dożynki, koniki i inne Alfredy

  • DST 61.96km
  • Teren 55.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 16.67km/h
  • VMAX 34.91km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 28.08.2012

Tak to już jest, że jak się człowiek wreszcie zmobilizuje, to wszystko idzie jak po grudzie.

Dzisiejsza wycieczka zaplanowana była na godzinę 10, a miejscem docelowym miały być okolice Bełchatowa. Jednakże nad ranem padał rzęsisty deszcz, który skutecznie nas zraził do jakichkolwiek wycieczek. Zbiórkę przesunęliśmy więc na 10:45, 11:00, później wcale mieliśmy nie jechać. Ostatecznie padło na 13 pod domem Siwego. Z drobnym opóźnieniem - mnie przeskakiwały przerzutki, Magda narzekała na odkręcający się blok - dotarliśmy na umówione miejsce.

W dość licznym, siedmioosobowym gronie wyruszyliśmy w stronę Grotnik. Najpierw singlem przez las Krogulec, dalej leśnymi drogami przez Grotniki. Było wilgotno i ślisko, powietrze pachniało mokrą ściółką i korą.

Do naszych rowerowych usterek dołączyła wkrótce przedziurawiona dętka Marysi.

Ja mam ładniejszy aparat, ja! © Eresse


W czasie krótkiego postoju i konkursu na lepszy, ładniejszy, większy (niepotrzebne skreślić) aparat, ja i Iza, znudzone zamieszaniem, podpierałyśmy rowery.

Iza i jej maszyna © Eresse


Ja i moja maszyna © Eresse


Przy okazji Pixon orzekł, że faktycznie szwankują mi przerzutki i na winowajcę wskazał zużyty pancerz.

Coś nie prądzi © Eresse


W okolicach Dzierżąznej s p e n e t r o w a l i ś m y starą, rozpadającą się szkołę - najwidoczniej zatęskniliśmy za szczenięcymi latami. Sufit sypał się na głowę, ze ścian łuszczyła się farba, a czerwone rozbryzgi farby do złudzenia przypominały krew. Myślę, że odkryliśmy jakiś tajny plan filmowy.

Straszno i horrornie ;) © Eresse


Próbowaliśmy nawet wynieść kilka drzazg z podłogi, ale Chickenowa odkryła nasz niecny plan i kazała opróżnić kieszenie. Marcin chyba nie był zadowolony.

No daj mi te drzazgi © Eresse


Na gorącym uczynku © Eresse


Na Dożynkach zjedliśmy grillowane mięsiwo, popiliśmy słusznym trunkiem i obejrzeliśmy miejscowe specyjały. Waść Pixon tylko czekał, aż zrobię głupią minę. Chyba coś jadłam...
Om nom nom... © Eresse


Niewątpliwie największą atrakcją wycieczki był Adami jego koń, Alfred. O czym rozpisują się już wszystkie szanujące się brukowce ;)

Dożynki w Dzierżąznej (w tle Alfred i jego giermek) © Eresse


Osaczony przez dzieci z pobliskiej wioski, Adam pogalopował ku zachodzącemu słońcu.
Prrr! szalony © Eresse


Z Dzierżąznej pojechaliśmy przez las swędowski do Łagiewnik i wstąpiliśmy na rozchodniaczka do Modrzewiaka. Tam wyszło na jaw kilka krępujących sekretów (szczególnie tych materacowych), ale może nie będziemy do tego wracać :)

Modrzewiak © Eresse


W Arturówku jeszcze tylko szybkie pamiątkowe zdjęcie i powrót do domu.


Kategoria Projekt: chillout!

Krótko i bez celu

  • DST 12.64km
  • Teren 10.00km
  • Czas 00:41
  • VAVG 18.50km/h
  • VMAX 30.44km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano: 19.08.2012

Uff... jak gorąco. Puff... jak gorąco! Pokręciłam się po okolicy, żeby stłumić wyrzuty sumienia. Tak, tak, gryzę się z myślami o ostatnich kondycyjnych zaniedbaniach.



Tylko czas nie chodzi spać, bo ma czas

  • DST 20.11km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.08km/h
  • VMAX 29.27km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Czas pożegnać góry, nakichać na brzydką pogodę i wrócić do domu. Żal opuszczać tak piękne miejsca.

Widok z okna:

Widok z naszego apartamentu © Eresse


Ponieważ pokoje musieliśmy opuścić o 11, a pociąg z Łodygowic wyjeżdżał dopiero przed 15, powolutku pojechaliśmy sobie na dworzec. Po drodze zrobiliśmy niezbędne zakupy. W strugach deszczu (wszyscy płakali, że wyjeżdżamy ;) mknęliśmy drogą rowerową, ciągnącą się przez kilka kilometrów od Szczyrku w stronę Żywca. Byłoby doprawdy przyjemnie, gdyby rozbryzgująca się woda nie leciała mi na plecy i twarz, a wiatr nie dopełniał dzieła zniszczenia.

Łodygowice © Eresse


Znów czekały nas trzy przesiadki. Jakoś zdążyłam się przyzwyczaić. Ponieważ o miejsca jak zwykle trzeba się było bić, do pociągu wsiadaliśmy z bojowym nastawieniem i zaciętymi minami. W Koluszkach czekała nas ostatnia przesiadka. Na pociąg mieliśmy czekać ok. 40 minut, dlatego bardzo się ucieszyliśmy, gdy już po pięciu nadjechał skład do Łódź Kaliska - nowiuteńki, przystosowany do potrzeb rowerzystów. Jakież było nasze zdziwienie, gdy konduktor oznajmił nam, że nie posiadamy ważnych biletów na przejazd liniami InterREGIO, bowiem REGIO się do tej spółki nie zalicza. Na szczęście trafiliśmy na zapaleńca rowerowego, który pobłażliwie popatrzył na nas, na nasze maszyny i machnął ręką. Do Łodzi dotarliśmy więc półdarmo i z niezłym wyprzedzeniem.

Krwawy zachód © Eresse


Kategoria Szczyrk

Miał być szlak rowerowy, wyszedł hardkorowy!

  • DST 34.49km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 9.81km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Pogoda uległa zdecydowanej poprawie, więc można było zapuścić się dalej w góry. Za cel obraliśmy Skrzyczne. Miało być szutrem, jak zwykle wyszło po kamorach. Wspięliśmy się drogą asfaltową wiodącą w stronę Wisły na Przełęcz Salmopolską. Pixon straszył nas stromym podjazdem, więc nastawiłyśmy się bojowo. Ostatecznie droga okazała się łagodniejsza i zdecydowanie łatwiejsza do pokonania.

Przełęcz Salmopolska © Eresse


Wjechaliśmy na zamknięty dla ruchu szlak i piękną, szeroką szutrówką pięliśmy się łagodnie. Czasu na zdjęcia było niewiele, bo musieliśmy zdążyć na kwaterę przed zmrokiem ;)

Za przełęczą Salmopol © Eresse


Tak się złożyło, że gdzieś po drodze zgubiliśmy odbicie na szlak. Dojechaliśmy do rozdroża i stanęliśmy skonsternowani. Okazało się, że trzeba się wbić na kamienisty podjazd i nadrobić zaległości :)

Kartograficzni giganci © Eresse


Kiedy tak dumaliśmy nad mapą, podjechało do nas dwóch rowerzystów. Patrząc na nich myślałam, że zaraz najem się wstydu na podjeździe. Okazało się, że ja i Magda wjechałyśmy jeszcze przed nimi ^^

Ech, te spacerowe szlaki rowerowe... © Eresse


Dalej czekała na nas Malinowska Skała i pierwsze poważne zjazdy. Ponieważ zabrakło mi odwagi i umiejętności, zamykałam nasz rowerowy peleton, prowadząc niekiedy rower. Na jednym z trudniejszych zjazdów Magda krzyczała do mnie: "Monika, wychyl się!", a ja - głupia - słyszałam: "Monika, uśmiechnij się" - i szczerzyłam się sama do siebie. Później Magda pytała mnie, z czego się cieszę ^^

Bo wszystko jest kwestią psychiki © Eresse


Tak zjeżdżają dziewczyny! © Eresse


Ponieważ widok zapaleńców rowerowych na górskich szlakach nie należy do codzienności, wzbudzaliśmy wśród turystów ogólne zainteresowanie i szacunek. Wszyscy przyglądali nam się ciekawie, pozdrawiali, niekiedy wydawali okrzyki zachwytu (różne takie na k** i ja pier**) albo pukali się w czoło.

Rowerowy lansik © Eresse


Choć wykończyły mnie kolejne kilometry, humor nie opuszczał. Czułam się jak władca świata :)

To wszystko moje! © Eresse


Szlak był dłuższy i bardziej wymagający, niż się spodziewałam. Baterie szybko się wyczerpały, a o bananie żołądek zapomniał szybciej niż o nauce do egzaminu. Tuż przed schroniskiem na Skrzycznem zrobiliśmy krótki postój i posililiśmy się kanapkami z dżemem. W schronisku natomiast nie ominęła mnie porcja naleśników z serkiem i bitą śmietaną - pycha!

Szczyt © Eresse


Skrzyczne © Eresse


Na powrót obraliśmy szlak niebieski (?) i czerwony - Pixon zapewniał mnie o łatwym, szutrowym zjeździe. Czemu nie zdziwiły mnie kamienie, wertepy, hopki i bóg wie co jeszcze... Na zjeździe kilka razy zdążyłam pożegnać się z życiem, zaprzedać duszę diabłu i obiecać regularne sprzątanie pokoju. Ostatecznie przekupiłam fatum urokiem osobistym i ślepym szczęściem.

Tak jechałyśmy my:
Szczęśliwej drogi już czas! © Eresse


Pojedynek na miny © Eresse


Tak zjeżdżali profesjonaliści :)



Na prawie-finiszu jeszcze tylko kilka głazów i rozkopów, zbłąkana sarenka na szlaku i przebita dętka Stopy.

Gdzieś na szlaku rowerowym © Eresse


Rowerowa sweet focia ze Stopą naprawiającym rower w tle xD © Eresse


I wreszcie pokój, gdzie czekały na nas nieziemskie rozkosze i napój bogów:

Ogród ziemskich rozkoszy © Eresse


Kategoria Szczyrk

To tu rowery jeżdżą?!

  • DST 27.77km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 9.01km/h
  • VMAX 50.73km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Choć pogoda wciąż się nie poprawiała, postanowiliśmy porzucić domowe zacisze i wybrać się na szlak. Pixon zadecydował o zdobyciu Klimczoka i Błatniej, następnie zjeździe do Brennej i powrocie przez Przełęcz Karkoszczonkę. Mieliśmy wjechać też na Szyndzielnię, ale warunki pogodowe skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu.

Początkowy dystans przejechaliśmy asfaltem - było stromo, ale przynajmniej koła gładko sunęły.

Dobre złego początki © Eresse


Dalej wjechaliśmy na betonowe płyty - łupłupłup, łupłupłup. Później ustąpiły one miejsca błotnistemu duktowi.
W strugach deszczu © Eresse


Zaraz na początku podjazdu Magda zgłosiła nam awarię łańcucha. Mieliśmy nadzieję, że wytrzyma, ale zerwał się po kilkuset metrach.

Negocjujemy? © Eresse


Pixon naprawiał Magdzie łańcuch, a ja i Stopa cierpliwie czekaliśmy. Deszcz lunął tak niespodziewanie, że nie zdążyliśmy nawet poszukać rozłożystego drzewa. Pixon wyciskał wodę z rękawiczek, a ja kuliłam się obok pnia. Po kilku minutach ruszyliśmy zziębnięci w dalszą drogę. W schronisku na Klimczoku nie mogło więc zabraknąć czegoś na rozgrzanie :)

Strudzeni wędrowcy © Eresse


Im dłużej siedzieliśmy w schronisku, tym zimniej robiło się na zewnątrz. Toteż w końcu pożegnaliśmy ciepły kąt i ruszyliśmy w dalszą drogę. Niebo przejaśniało się tylko po to, by dać nam złudną nadzieję na poprawę pogody. Za Klimczokiem spotkaliśmy kilku pieszych turystów na stromym podjeździe. "Nie wjedziecie" - krzyknął ktoś. "My nie wjedziemy? jak to my nie wjedziemy!" - pomyśleliśmy wszyscy i... odpuściliśmy po kilku metrach :)

Dalej pojechaliśmy grzbietem w stronę Błatniej. Było zimno, ale nieco się przejaśniło i mogliśmy podziwiać górskie widoki.

Pełne skupienie © Eresse


Rozdroże © Eresse


Przed Błatnią © Eresse


Z bratem :) © Eresse


Tegoroczne zjazdy należały do najtrudniejszych w moim życiu. Mam wrażenie, że w Przesiece jakoś tak wszystko łatwo poszło. A tutaj wystające kamienie, korzenie i ruszające się skały nie miały końca. Chłopakom tak się podobało, że nawet nie mieliśmy czasu na zdjęcia.

Łatwy szlak, hę? © Eresse


Tak, tak, wygląda gładko i prosto. Jest tak w istocie. Na szlakach hardkorowych po prostu nie było mowy o zdjęciach, prawda, Pixon? :)

Po zjeździe do Brennej - nogi trzęsły mi się jak galareta - wstąpiliśmy do Biedronki (sklep-wybawca dla ubogich). Dalej asfaltem pojechaliśmy na przełęcz Karkoszczonkę (jest co kręcić!) i zjechaliśmy do Szczyrku. Na asfalcie miałam nie szaleć, stąd tylko 50 km/h :)

Przełęcz Karkoszczonka © Eresse


Rowery mieliśmy w takim stanie, że spłukiwaliśmy je przez 20 minut.

Myju-myju © Eresse


Kategoria Szczyrk

Hip hip góra!

  • DST 21.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 14.82km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 sierpnia 2012 | dodano: 16.08.2012

Nadeszła długo wyczekiwana chwila. To nic, że poprzedniego dnia musiałam załatwić tysiąc i jeszcze parę przeróżnych spraw, a pogoda za oknem straszyła deszczem. To nic, że ostatecznie odechciało mi się gdziekolwiek jechać. Gdy budzik zadzwonił o 5:00, trzeba było ruszyć tyłek i dotrzeć na dworzec.

Humory nie dopisywały już od samego początku. Siąpił deszcz, było mglisto i zimno. Stopa spóźnił się na zbiórkę, Chickenowa i Pixon darli koty, a ja starałam się być gdzieś poza tym wszystkim.

Do pociągu zapakowaliśmy się punktualnie. Czekały nas trzy przesiadki, więc w żadnym z nich nie zagrzaliśmy dłużej miejsca. Trzeba było pilnować wszystkich rzeczy, uważać na rowery i wykłócać się o miejsce w przedziale z innymi pasażerami.

Maszyny © Eresse


W Łodygowicach ustaliliśmy plan dalszej trasy, wsiedliśmy na rowery i asfaltem pojechaliśmy w stronę Szczyrku. Już w miasteczku rozważaliśmy noclegownię w schronisku (ceny już od 19 zł!) i w dwupokojowym studio z łazienką i aneksem kuchennym. Na miejscu okazało się, że schronisko młodzieżowe oferuje tylko pokoje 8- i 12-osobowe za 24 zł (sic!), natomiast luksusowe studio będzie za 35 zł/os. Nietrudno zgadnąć, na który nocleg padł nasz wybór. Postanowiliśmy utargować choć kilka złotych, ale kiedy zobaczyliśmy pokój i zebraliśmy z podłogi nasze szczęki, porzuciliśmy pomysł negocjacji. Warunki były NIEWYOBRAŻALNE! Czysto, przestronnie, z łazienką i aneksem kuchennym do wyłącznej dyspozycji. Cud, miód, malina i orzeszki :)

Zapraszam do naszego apartamentu :) © Eresse


Kategoria Szczyrk

Leniwie

  • DST 18.51km
  • Czas 00:54
  • VAVG 20.57km/h
  • VMAX 37.67km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 sierpnia 2012 | dodano: 10.08.2012

Bardzo, bardzo wietrznie!

Ostatnio się rozleniwiłam. Już nawet wpisów nie chce mi się zamieszczać :)


Kategoria Praca

PMS

  • DST 18.30km
  • Czas 00:48
  • VAVG 22.88km/h
  • VMAX 39.36km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 sierpnia 2012 | dodano: 01.08.2012

Byłam zła i musiałam się trochę wyszumieć.


Kategoria Praca