Wrzesień, 2012
Dystans całkowity: | 228.26 km (w terenie 145.00 km; 63.52%) |
Czas w ruchu: | 12:49 |
Średnia prędkość: | 17.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.25 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 45.65 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Jeszcze więcej szalonego człowieka
-
DST
39.88km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:17
-
VAVG
17.47km/h
-
VMAX
41.13km/h
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zdjęć było więcej niż samej jazdy, mimo to znalazł się też czas na wygłupy i trochę śmiechu. W Strykowie można się nie tylko wykąpać, ale też świetnie zabawić na pobliskim placu przetrwania (wiek 3-12 lat).
Pixon usilnie próbował nam wmówić, że cesarka leży tuż za rogiem, a wiatr wieje w plecy. Na głodniaka wykręciliśmy prawie 40 km.Pixon
© EresseStyl, flow, oryginalność
© EresseGroszki-psychoszki
© EresseCzekam na księcia. Zagubił się gdzieś po drodze
© EresseKażdy może mieć piękne dzieciństwo
© EresseTitanic nie zatonął
© EresseNie mieli instrukcji obsługi
© EresseRobisz to źle
© EresseRodzinnie :)
© EresseOh so special!
© Eresse
Jak już pozostajemy w rekreacyjnym powakacyjnym klimacie:
Kategoria Projekt: chillout!
Patrzy na ciebie szalony człowiek
-
DST
19.60km
-
Czas
00:56
-
VAVG
21.00km/h
-
VMAX
30.93km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzeba się naprawdę bardzo nudzić, by na wycieczkę rowerową wybrać się do centrum miasta, przejechać zatłoczoną drogą rowerową, pokrążyć po parku w zapadającym zmroku i już po ciemku wrócić do domu.Zawsze uważałam, że z telefonu się dzwoni, a nie robi nim zdjęcia
© Eresse
Tour de igloo
-
DST
61.70km
-
Teren
55.00km
-
Czas
03:23
-
VAVG
18.24km/h
-
VMAX
50.25km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pobudki o świcie nie należą do moich ulubionych, więc pospałam sobie do 8. Wstać i tak było ciężko, ale jak mus, to mus. Ponieważ ściśle zaplanowany przez Pixona terminarz wymagał punktualności od wszystkich ogniw, gnaliśmy na zbiórkę jak dzikie świnie. O 8:30 wyjechaliśmy z domu, o 8:40 mieliśmy zgarnąć Szalika i Krzyśka na rozdrożu przy Wstążkach, o 8:45 czekał na nas na mostku w Arturówku Marcin, a o 9:30 umówieni byliśmy z Magdą. Na szczęście wszyscy dopisali i niezawodne perpetuum mobile dotarło na Kalonkę.
W oczekiwaniu na Magdę zajrzeliśmy do sklepu dla ubogich - zawsze tanio, zawsze smacznie. Jedni kupili w Biedronce banany i colę (czyt. ja), inni parówki z 93% zawartością mięsa z szynki i bułki z podpieczonym serem. Dla każdego znalazło się coś przyjemnego.Tour de Kalonka 2012
© Eresse
W Kalonce, jak to na spędzie rowerzystów-maniaków i rowerzystów niedzielnych, przywitaliśmy się z kim się dało i ustaliliśmy przynależność do grupy. Ponieważ hardkory na łatwiznę nie idą, wybraliśmy szlak czarny (27 km) i doczepiliśmy się "na dziko". W tym roku trasa przebiegała nieco inaczej niż w ubiegłym. Pojechaliśmy m.in. przez Byszewy i Boginię, więcej miejsc nie pamiętam. Byszewy
© EresseCudeńka <3
© Eresse
Pogoda iście sztormowa, trzeba było mocno trzymać kierownicę, by nie wypaść z trasy. Nie wiem nawet kiedy wykręciłam prędkość 50 km/h !!! Może to było jeszcze przed Kalonką?
Jak zwykle nie obyło się bez przygód. Najpierw złamana sztyca w Jamborku, teraz zerwany łańcuch na Kalonce. Kto mistrzem się rodzi, ten mistrzem umrze :DGdzieś tam po lewej Szalik próbuje naprawić rower ^^
© EresseIstnieją jeszcze bezkresne przestrzenie
© Eresse
Ja do brata z sercem, a brat nie przyznaje się do tej ładniejszej części rodziny ;)Ja do niego z sercem, a on do mnie z widelcem
© Eressefot. Magda Wójcik :)
© Eresse
Wygląda na to, że brata ciągnie do brata. Ech...Jak brat z bratem
© Eresse
Choć trasa nie była długa, utrzymaliśmy tempo i zwyciężyliśmy zmagania z wiatrem. Kilka spalonych kalorii dało się we znaki. A podobno głodny rowerzysta, to zły rowerzysta (co widać niżej)Gdzieś tam jedzą zalewajkę, hm.
© Eresse
Wracając do tematu samej Kalonki, tym razem kosztem koszulek organizatorzy wzbogacili program pokazami cyklotrialowymi. Dobrze, że Pixon pstryknął kilka zdjęć, bo ja nie przedarłam się przez tłum widzów.Cyklotrialowe popisy
© Eresse
Po widowiskowym pokazie postanowiliśmy udać się na coś do picia do słynnej/go "Parówy". Kto to w ogóle wymyślił ;) chętnych było wielu, miejsce przy stole znalazło się dla wszystkich. Spragnieni rowerzyści nie martwią się o parking
© Eresse
Dawno mnie tak nie przewiało. Dziś siedzę pod kołdrą i wysmarkuję kolejne chusteczki.
Kategoria Projekt: chillout!
Przegonić lenia
-
DST
23.45km
-
Czas
01:09
-
VAVG
20.39km/h
-
VMAX
35.56km/h
-
Temperatura
29.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem. Gorąco.
Kategoria Praca
Znajdź brakujący element
-
DST
83.63km
-
Teren
70.00km
-
Czas
05:04
-
VAVG
16.51km/h
-
VMAX
35.56km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zgodnie z planem wyruszyliśmy na zbiórkę pod McDonald's na Żubardziu. Choć przyjechałam z Pixonem punktualnie, na miejscu czekali już Marysia, Adam i Mateusz. Ku mojemu zaskoczeniu dotarli nawet Michał i Krzysiek, choć o wycieczce Łukasz poinformował ich na godzinę przed. Magda tymczasem utknęła gdzieś w drodze :)
Tego dnia doświadczyłam też, co to znaczy przejechać 80 km w terenie, a tyle samo gładkim, niepobrużdżonym, lekko opadającym asfaltem. Zrozumiałam też, co to znaczy mieć średnią 16 km/h w tymże terenie :)
Przez Łódź przebiliśmy się bocznymi drogami. Ulicę Pabianicką przekroczyliśmy zaprojektowanym przez idiotę przejściem podziemnym. Konia z rzędem temu, kto ani razu nie stracił tam równowagi! PackMan vol. 1
© EressePackMan vol. 2
© Eresse
Dalej Adam i Marysia poprowadzili nas dawno zapomnianymi singlami, łąkami i wertepami na południe, w stronę Tuszyna. Gdzieś tam za Łodzią
© Eresse
Po drodze minęliśmy widowiskową dziurę w betonie (zrobił ktoś zdjęcie?), osobliwe wysypisko śmieci z napromieniowanymi oczkami wodnymi i zapomnianą autostradę na euro 2012.Marysia na dżambo-dżecie
© EresseZapomniana autostrada
© EresseTrudno to skomentować...
© EressePaparazzi czuwa
© Eresse
Prawdziwa przygoda zaczęła się na niepozornym, trawiasto-leśnym szlaku. Jechałam sobie raźno, podskakując na wertepach i wpadając w głębokie koleiny, gdy nagle tuż za mną rozległ się głośny huk. Myślałam, że komuś dętka wybuchła :) obejrzałam się i zobaczyłam podskakującego dziwacznie Michała. Rower porzucił w krzakach, w jednej ręce trzymał siodełko, a drugą trzymał się za, hmm... nogę. I co teraz...?
© Eresse
Ja złapałam się za głowę, Marysia śmiała się do rozpuku, a panowie głowili się i trudzili, jeden przez drugiego wymyślając lepsze rozwiązania. Urwał siodło, hahaha! :D
© Eresse
Ostatecznie złamanej sztycy nie udało się naprawić zipami, taśmą izolacyjną ani rosnącymi w pobliżu trzcinami.Adam Słodowy przedstawia
© Eresse
Sztyca zmieniła więc zastosowanie i powędrowała do plecaka jako "negocjator". Siodełko natomiast Raven, Pixon i Bendus przykleili na stałe do ramy niezastąpioną czarną taśmą. Całość prezentowała się tak zgrabnie, że nikt nie zauważył różnicy.Znajdź brakujący element
© Eresse
Niewątpliwą gwiazdą dzisiejszej wycieczki był Michał, jego brakujący element i jazda oldschoolowa a'la podryw wiejskich dziołch.Wszystkie dziołchy moje!
© Eresse
Gdyby nie liczyć ciągłego błądzenia, dalszą drogę odbyliśmy bez większych trudności. Michał dzielnie utrzymywał tempo i tylko raz zamienił się rowerem z Pixonem. Każdemu należy się przecież odrobina wytchnienia. W lesie natrafiliśmy na niezidentyfikowany obiekt skonstruowany zapewne przez harcerzy.Zgadnij, co to?
© Eresse
Magda nie przegapiła też uroczego milusińskiegofot. Magda Wójcik
© Eresse
W egzotycznie brzmiącym Jamborku mieliśmy zjeść smażoną rybę, ponoć wyłowioną z pobliskiego stawu. Gnam po żarcie
© EresseJa miałam zjeść rybę, mnie pożarła trawa
© Eresse
Coś mnie jednak tknęło i w ostatniej chwili zdecydowałam się na grillowaną kiełbasę. Ryba okazała się mała, oścista i droga, kiełbasa była równie mała, ale sztuk dwie i nawet nie tak bardzo przemielona ;)Mistrzowsko zdublowana porcja Rapida
© Eresse29 ość, 30 ość, 31 ość... cholera! 1, 2...
© EresseOm nom nom
© Eresse
W Jamborku mocno dumaliśmy nad powrotem. Wahaliśmy się między rowerami, a pociągiem i rowerami. Ponieważ droga wypadła nam przez Kolumnę, tam mieliśmy podjąć ostateczną decyzję. Na peronie przemówił rozsądek i zimne piwo. Jakoś nikt nie kwapił się dokręcać jeszcze 40 km o zmroku. Przy okazji reklamowane piwo dla rowerzystów, Perła Summer, okazało się jednym wielkim niewypałem. Zamiast cydrowo-orzeźwiającego napoju otrzymujemy skis z nutą zwiędłej mięty. Ble!Najgorsze piwo na świecie, ble!
© Eresse
Moja picasa
Kategoria Projekt: chillout!