Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

To tu rowery jeżdżą?!

  • DST 27.77km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 9.01km/h
  • VMAX 50.73km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Choć pogoda wciąż się nie poprawiała, postanowiliśmy porzucić domowe zacisze i wybrać się na szlak. Pixon zadecydował o zdobyciu Klimczoka i Błatniej, następnie zjeździe do Brennej i powrocie przez Przełęcz Karkoszczonkę. Mieliśmy wjechać też na Szyndzielnię, ale warunki pogodowe skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu.

Początkowy dystans przejechaliśmy asfaltem - było stromo, ale przynajmniej koła gładko sunęły.

Dobre złego początki © Eresse


Dalej wjechaliśmy na betonowe płyty - łupłupłup, łupłupłup. Później ustąpiły one miejsca błotnistemu duktowi.
W strugach deszczu © Eresse


Zaraz na początku podjazdu Magda zgłosiła nam awarię łańcucha. Mieliśmy nadzieję, że wytrzyma, ale zerwał się po kilkuset metrach.

Negocjujemy? © Eresse


Pixon naprawiał Magdzie łańcuch, a ja i Stopa cierpliwie czekaliśmy. Deszcz lunął tak niespodziewanie, że nie zdążyliśmy nawet poszukać rozłożystego drzewa. Pixon wyciskał wodę z rękawiczek, a ja kuliłam się obok pnia. Po kilku minutach ruszyliśmy zziębnięci w dalszą drogę. W schronisku na Klimczoku nie mogło więc zabraknąć czegoś na rozgrzanie :)

Strudzeni wędrowcy © Eresse


Im dłużej siedzieliśmy w schronisku, tym zimniej robiło się na zewnątrz. Toteż w końcu pożegnaliśmy ciepły kąt i ruszyliśmy w dalszą drogę. Niebo przejaśniało się tylko po to, by dać nam złudną nadzieję na poprawę pogody. Za Klimczokiem spotkaliśmy kilku pieszych turystów na stromym podjeździe. "Nie wjedziecie" - krzyknął ktoś. "My nie wjedziemy? jak to my nie wjedziemy!" - pomyśleliśmy wszyscy i... odpuściliśmy po kilku metrach :)

Dalej pojechaliśmy grzbietem w stronę Błatniej. Było zimno, ale nieco się przejaśniło i mogliśmy podziwiać górskie widoki.

Pełne skupienie © Eresse


Rozdroże © Eresse


Przed Błatnią © Eresse


Z bratem :) © Eresse


Tegoroczne zjazdy należały do najtrudniejszych w moim życiu. Mam wrażenie, że w Przesiece jakoś tak wszystko łatwo poszło. A tutaj wystające kamienie, korzenie i ruszające się skały nie miały końca. Chłopakom tak się podobało, że nawet nie mieliśmy czasu na zdjęcia.

Łatwy szlak, hę? © Eresse


Tak, tak, wygląda gładko i prosto. Jest tak w istocie. Na szlakach hardkorowych po prostu nie było mowy o zdjęciach, prawda, Pixon? :)

Po zjeździe do Brennej - nogi trzęsły mi się jak galareta - wstąpiliśmy do Biedronki (sklep-wybawca dla ubogich). Dalej asfaltem pojechaliśmy na przełęcz Karkoszczonkę (jest co kręcić!) i zjechaliśmy do Szczyrku. Na asfalcie miałam nie szaleć, stąd tylko 50 km/h :)

Przełęcz Karkoszczonka © Eresse


Rowery mieliśmy w takim stanie, że spłukiwaliśmy je przez 20 minut.

Myju-myju © Eresse


Kategoria Szczyrk


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa razpr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]