Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:228.26 km (w terenie 145.00 km; 63.52%)
Czas w ruchu:12:49
Średnia prędkość:17.81 km/h
Maksymalna prędkość:50.25 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:45.65 km i 2h 33m
Więcej statystyk

Jeszcze więcej szalonego człowieka

  • DST 39.88km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 17.47km/h
  • VMAX 41.13km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 września 2012 | dodano: 30.09.2012

Zdjęć było więcej niż samej jazdy, mimo to znalazł się też czas na wygłupy i trochę śmiechu. W Strykowie można się nie tylko wykąpać, ale też świetnie zabawić na pobliskim placu przetrwania (wiek 3-12 lat).

Pixon usilnie próbował nam wmówić, że cesarka leży tuż za rogiem, a wiatr wieje w plecy. Na głodniaka wykręciliśmy prawie 40 km.

Pixon © Eresse


Styl, flow, oryginalność © Eresse


Groszki-psychoszki © Eresse


Czekam na księcia. Zagubił się gdzieś po drodze © Eresse


Każdy może mieć piękne dzieciństwo © Eresse


Titanic nie zatonął © Eresse


Nie mieli instrukcji obsługi © Eresse


Robisz to źle © Eresse


Rodzinnie :) © Eresse


Oh so special! © Eresse


Jak już pozostajemy w rekreacyjnym powakacyjnym klimacie:


Kategoria Projekt: chillout!

Patrzy na ciebie szalony człowiek

  • DST 19.60km
  • Czas 00:56
  • VAVG 21.00km/h
  • VMAX 30.93km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 września 2012 | dodano: 28.09.2012

Trzeba się naprawdę bardzo nudzić, by na wycieczkę rowerową wybrać się do centrum miasta, przejechać zatłoczoną drogą rowerową, pokrążyć po parku w zapadającym zmroku i już po ciemku wrócić do domu.

Zawsze uważałam, że z telefonu się dzwoni, a nie robi nim zdjęcia © Eresse



Tour de igloo

  • DST 61.70km
  • Teren 55.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 18.24km/h
  • VMAX 50.25km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 września 2012 | dodano: 16.09.2012

Pobudki o świcie nie należą do moich ulubionych, więc pospałam sobie do 8. Wstać i tak było ciężko, ale jak mus, to mus. Ponieważ ściśle zaplanowany przez Pixona terminarz wymagał punktualności od wszystkich ogniw, gnaliśmy na zbiórkę jak dzikie świnie. O 8:30 wyjechaliśmy z domu, o 8:40 mieliśmy zgarnąć Szalika i Krzyśka na rozdrożu przy Wstążkach, o 8:45 czekał na nas na mostku w Arturówku Marcin, a o 9:30 umówieni byliśmy z Magdą. Na szczęście wszyscy dopisali i niezawodne perpetuum mobile dotarło na Kalonkę.

W oczekiwaniu na Magdę zajrzeliśmy do sklepu dla ubogich - zawsze tanio, zawsze smacznie. Jedni kupili w Biedronce banany i colę (czyt. ja), inni parówki z 93% zawartością mięsa z szynki i bułki z podpieczonym serem. Dla każdego znalazło się coś przyjemnego.

Tour de Kalonka 2012 © Eresse


W Kalonce, jak to na spędzie rowerzystów-maniaków i rowerzystów niedzielnych, przywitaliśmy się z kim się dało i ustaliliśmy przynależność do grupy. Ponieważ hardkory na łatwiznę nie idą, wybraliśmy szlak czarny (27 km) i doczepiliśmy się "na dziko". W tym roku trasa przebiegała nieco inaczej niż w ubiegłym. Pojechaliśmy m.in. przez Byszewy i Boginię, więcej miejsc nie pamiętam.

Byszewy © Eresse


Cudeńka <3 © Eresse


Pogoda iście sztormowa, trzeba było mocno trzymać kierownicę, by nie wypaść z trasy. Nie wiem nawet kiedy wykręciłam prędkość 50 km/h !!! Może to było jeszcze przed Kalonką?

Jak zwykle nie obyło się bez przygód. Najpierw złamana sztyca w Jamborku, teraz zerwany łańcuch na Kalonce. Kto mistrzem się rodzi, ten mistrzem umrze :D

Gdzieś tam po lewej Szalik próbuje naprawić rower ^^ © Eresse


Istnieją jeszcze bezkresne przestrzenie © Eresse


Ja do brata z sercem, a brat nie przyznaje się do tej ładniejszej części rodziny ;)

Ja do niego z sercem, a on do mnie z widelcem © Eresse


fot. Magda Wójcik :) © Eresse


Wygląda na to, że brata ciągnie do brata. Ech...

Jak brat z bratem © Eresse


Choć trasa nie była długa, utrzymaliśmy tempo i zwyciężyliśmy zmagania z wiatrem. Kilka spalonych kalorii dało się we znaki. A podobno głodny rowerzysta, to zły rowerzysta (co widać niżej)

Gdzieś tam jedzą zalewajkę, hm. © Eresse


Wracając do tematu samej Kalonki, tym razem kosztem koszulek organizatorzy wzbogacili program pokazami cyklotrialowymi. Dobrze, że Pixon pstryknął kilka zdjęć, bo ja nie przedarłam się przez tłum widzów.

Cyklotrialowe popisy © Eresse


Po widowiskowym pokazie postanowiliśmy udać się na coś do picia do słynnej/go "Parówy". Kto to w ogóle wymyślił ;) chętnych było wielu, miejsce przy stole znalazło się dla wszystkich.

Spragnieni rowerzyści nie martwią się o parking © Eresse


Dawno mnie tak nie przewiało. Dziś siedzę pod kołdrą i wysmarkuję kolejne chusteczki.


Kategoria Projekt: chillout!

Przegonić lenia

  • DST 23.45km
  • Czas 01:09
  • VAVG 20.39km/h
  • VMAX 35.56km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 września 2012 | dodano: 11.09.2012

Do pracy i z powrotem. Gorąco.


Kategoria Praca

Znajdź brakujący element

  • DST 83.63km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:04
  • VAVG 16.51km/h
  • VMAX 35.56km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 września 2012 | dodano: 03.09.2012

Zgodnie z planem wyruszyliśmy na zbiórkę pod McDonald's na Żubardziu. Choć przyjechałam z Pixonem punktualnie, na miejscu czekali już Marysia, Adam i Mateusz. Ku mojemu zaskoczeniu dotarli nawet Michał i Krzysiek, choć o wycieczce Łukasz poinformował ich na godzinę przed. Magda tymczasem utknęła gdzieś w drodze :)

Tego dnia doświadczyłam też, co to znaczy przejechać 80 km w terenie, a tyle samo gładkim, niepobrużdżonym, lekko opadającym asfaltem. Zrozumiałam też, co to znaczy mieć średnią 16 km/h w tymże terenie :)

Przez Łódź przebiliśmy się bocznymi drogami. Ulicę Pabianicką przekroczyliśmy zaprojektowanym przez idiotę przejściem podziemnym. Konia z rzędem temu, kto ani razu nie stracił tam równowagi!

PackMan vol. 1 © Eresse


PackMan vol. 2 © Eresse


Dalej Adam i Marysia poprowadzili nas dawno zapomnianymi singlami, łąkami i wertepami na południe, w stronę Tuszyna.

Gdzieś tam za Łodzią © Eresse


Po drodze minęliśmy widowiskową dziurę w betonie (zrobił ktoś zdjęcie?), osobliwe wysypisko śmieci z napromieniowanymi oczkami wodnymi i zapomnianą autostradę na euro 2012.

Marysia na dżambo-dżecie © Eresse


Zapomniana autostrada © Eresse


Trudno to skomentować... © Eresse


Paparazzi czuwa © Eresse


Prawdziwa przygoda zaczęła się na niepozornym, trawiasto-leśnym szlaku. Jechałam sobie raźno, podskakując na wertepach i wpadając w głębokie koleiny, gdy nagle tuż za mną rozległ się głośny huk. Myślałam, że komuś dętka wybuchła :) obejrzałam się i zobaczyłam podskakującego dziwacznie Michała. Rower porzucił w krzakach, w jednej ręce trzymał siodełko, a drugą trzymał się za, hmm... nogę.

I co teraz...? © Eresse


Ja złapałam się za głowę, Marysia śmiała się do rozpuku, a panowie głowili się i trudzili, jeden przez drugiego wymyślając lepsze rozwiązania.

Urwał siodło, hahaha! :D © Eresse


Ostatecznie złamanej sztycy nie udało się naprawić zipami, taśmą izolacyjną ani rosnącymi w pobliżu trzcinami.

Adam Słodowy przedstawia © Eresse


Sztyca zmieniła więc zastosowanie i powędrowała do plecaka jako "negocjator". Siodełko natomiast Raven, Pixon i Bendus przykleili na stałe do ramy niezastąpioną czarną taśmą. Całość prezentowała się tak zgrabnie, że nikt nie zauważył różnicy.

Znajdź brakujący element © Eresse


Niewątpliwą gwiazdą dzisiejszej wycieczki był Michał, jego brakujący element i jazda oldschoolowa a'la podryw wiejskich dziołch.

Wszystkie dziołchy moje! © Eresse


Gdyby nie liczyć ciągłego błądzenia, dalszą drogę odbyliśmy bez większych trudności. Michał dzielnie utrzymywał tempo i tylko raz zamienił się rowerem z Pixonem. Każdemu należy się przecież odrobina wytchnienia. W lesie natrafiliśmy na niezidentyfikowany obiekt skonstruowany zapewne przez harcerzy.

Zgadnij, co to? © Eresse


Magda nie przegapiła też uroczego milusińskiego

fot. Magda Wójcik © Eresse


W egzotycznie brzmiącym Jamborku mieliśmy zjeść smażoną rybę, ponoć wyłowioną z pobliskiego stawu.

Gnam po żarcie © Eresse


Ja miałam zjeść rybę, mnie pożarła trawa © Eresse


Coś mnie jednak tknęło i w ostatniej chwili zdecydowałam się na grillowaną kiełbasę. Ryba okazała się mała, oścista i droga, kiełbasa była równie mała, ale sztuk dwie i nawet nie tak bardzo przemielona ;)

Mistrzowsko zdublowana porcja Rapida © Eresse


29 ość, 30 ość, 31 ość... cholera! 1, 2... © Eresse


Om nom nom © Eresse


W Jamborku mocno dumaliśmy nad powrotem. Wahaliśmy się między rowerami, a pociągiem i rowerami. Ponieważ droga wypadła nam przez Kolumnę, tam mieliśmy podjąć ostateczną decyzję. Na peronie przemówił rozsądek i zimne piwo. Jakoś nikt nie kwapił się dokręcać jeszcze 40 km o zmroku. Przy okazji reklamowane piwo dla rowerzystów, Perła Summer, okazało się jednym wielkim niewypałem. Zamiast cydrowo-orzeźwiającego napoju otrzymujemy skis z nutą zwiędłej mięty. Ble!

Najgorsze piwo na świecie, ble! © Eresse


Moja picasa


Kategoria Projekt: chillout!