Dożynki, koniki i inne Alfredy
-
DST
61.96km
-
Teren
55.00km
-
Czas
03:43
-
VAVG
16.67km/h
-
VMAX
34.91km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak to już jest, że jak się człowiek wreszcie zmobilizuje, to wszystko idzie jak po grudzie.
Dzisiejsza wycieczka zaplanowana była na godzinę 10, a miejscem docelowym miały być okolice Bełchatowa. Jednakże nad ranem padał rzęsisty deszcz, który skutecznie nas zraził do jakichkolwiek wycieczek. Zbiórkę przesunęliśmy więc na 10:45, 11:00, później wcale mieliśmy nie jechać. Ostatecznie padło na 13 pod domem Siwego. Z drobnym opóźnieniem - mnie przeskakiwały przerzutki, Magda narzekała na odkręcający się blok - dotarliśmy na umówione miejsce.
W dość licznym, siedmioosobowym gronie wyruszyliśmy w stronę Grotnik. Najpierw singlem przez las Krogulec, dalej leśnymi drogami przez Grotniki. Było wilgotno i ślisko, powietrze pachniało mokrą ściółką i korą.
Do naszych rowerowych usterek dołączyła wkrótce przedziurawiona dętka Marysi.Ja mam ładniejszy aparat, ja!
© Eresse
W czasie krótkiego postoju i konkursu na lepszy, ładniejszy, większy (niepotrzebne skreślić) aparat, ja i Iza, znudzone zamieszaniem, podpierałyśmy rowery. Iza i jej maszyna
© EresseJa i moja maszyna
© Eresse
Przy okazji Pixon orzekł, że faktycznie szwankują mi przerzutki i na winowajcę wskazał zużyty pancerz. Coś nie prądzi
© Eresse
W okolicach Dzierżąznej s p e n e t r o w a l i ś m y starą, rozpadającą się szkołę - najwidoczniej zatęskniliśmy za szczenięcymi latami. Sufit sypał się na głowę, ze ścian łuszczyła się farba, a czerwone rozbryzgi farby do złudzenia przypominały krew. Myślę, że odkryliśmy jakiś tajny plan filmowy. Straszno i horrornie ;)
© Eresse
Próbowaliśmy nawet wynieść kilka drzazg z podłogi, ale Chickenowa odkryła nasz niecny plan i kazała opróżnić kieszenie. Marcin chyba nie był zadowolony.No daj mi te drzazgi
© EresseNa gorącym uczynku
© Eresse
Na Dożynkach zjedliśmy grillowane mięsiwo, popiliśmy słusznym trunkiem i obejrzeliśmy miejscowe specyjały. Waść Pixon tylko czekał, aż zrobię głupią minę. Chyba coś jadłam...Om nom nom...
© Eresse
Niewątpliwie największą atrakcją wycieczki był Adami jego koń, Alfred. O czym rozpisują się już wszystkie szanujące się brukowce ;)Dożynki w Dzierżąznej (w tle Alfred i jego giermek)
© Eresse
Osaczony przez dzieci z pobliskiej wioski, Adam pogalopował ku zachodzącemu słońcu. Prrr! szalony
© Eresse
Z Dzierżąznej pojechaliśmy przez las swędowski do Łagiewnik i wstąpiliśmy na rozchodniaczka do Modrzewiaka. Tam wyszło na jaw kilka krępujących sekretów (szczególnie tych materacowych), ale może nie będziemy do tego wracać :) Modrzewiak
© Eresse
W Arturówku jeszcze tylko szybkie pamiątkowe zdjęcie i powrót do domu.
Kategoria Projekt: chillout!