Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:419.72 km (w terenie 112.22 km; 26.74%)
Czas w ruchu:11:28
Średnia prędkość:17.42 km/h
Maksymalna prędkość:41.89 km/h
Suma podjazdów:400 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:173 (87 %)
Suma kalorii:4043 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:46.64 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Praca zbiorczo

Piątek, 27 czerwca 2014 | dodano: 28.06.2014

Tak się przyzwyczaiłam do dojazdów do pracy na rowerze, że już nawet zapominam odnotowywać na bikestats :)

Dużo się działo w tym tygodniu. 23 czerwca rozpoczęłam kurs na prawo jazdy i miałam pierwsze wykłady. Chciałam zrobić tacie nieoczekiwany prezent.

We wtorek pojechałam na piaskowanie zębów i zdjęłam nareszcie gorny łuk aparatu ortodontycznego. Zęby są teraz niesamowicie śliskie, błyszczące i duże. Już zapomniałam, jak to jest :) 

W czwartek nie poradziłam sobie najlepiej na wykładzie. Wciąż nie jestem pewna, kiedy wyprzedzanie z prawej strony jest zgodne z przepisami ruchu drogowego na drodze dwu- lub trzypasmowej dwujezdniowej, a kiedy można za to dostać mandat. Czas zajrzeć do podręcznika :)


Kategoria Praca

AMWŁ Medicup 2014

  • DST 17.22km
  • Teren 17.22km
  • Czas 01:09
  • VAVG 14.97km/h
  • VMAX 34.59km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 191( 96%)
  • HRavg 173( 87%)
  • Kalorie 760kcal
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 czerwca 2014 | dodano: 21.06.2014
Uczestnicy

Wróciłam na pole bitwy. Po długiej przerwie (nie licząc niechlubnego startu w Jeleniej Górze) zdecydowałam się wystartować w zawodach. Wygląda na to, że udało mi się nadrobić straty. Zdobyłam 2 miejsce w klasyfikcjacji studenckiej województwa łódzkiego, a wśród kobiet w XC MediCup'14 byłam 5.

Wyniki XC kobiet

Trasę znałam od podszewki - to bez wątpienia pomogło. Miałam też przewagę nad niektórymi zawodniczkami, ponieważ zjeżdżałam wszystkie zjazdy. Pierwsze kółko jechało mi się okropnie. Przede mną były 3 okrążenia, a ja myślałam, że chyba tu umrę. Nie mogłam wyrównać oddechu i bolało mnie kolano. Na drugim wypracowałam przewagę, uspokoiłam się i opanowałam. Czułam, że mam kontrolę nad sobą i rowerem. Pixon oczywiście wspierał mnie ze wszystkich sił, pojemności płuc i zasobności miłych słów. Mijałam go właściwie na każdym zakręcie i podjeździe - nie wiem, używał jakiegoś nieopatentowanego teleportu. Tuż przed metą dałam się wyprzedzić jednej zawodniczce - cóż, takie jest życie :)

Na tomboli wylosowałam ekskluzywne łatki do dętek. Teraz przynajmniej już nie powiem, że nigdy nic nie wygrałam :)

Świetnie przygotowana trasa, smaczne spaghetti za darmoszkę (rzeczona klasyfikacja akademicka) i bez miary satysfakcji.

MediCup 2014

Organizator Miszczu
Organizator Miszczu © Magdalena Wójcik Photography

Blink blinki i chwała
Blink blinki i chwała © Robert Karolczak Photography

Twarz zawodów, a co!
Twarz zawodów, a co! © Magdalena Wójcik Photography

Mały tuptuś
Mały tuptuś © Robert Karolczak Photography

Łódzkie zawodniczki
Łódzkie zawodniczki © Magdalena Wójcik Photography

Kinga znów bezkonkurencyjna
Kinga znów bezkonkurencyjna © Magdalena Wójcik Photography

Gdzie mi tam jedziesz :D
Gdzie mi tam jedziesz :D © Robert Karolczak Photography

Paulina goni
Paulina goni © Magdalena Wójcik Photography

Nie latałam wysoko, ale skutecznie
Nie latałam wysoko, ale skutecznie © Magdalena Wójcik Photography

A teraz wyścig mężczyzn. Panowie startowali z innego miejsca, by rozciągnąć stawkę na rozjeździe. Było ich jednak tak wielu, że na pierwszej pętli i tak korkował się przejazd. Czołówka szybko odjechała i różnica czasu była już nie do nadrobienia. Na szczęście obyło się bez większych upadków, zawodnicy dotarli na metę o własnych siłach. Gratuluję wszystkim, którzy zdecydowali się wystartować. To przecież mega zabawa!

Czołówka
Czołówka © Magdalena Wójcik Photography
Co nie wjadę?!
Co nie wjadę?! © Robert Karolczak Photography

Pixon? to już się robi monotematyczne
Pixon? to już się robi monotematyczne © Magdalena Wójcik Photography


Karol na dropie © Robert Karolczak Photography



Pixon nakurwia
Pixon nakurwia © Magdalena Wójcik Photography

Niczym piaski Sahary
Niczym piaski Sahary © Magdalena Wójcik Photography


Kategoria AMWŁ

Objazd trasy malinkowej

  • DST 34.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 18.89km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 700kcal
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 czerwca 2014 | dodano: 21.06.2014
Uczestnicy


Kategoria Trening

2xPraca

Wtorek, 17 czerwca 2014 | dodano: 20.06.2014


Kategoria Praca

4xPraca

Piątek, 13 czerwca 2014 | dodano: 13.06.2014

Podsumowanie rowerowego tygodnia do i z pracy. Dziś, 13. w piątek, bardzo przesądnie i bardzo złośliwie, zmoczył mnie deszcz, gdy wyszłam z pracy.


Kategoria Praca

Praca i ortodonta 4

  • DST 28.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 18.26km/h
  • Sprzęt Latający holender
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 | dodano: 09.06.2014

Dziś do ortodonty po pracy pojechałam sama - jak grzeczna dziewczynka drogą rowerową. Tego szaleńca i pirata drogowego, Pixona, spotkałam już w gabinecie. Razem więc wracaliśmy do domu :)

Pojechaliśmy Szczecińską. Musieliśmy wyglądać zjawiskowo - dama w obcasach na pojękującej ze starości niemieckiej holenderce i giermek na rozpadającej się kozie xD

Tiruriru
Tiruriru © Eresse



Dobrze pokręcić w towarzystwie

  • DST 50.03km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 17.76km/h
  • VMAX 36.58km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 700kcal
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano: 08.06.2014
Uczestnicy

Wybraliśmy się na pierwszą dłuższą przejażdżkę z Karolczakami :) i muszę przyznać, że Ola, która na rowerze jeździ od miesiąca, radzi sobie bardzo dobrze!

Upał dokuczał nam już od przekroczenia furtki i z każdą godziną wzmagał się. Z ulgą przyjmowaliśmy więc każdy skręt do lasu z rozpalonego asfaltu czy parnej łąki. Pojeździliśmy po Wzniesieniach Łódzkich, wylądowaliśmy w okolicach Dobrej na lodach i pojechaliśmy dalej nad zalew w Strykowie zwany potocznie cesarką. Woda - syf, kiła i mogiła - ale przestrzeń miejska zagospodarowana na bogaty plac zabaw, chodnik i drogę rowerową wokół stawu, boisko, plażę. Posiedzieliśmy w cieniu na trawie, zapchaliśmy się herbatnikami, które nie miały 52 ząbków i trzeba było je popijać i zeskrobywać z zębów. Było śmiechowo.


Kategoria Projekt: chillout!

Who's the Boss?

  • DST 25.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 16.30km/h
  • VMAX 35.09km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 250kcal
  • Sprzęt Latający holender
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 czerwca 2014 | dodano: 05.06.2014

Dzień upłynął mi szybko i przyjemnie. W pracy siedziałam krótko, bo musiałam jeszcze wstąpić na uczelnię po ostatnie wpisy. Później spotkałam się z kolegą z dawnych lat w studenckim klubie BUŁa - nauczona przykrym doświadczeniem (paskudne żarcie w Western Chicken na Piotrkowskiej) nie zamówiłam nic z dań na ciepło, tylko wzięłam kawę. Pogawędziliśmy i powspominaliśmy dawne czasy liceum. 

Na uczelni odkryłam, że nasza prowadząca spełniła obietnicę i wstawiła kilka wybranych makiet z grafiki komputerowej do gabloty. Poniżej prezentuję propozycję nowego czasopisma rowerowego "da bajk!" - projekt własny, home made, druk in ksero tęcza :)

Czytalibyście?
Da bajk! by Monika Sompolińska

Who's the boss? by Monika Sompolińska © Eresse


Kategoria Praca

Naprawdę wracam do formy

  • DST 45.47km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 17.27km/h
  • VMAX 41.89km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 191( 96%)
  • HRavg 149( 75%)
  • Kalorie 1633kcal
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano: 01.06.2014
Uczestnicy

Zanim zaczniesz czytać, Surfin' Ju Es Ej :)

Tak się cieszę, że nie zmarnowałam tej niedzieli na siedzeniu przy komputerze i leżeniu na kanapie (bo przecież trzeba odespać i wypocząć przed kolejnym tygodniem w pracy).

Spięliśmy się z Pixonem, choć bardzo nam się nie chciało, i umówiliśmy się na trening. Ponieważ wiało jakby się ktoś powiesił, staraliśmy się unikać otwartych przestrzeni i asfaltów. Tak tak, nie widać tego na załączonych zdjęciach :) 

Najpierw popędziliśmy do Łagiewnik. Wróć - najpierw przez Arturówek pojechaliśmy na górkę na Rogach. Pierwszy raz podjeżdżałam ją od tej kamienistej, zawalonej cegłami i innymi śmieciami strony, którą zwykle z górki zjeżdżamy. Uffff udało się, nawet Pixon był zaskoczony, że trzymam się tuż za nim. Kolejny punkt to wodopój przy Kaloryferze. Szybko napełniliśmy bidony/butelki i wjechaliśmy na jakąś pętlę, którą jechałam pierwszy raz. Trasa zaczyna się przy ulicy Wycieczkowej obok menażerii czy leśniczówki, jak kto woli - w każdym razie przez dropy i hopy do downhillu, prowadzi w głąb lasu aż do Kapliczek przez dwa strome podjazdy z mostkami i jeden szeroki zjazd. Taką pętlę przejechaliśmy dwa razy. Najpierw wspólnie, bym mogła zapoznać się z drogą i odbiciami, a później każdy w swoim tempie.

Kiedy skończyłam swój przydział, byłam tak wypompowana, że miałam już ochotę wracać do domu. Pixon obiecał mi jeszcze dwa podjazdy i powrót. Ale uśmiechał się przy tym szelmowsko i widziałam, że coś knuje. Tak mnie wyprowadził w pole, że jakimiś bezdrożami i polami dojechaliśmy na Malinkę. 

Spaliłam już sporo energii, ale miałam wrażenie, że z rozgrzanymi, trochę przepalonymi nogami znacznie lepiej mi się jeździ. Wjechaliśmy więc razem na pętlę i jakoś utrzymałam się Pixonowi na kole (tak, musiał dostosować do mnie tempo i trochę na mnie czekać, ale nie poddawał się, humory nam dopisywały). Myślę, że był ze mnie zadowolony :)

Na drugie okrążenie już się nie zdecydowałam. Padłam na trawę jak trup i leżałam na słońcu tuż obok stawu. Kiedy po mnie przyjechał, nie miałam siły ruszyć nogą. Poleżałam jeszcze chwilę i w końcu zmusiłam się do wstania. Do domu wracałam już ostatkiem sił, miałam wrażenie, że uszło ze mnie całe paliwo - jak w samochodzie, który zaczyna zwalniać, chociaż dodajesz gazu. Byłam tak głodna, że mogłabym zjeść wszystko - lodówkę, stare trampki, siodełko. Do domu wtoczyłam się jak zombie. 

Był ogień na trasie! 

PS. Kocham te momenty, kiedy już zrzucam kask, ciuchy rowerowe, mogę się umyć i walnąć do łóżka bez tchu. Czuję wtedy totalną, niezmierzoną błogość. Nawet jedzenie smakuje lepiej. No i kocham trenować z bratem, bo nikt nie motywuje mnie tak jak on :)



Like American Dream
Like American Dream © Eresse
Na bezdrożach
Na bezdrożach © Eresse

Towarzysz podróży
Towarzysz podróży © Eresse


Kategoria Trening