Szlakiem Orlich Gniazd
-
DST
46.52km
-
Teren
25.00km
-
Czas
03:11
-
VAVG
14.61km/h
-
VMAX
43.90km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
184( 92%)
-
HRavg
129( 65%)
-
Kalorie 1695kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Szlak Orlich Gniazd wziął swoją nazwę od usytuowania grodów i zamków, które były stawiane na wapiennych skałach i wzgórzach, zupełnie jak prawdziwe orle gniazda. Cały szlak ma około 160 km. My przejechaliśmy tylko jego fragment.
Nastawieni na całodniową wyprawę - nie znając terenu i własnych możliwości po zimie, lepiej założyć więcej czasu, niż lecieć na złamanie karku - wstaliśmy o 7, by spokojnie dojechać, rozpakować rowery i ruszyć na szlak. Zaparkowaliśmy w samym centrum Olsztyna, tuż przy Rynku. Jeśli planujecie rozpocząć wycieczkę w Sokolich Górach, wyjedźcie z miasta w kierunku południowym. Tuż pod rezerwatem jest duży, zacieniony sosnami parking. Zdecydowanie przyjemniej rozkładać na nim rowery, niż na chodniku między przechodzącymi ludźmi.
Rowery skręcone, koła napompowane, sprzęt sprawdzony. Ruszamy.
Nie zdążyłam przejechać dwóch kilometrów i już zaliczyłam pierwszą w tym sezonie, całkiem efektowną glebę z lotem na ziemię przy prędkości 10 km/h. Ale jak? No tak. Tuż na wjeździe do lasu w Sokolich Górach, kiedy nie byliśmy jeszcze pewni, którędy prowadzi nasz szlak, Jacek zatrzymał się, by sprawdzić mapę, a ja jechałam tuż za nim i w tym samym momencie odwróciłam się, żeby zobaczyć oznaczenie na drzewie. Z głową odwróconą do tyłu nadziałam się przednią oponą na jego oponę, a ponieważ się tego kompletnie nie spodziewałam, wystrzeliłam jak z procy i upadłam na ziemię :D
Trochę oszołomiona pozbierałam się czym prędzej. To było bardziej zabawne, niż bolesne.
Sokole Góry © Eresse
Łachy piachu © Eresse
Wiosna w rozkwicie © Eresse
Dalej już bez przygód wjechaliśmy na niebieski szlak rowerowy i skierowaliśmy się na Biskupice. Las pachniał, zielony i taki świeży, pokrzywami, ściółką, malutkimi listkami jagód, buków i grabów. Na wyjeździe z lasu natrafiliśmy na podjazd przez łąkę. Trawiastą i trochę stromą, wystarczająco upierdliwą, by już na start nas przeciochrać. Dalej była wieś Zaborze, w której stanęliśmy przed dylematem - jechać na Zalew Porajski czy nie jechać. Ja nie byłam pewna swoich sił, więc nie chcąc wydłużać trasy, udaliśmy się prosto na Suliszowice. W Suliszowicach mieliśmy zobaczyć Strażnicę z XIV w., ale zboczyliśmy z głównej drogi na czerwony szlak rowerowy i tyle ją widzieliśmy. Po drodze, przedzierając się przez piachy, minęliśmy kilka skałek: "Kreślonka" i "Szyja" (według mapy) i zjechaliśmy do Ostrężnika, w którym znów trafiliśmy na sieć szlaków i dylemat dalszej podróży.
Skałki © Eresse
Razem jest wspaniale! © Eresse
Wyjazd na upragniony asfalt © Eresse
Okolice Ostrężnika © Eresse
Szlak na Złoty Potok © Eresse
Zgodnie z planem pojechaliśmy na Złoty Potok, tym razem asfaltem, po niemiłych doświadczeniach z zakopywaniem się w łachach piachu w lesie. Okazało się, że niepotrzebnie, bo wzdłuż drogi numer 793 biegnie czerwony szlak pieszy i rowerowy, przypomina nieco utwardzony singiel i trochę żałuję, że go nie wybraliśmy. Po drodze do Złotego Potoku minęliśmy uroczy staw ze wzgórzem w tle i stary młyn. Dalej był staw Ameryka, nad którym zrobiliśmy krótką przerwę obiadową. Zbliżała się 13:00.
Staw Ameryka © Eresse
W Złotym Potoku mogliśmy zobaczyć Pałac Raczyńskich i Dworek Zygmunta Krasińskiego. Dworek w Złotym Potoku najprawdopodobniej został zbudowany w 1829 r. i został zakupiony przez ojca Zygmunta Krasińskiego, generała Wincentego. Po śmierci poety majątek odziedziczyła córka, Maria, żona hrabiego Edwarda Aleksandra Raczyńskiego i tak majtek przeszedł w ręce rodziny Raczyńskich, która na początku XX w. przebudowała pałac, nadając mu dzisiejszy kształt.
Dwór Raczyńskich © Eresse
Tyle historii. Wracamy na szlak. Ze Złotego Potoku pojechaliśmy dalej czerwonym szlakiem do Zrębic. Tu kolejna mordercza porcja piachu na drogach. Byłam już tak umęczona, że myślałam tylko o powrocie do domu. Dalej na północ był już tylko Turów, gdzie zawinęliśmy z powrotem w kierunku Olsztyna i wjechaliśmy do miasta od strony cmentarza. Piękne asfalty z widokiem na łąki, skały wapienne i zamek.
Z wycieczki pozostał nam niedosyt. Zawsze jest tak, że można by zobaczyć więcej i pojechać dalej. Ale chyba nie miałabym siły :-)
Kategoria Projekt: chillout!