Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

#4 - Hässleholm - Goteryd - Od pól po lasy

  • DST 75.05km
  • Czas 04:46
  • VAVG 15.74km/h
  • VMAX 43.07km/h
  • Sprzęt Skowyrna mewa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 lipca 2018 | dodano: 12.08.2018

My, Szwedzi, jesteśmy chyba tacy zahartowani i twardzi dzięki surowym warunkom naturalnym, w których żyjemy. Co jeszcze? Opanowanie i chłód emocjonalny; rzadko kiedy tracimy głowę i wpadamy w panikę. Jesteśmy rozsądnym narodem, który rzadko kieruje się emocjami.
- Bent Hamer, wywiad, 2005


Szwecja dla melancholików

Tutaj szanuje się dystans. Choć Szwedzi w pierwszym kontakcie mogą się wydawać bardzo serdeczni i uśmiechnięci, nie są zbyt otwarci i wylewni. Dobrze jest, mijając Szweda, uśmiechnąć się lub skinąć głową na powitanie, bo chętnie odwzajemni gest. I to wszystko. Bez żadnych tam: "Jak leci, co słychać? U mnie spoko."

Dlaczego Szwedzi nie mają w oknach firanek?

Na parapetach stawiają stylowe wazony, drobne figurki, kwiaty i lampki. Nie zasłaniają się, tak jak my, wysokimi płotami i drutem kolczastym. Podobno pokazują w ten sposób, że nie mają nic do ukrycia, są też bardzo ufni i mają wysokie poczucie bezpieczeństwa. Nie wypada też gapić im się w okna i zaglądać do środka (co nam, ciekawskim Polakom, przychodzi z dużym trudem). To złudne poczucie bezpieczeństwa powoli przygasa, w miastach i na peryferiach coraz częściej spotyka się znaki informacyjne, przestrzegające przed kradzieżami, ale w mało zaludnionych obszarach wciąż zdarza się, że nie mają nawet płotu. Co najwyżej pastuch dla zwierząt. 

W Szwecji nie ma śmieci

To pierwsze, co rzuca mi się w oczy, gdy wysiadamy z promu w Ystad i przechodzimy na stację kolejową. Szwedzi mają głęboko zakorzenioną potrzebę bycia blisko natury i dbania o środowisko, w którym przebywają. Im się po prostu w głowie nie mieści, że chusteczkę czy papierek można wyrzucić gdzieś indziej, niż do kosza na śmieci. W ogóle unikają wyrzucania, stare przedmioty poddają recyklingowi, oddają w specjalne miejsca "może-przyda-się-komuś-innemu" (Skrot - prawie jak szrot) lub sprzedają w przydomowych sklepikach ze starociami (Loppis). Puszki aluminiowe, butelki szklane i plastikowe zbierają przez cały tydzień, a później hurtem oddają w specjalnych punktach, najczęściej przy supermarketach, bo za każdą z nich sklep zwraca pobraną wcześniej kaucję, a surowiec zostaje poddany ponownej obróbce.

Zabezpieczenie rowerów na promie z Ronne do Ystad
Zabezpieczenie rowerów na promie z Ronne do Ystad © Eresse

Stugor i czerwień faluńska

Gdy wyjeżdżamy z miasta, zaczynamy napotykać coraz więcej małych, szwedzkich gospodarstw - stodół i domów - pokrytych charakterystyczną czerwoną farbą. Niektórzy Szwedzi mieszkają w nich na co dzień, zajmując się hodowlą owiec i bydła lub uprawą ziemi. Inni zamieszkują domki, zwane stugor, w których spędzają weekendy lub wakacje, chcąc spełnić swoje marzenie o ucieczce z miasta. Dlaczego ściany ich domów są czerwone? Ponoć tradycja malowania ścian na bordowo wzięła się od miasteczka o nazwie Falun, w którym funkcjonowała kopalnia miedzi. Czerwony barwnik był produktem ubocznym wytwarzanym przez kopalnię, a podgrzany i zmieszany z wodą, dawał farbę, która stała się częścią szwedzkiego stylu architektonicznego. Mijając kolejne gospodarstwa zauważamy jeszcze kilka kolorów: biel, żółć, szarość i brąz. Wszystkie są zrównoważone, kojarzą się z naturą i ziemią. Bardzo częstym widokiem, którego mogę im tylko zazdrościć, jest usytuowanie domów nad wodą. Wiele z nich stoi tuż nad jeziorem, inne zaledwie kilka lub kilkadziesiąt metrów od brzegu.

W Szwecji jest tak niska gęstość zaludnienia, że jedno gospodarstwo od drugiego jest oddalone o jakieś pół kilometra. Jedziesz sobie drogą, mijasz dom, później długo-długo nic, o! wreszcie jakiś dom i znowu długo-długo nic. Wedle statystyk na jeden kilometr kwadratowy przypada około 22 mieszkańców. No to wyobraźcie sobie teraz powitalną wizytę u sąsiadów z ciastem - zdążyłoby się zestarzeć, zanim zapukalibyście do drzwi. Zresztą lepiej nie próbujcie. Oni nie lubią takich niezapowiedzianych wizyt. Tutaj nie wpada się znienacka, żeby pożyczyć szklankę cukru. Ale jak będziecie chcieli rozbić namiot na ich łące i zapytacie o zgodę, to jeszcze wskażą Wam najlepsze miejsce. Bo takie jest tam prawo.

Stugor
Stugor © Eresse

Prawo powszechnego dostępu

W Szwecji obowiązuje prawo Allemansrätten, czyli prawo powszechnego dostępu. Jeśli masz życzenie rozbić namiot w lesie lub nad jeziorem, możesz to zrobić bez konsekwencji na jeden dzień. Musisz tylko zachować odległość przynajmniej 150 metrów od czyjegoś domu, no i nie śmiecić. Czyli pozostawić miejsce takim, jakim je zastałeś. Zdarzają się też miejsca specjalnie wyznaczone do biwakowania np. polany w Store Mosse National Park. Tam ma się nawet dostęp do bieżącej, zdatnej do picia wody.

Jeziora i lasy

Niezależnie od tego, w której części Szwecji się znajdziecie, prędzej czy później traficie na las lub jezioro. Szwecja może się poszczycić niemal niekończącą się liczbą akwenów: małych i dużych, a każde z nich będzie miało wejście do wody z piaszczystego brzegu (jeśli zostało przystosowane jako kąpielisko) lub ze skalistego podejścia. To takie duże Mazury, tylko bez tych wszystkich łodzi, katamaranów i motorówek, które brzęczą i terkocą od rana do zmierzchu.

Hodowla dziczyzny
Hodowla dziczyzny © Eresse

Szutrowe drogi bez dziur
Szutrowe drogi bez dziur © Eresse

Trochę jak w górach

W tej części Szwecji krajobraz jest polodowcowy, niby jeździ się na wysokościach 100-150 metrów nad poziomem morza, a czuje się jak w górach. Szwedzi uwielbiają kręte drogi, wiele z nich biegnie góra-dół, góra-dół i nigdy nie wiadomo, co czeka za kolejnym zakrętem. Tutaj nikt nie będzie się nudził, bo praktycznie nie ma długich, płaskich odcinków. Cały dzień to jazda interwałowa. Najpierw wyprujesz się na podjeździe, by za chwilkę odzyskać siły na zjeździe. I od nowa.

Jedzenie

Czekolady i batony występują w zaskakujących kombinacjach smakowych - słodkie, o smaku lukrecji, posypane grubymi ziarnami soli. My Polacy lubimy słodkie i kwaśne. Oni uwielbiają słono-słodkie - kiszone śledzie, pasty z kawioru, sery topione z krewetkami lub rakami. Ale nie można im odmówić talentu w przygotowaniu pysznych kotlecików köttbullar, słodkich cynamonowych bułeczek kanelbullar i rozpływających się w ustach żółtych serów.

Z Ystad do Hassleholmu

Do Ystad przypływamy promem z Rønne. Rejs trwa półtorej godziny. W tym czasie zabezpieczamy rowery taśmami, oglądamy moment odpłynięcia od brzegu, pijemy najdroższą w życiu kawę i czytamy katalog reklamowy. I już. Jesteśmy u brzegów Szwecji.

W Ystad przesiadamy się na pociąg, który zwozi nas do Lund, gdzie znów przesiadamy się, tym razem na pociąg do Hässleholm. Na szczęście skład jest niskopodłogowy i nie musimy biegać w tę i we w tę z sakwami, tylko po prostu wciągamy całe rowery do wagonu. Nawet udaje nam się usiąść. Cel jest jeden - wydostać się z terenów rolniczych i czym prędzej wjechać w las.

W Hässleholm przejeżdżamy deptakiem i wkrótce wydostajemy się na główną drogę nr 117. Chwila nieprzyjemnej jazdy ruchliwym asfaltem, w hałasie i pędzie mijających nas ciężarówek. Zaraz uciekamy w boczną drogę na Farstorp i tutaj jest już dużo spokojniej. Aż do Osby pogoda nie może się wybrać. Przed nami grzmi, zbierają się deszczowe chmury. Zaczyna padać pół kilometra przed Osby. W ostatniej chwili wpadamy pod wiatę przystankową. Leje ponad dwie godziny. Jemy, pijemy kawę, planujemy dalszą trasę, czytamy kilka razy szwedzkie ogłoszenia na ścianach, gramy w gry słowne, przychodzą nam potowarzyszyć kaczki. I w końcu przestaje padać.

Popadało
Popadało © Eresse

Dalej jedziemy na Delary i Göteryd, gdzie nad jeziorem robimy sobie obozowisko. Jest kąpiel w jeziorze, kolacja nad wodą i malownicze otoczenie. Po drugiej stronie jeziora stoi kilka domków i po wodzie niosą się ciche rozmowy. Szepczemy, nie chcąc zakłócać ciszy.

Gdy już kładziemy się spać, prawie na baczność stawiają nas przekrzykujące się i nawołujące z dwóch brzegów żurawie. Klekot rozlega się najpierw blisko nas, niemal nad głową za ścianą namiotu, a za chwilę odpowiada mu jazgotanie z drugiego końca jeziora. I tak przez dobre pół godziny. Zapowiada się rozrywkowa noc.

Nocleg pod milionem gwiazd
Nocleg pod milionem gwiazd © Eresse


Kategoria Szwecja z sakwami


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa rzyok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]