Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Naprawdę wracam do formy

  • DST 45.47km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 17.27km/h
  • VMAX 41.89km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 191( 96%)
  • HRavg 149( 75%)
  • Kalorie 1633kcal
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano: 01.06.2014
Uczestnicy

Zanim zaczniesz czytać, Surfin' Ju Es Ej :)

Tak się cieszę, że nie zmarnowałam tej niedzieli na siedzeniu przy komputerze i leżeniu na kanapie (bo przecież trzeba odespać i wypocząć przed kolejnym tygodniem w pracy).

Spięliśmy się z Pixonem, choć bardzo nam się nie chciało, i umówiliśmy się na trening. Ponieważ wiało jakby się ktoś powiesił, staraliśmy się unikać otwartych przestrzeni i asfaltów. Tak tak, nie widać tego na załączonych zdjęciach :) 

Najpierw popędziliśmy do Łagiewnik. Wróć - najpierw przez Arturówek pojechaliśmy na górkę na Rogach. Pierwszy raz podjeżdżałam ją od tej kamienistej, zawalonej cegłami i innymi śmieciami strony, którą zwykle z górki zjeżdżamy. Uffff udało się, nawet Pixon był zaskoczony, że trzymam się tuż za nim. Kolejny punkt to wodopój przy Kaloryferze. Szybko napełniliśmy bidony/butelki i wjechaliśmy na jakąś pętlę, którą jechałam pierwszy raz. Trasa zaczyna się przy ulicy Wycieczkowej obok menażerii czy leśniczówki, jak kto woli - w każdym razie przez dropy i hopy do downhillu, prowadzi w głąb lasu aż do Kapliczek przez dwa strome podjazdy z mostkami i jeden szeroki zjazd. Taką pętlę przejechaliśmy dwa razy. Najpierw wspólnie, bym mogła zapoznać się z drogą i odbiciami, a później każdy w swoim tempie.

Kiedy skończyłam swój przydział, byłam tak wypompowana, że miałam już ochotę wracać do domu. Pixon obiecał mi jeszcze dwa podjazdy i powrót. Ale uśmiechał się przy tym szelmowsko i widziałam, że coś knuje. Tak mnie wyprowadził w pole, że jakimiś bezdrożami i polami dojechaliśmy na Malinkę. 

Spaliłam już sporo energii, ale miałam wrażenie, że z rozgrzanymi, trochę przepalonymi nogami znacznie lepiej mi się jeździ. Wjechaliśmy więc razem na pętlę i jakoś utrzymałam się Pixonowi na kole (tak, musiał dostosować do mnie tempo i trochę na mnie czekać, ale nie poddawał się, humory nam dopisywały). Myślę, że był ze mnie zadowolony :)

Na drugie okrążenie już się nie zdecydowałam. Padłam na trawę jak trup i leżałam na słońcu tuż obok stawu. Kiedy po mnie przyjechał, nie miałam siły ruszyć nogą. Poleżałam jeszcze chwilę i w końcu zmusiłam się do wstania. Do domu wracałam już ostatkiem sił, miałam wrażenie, że uszło ze mnie całe paliwo - jak w samochodzie, który zaczyna zwalniać, chociaż dodajesz gazu. Byłam tak głodna, że mogłabym zjeść wszystko - lodówkę, stare trampki, siodełko. Do domu wtoczyłam się jak zombie. 

Był ogień na trasie! 

PS. Kocham te momenty, kiedy już zrzucam kask, ciuchy rowerowe, mogę się umyć i walnąć do łóżka bez tchu. Czuję wtedy totalną, niezmierzoną błogość. Nawet jedzenie smakuje lepiej. No i kocham trenować z bratem, bo nikt nie motywuje mnie tak jak on :)



Like American Dream
Like American Dream © Eresse
Na bezdrożach
Na bezdrożach © Eresse

Towarzysz podróży
Towarzysz podróży © Eresse


Kategoria Trening


komentarze
Eresse
| 19:43 czwartek, 5 czerwca 2014 | linkuj Ależ drogi Cyklisto, to mi tylko pomaga utrzymać równowagę ciała i umysłu :)
Cyklista | 14:01 poniedziałek, 2 czerwca 2014 | linkuj Winszuję rosnącej formy. Waćpanna oddaje miłości do bicykla za wiele swego bezcennego zdrowia.
Pixon
| 08:50 poniedziałek, 2 czerwca 2014 | linkuj To był dobry trening, zmęczyłaś mnie tak żebym się tego po Tobie nie spodziewał.

Gratuluję!
Gdzie się podziała moja forma ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa awten
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]