Czerwiec, 2014
Dystans całkowity: | 419.72 km (w terenie 112.22 km; 26.74%) |
Czas w ruchu: | 11:28 |
Średnia prędkość: | 17.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.89 km/h |
Suma podjazdów: | 400 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 173 (87 %) |
Suma kalorii: | 4043 kcal |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 46.64 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
Praca zbiorczo
-
DST
95.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak się przyzwyczaiłam do dojazdów do pracy na rowerze, że już nawet zapominam odnotowywać na bikestats :)
Dużo się działo w tym tygodniu. 23 czerwca rozpoczęłam kurs na prawo jazdy i miałam pierwsze wykłady. Chciałam zrobić tacie nieoczekiwany prezent.
We wtorek pojechałam na piaskowanie zębów i zdjęłam nareszcie gorny łuk aparatu ortodontycznego. Zęby są teraz niesamowicie śliskie, błyszczące i duże. Już zapomniałam, jak to jest :)
W czwartek nie poradziłam sobie najlepiej na wykładzie. Wciąż nie jestem pewna, kiedy wyprzedzanie z prawej strony jest zgodne z przepisami ruchu drogowego na drodze dwu- lub trzypasmowej dwujezdniowej, a kiedy można za to dostać mandat. Czas zajrzeć do podręcznika :)
Kategoria Praca
AMWŁ Medicup 2014
-
DST
17.22km
-
Teren
17.22km
-
Czas
01:09
-
VAVG
14.97km/h
-
VMAX
34.59km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
191( 96%)
-
HRavg
173( 87%)
-
Kalorie 760kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wróciłam na pole bitwy. Po długiej przerwie (nie licząc niechlubnego startu w Jeleniej Górze) zdecydowałam się wystartować w zawodach. Wygląda na to, że udało mi się nadrobić straty. Zdobyłam 2 miejsce w klasyfikcjacji studenckiej województwa łódzkiego, a wśród kobiet w XC MediCup'14 byłam 5.
Wyniki XC kobiet
Trasę znałam od podszewki - to bez wątpienia pomogło. Miałam też przewagę nad niektórymi zawodniczkami, ponieważ zjeżdżałam wszystkie zjazdy. Pierwsze kółko jechało mi się okropnie. Przede mną były 3 okrążenia, a ja myślałam, że chyba tu umrę. Nie mogłam wyrównać oddechu i bolało mnie kolano. Na drugim wypracowałam przewagę, uspokoiłam się i opanowałam. Czułam, że mam kontrolę nad sobą i rowerem. Pixon oczywiście wspierał mnie ze wszystkich sił, pojemności płuc i zasobności miłych słów. Mijałam go właściwie na każdym zakręcie i podjeździe - nie wiem, używał jakiegoś nieopatentowanego teleportu. Tuż przed metą dałam się wyprzedzić jednej zawodniczce - cóż, takie jest życie :)
Na tomboli wylosowałam ekskluzywne łatki do dętek. Teraz przynajmniej już nie powiem, że nigdy nic nie wygrałam :)
Świetnie przygotowana trasa, smaczne spaghetti za darmoszkę (rzeczona klasyfikacja akademicka) i bez miary satysfakcji.
Organizator Miszczu © Magdalena Wójcik Photography
Blink blinki i chwała © Robert Karolczak Photography
Twarz zawodów, a co! © Magdalena Wójcik Photography
Mały tuptuś © Robert Karolczak Photography
Łódzkie zawodniczki © Magdalena Wójcik Photography
Kinga znów bezkonkurencyjna © Magdalena Wójcik Photography
Gdzie mi tam jedziesz :D © Robert Karolczak Photography
Paulina goni © Magdalena Wójcik Photography
Nie latałam wysoko, ale skutecznie © Magdalena Wójcik Photography
A teraz wyścig mężczyzn. Panowie startowali z innego miejsca, by rozciągnąć stawkę na rozjeździe. Było ich jednak tak wielu, że na pierwszej pętli i tak korkował się przejazd. Czołówka szybko odjechała i różnica czasu była już nie do nadrobienia. Na szczęście obyło się bez większych upadków, zawodnicy dotarli na metę o własnych siłach. Gratuluję wszystkim, którzy zdecydowali się wystartować. To przecież mega zabawa!
Czołówka © Magdalena Wójcik Photography
Co nie wjadę?! © Robert Karolczak Photography
Pixon? to już się robi monotematyczne © Magdalena Wójcik Photography
Karol na dropie © Robert Karolczak Photography
Pixon nakurwia © Magdalena Wójcik Photography
Niczym piaski Sahary © Magdalena Wójcik Photography
Kategoria AMWŁ
Objazd trasy malinkowej
-
DST
34.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
18.89km/h
-
VMAX
34.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Kalorie 700kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Trening
2xPraca
-
DST
45.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Praca
4xPraca
-
DST
80.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podsumowanie rowerowego tygodnia do i z pracy. Dziś, 13. w piątek, bardzo przesądnie i bardzo złośliwie, zmoczył mnie deszcz, gdy wyszłam z pracy.
Kategoria Praca
Praca i ortodonta 4
-
DST
28.00km
-
Czas
01:32
-
VAVG
18.26km/h
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś do ortodonty po pracy pojechałam sama - jak grzeczna dziewczynka drogą rowerową. Tego szaleńca i pirata drogowego, Pixona, spotkałam już w gabinecie. Razem więc wracaliśmy do domu :)
Pojechaliśmy Szczecińską. Musieliśmy wyglądać zjawiskowo - dama w obcasach na pojękującej ze starości niemieckiej holenderce i giermek na rozpadającej się kozie xD
Tiruriru © Eresse
Dobrze pokręcić w towarzystwie
-
DST
50.03km
-
Teren
25.00km
-
Czas
02:49
-
VAVG
17.76km/h
-
VMAX
36.58km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Kalorie 700kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wybraliśmy się na pierwszą dłuższą przejażdżkę z Karolczakami :) i muszę przyznać, że Ola, która na rowerze jeździ od miesiąca, radzi sobie bardzo dobrze!
Upał dokuczał nam już od przekroczenia furtki i z każdą godziną wzmagał się. Z ulgą przyjmowaliśmy więc każdy skręt do lasu z rozpalonego asfaltu czy parnej łąki. Pojeździliśmy po Wzniesieniach Łódzkich, wylądowaliśmy w okolicach Dobrej na lodach i pojechaliśmy dalej nad zalew w Strykowie zwany potocznie cesarką. Woda - syf, kiła i mogiła - ale przestrzeń miejska zagospodarowana na bogaty plac zabaw, chodnik i drogę rowerową wokół stawu, boisko, plażę. Posiedzieliśmy w cieniu na trawie, zapchaliśmy się herbatnikami, które nie miały 52 ząbków i trzeba było je popijać i zeskrobywać z zębów. Było śmiechowo.
Kategoria Projekt: chillout!
Who's the Boss?
-
DST
25.00km
-
Czas
01:32
-
VAVG
16.30km/h
-
VMAX
35.09km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Kalorie 250kcal
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień upłynął mi szybko i przyjemnie. W pracy siedziałam krótko, bo musiałam jeszcze wstąpić na uczelnię po ostatnie wpisy. Później spotkałam się z kolegą z dawnych lat w studenckim klubie BUŁa - nauczona przykrym doświadczeniem (paskudne żarcie w Western Chicken na Piotrkowskiej) nie zamówiłam nic z dań na ciepło, tylko wzięłam kawę. Pogawędziliśmy i powspominaliśmy dawne czasy liceum.
Na uczelni odkryłam, że nasza prowadząca spełniła obietnicę i wstawiła kilka wybranych makiet z grafiki komputerowej do gabloty. Poniżej prezentuję propozycję nowego czasopisma rowerowego "da bajk!" - projekt własny, home made, druk in ksero tęcza :)
Czytalibyście?
Who's the boss? by Monika Sompolińska © Eresse
Kategoria Praca
Naprawdę wracam do formy
-
DST
45.47km
-
Teren
40.00km
-
Czas
02:38
-
VAVG
17.27km/h
-
VMAX
41.89km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
191( 96%)
-
HRavg
149( 75%)
-
Kalorie 1633kcal
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zanim zaczniesz czytać, Surfin' Ju Es Ej :)
Tak się cieszę, że nie zmarnowałam tej niedzieli na siedzeniu przy komputerze i leżeniu na kanapie (bo przecież trzeba odespać i wypocząć przed kolejnym tygodniem w pracy).
Spięliśmy się z Pixonem, choć bardzo nam się nie chciało, i umówiliśmy się na trening. Ponieważ wiało jakby się ktoś powiesił, staraliśmy się unikać otwartych przestrzeni i asfaltów. Tak tak, nie widać tego na załączonych zdjęciach :)
Najpierw popędziliśmy do Łagiewnik. Wróć - najpierw przez Arturówek pojechaliśmy na górkę na Rogach. Pierwszy raz podjeżdżałam ją od tej kamienistej, zawalonej cegłami i innymi śmieciami strony, którą zwykle z górki zjeżdżamy. Uffff udało się, nawet Pixon był zaskoczony, że trzymam się tuż za nim. Kolejny punkt to wodopój przy Kaloryferze. Szybko napełniliśmy bidony/butelki i wjechaliśmy na jakąś pętlę, którą jechałam pierwszy raz. Trasa zaczyna się przy ulicy Wycieczkowej obok menażerii czy leśniczówki, jak kto woli - w każdym razie przez dropy i hopy do downhillu, prowadzi w głąb lasu aż do Kapliczek przez dwa strome podjazdy z mostkami i jeden szeroki zjazd. Taką pętlę przejechaliśmy dwa razy. Najpierw wspólnie, bym mogła zapoznać się z drogą i odbiciami, a później każdy w swoim tempie.
Kiedy skończyłam swój przydział, byłam tak wypompowana, że miałam już ochotę wracać do domu. Pixon obiecał mi jeszcze dwa podjazdy i powrót. Ale uśmiechał się przy tym szelmowsko i widziałam, że coś knuje. Tak mnie wyprowadził w pole, że jakimiś bezdrożami i polami dojechaliśmy na Malinkę.
Spaliłam już sporo energii, ale miałam wrażenie, że z rozgrzanymi, trochę przepalonymi nogami znacznie lepiej mi się jeździ. Wjechaliśmy więc razem na pętlę i jakoś utrzymałam się Pixonowi na kole (tak, musiał dostosować do mnie tempo i trochę na mnie czekać, ale nie poddawał się, humory nam dopisywały). Myślę, że był ze mnie zadowolony :)
Na drugie okrążenie już się nie zdecydowałam. Padłam na trawę jak trup i leżałam na słońcu tuż obok stawu. Kiedy po mnie przyjechał, nie miałam siły ruszyć nogą. Poleżałam jeszcze chwilę i w końcu zmusiłam się do wstania. Do domu wracałam już ostatkiem sił, miałam wrażenie, że uszło ze mnie całe paliwo - jak w samochodzie, który zaczyna zwalniać, chociaż dodajesz gazu. Byłam tak głodna, że mogłabym zjeść wszystko - lodówkę, stare trampki, siodełko. Do domu wtoczyłam się jak zombie.
Był ogień na trasie!
PS. Kocham te momenty, kiedy już zrzucam kask, ciuchy rowerowe, mogę się umyć i walnąć do łóżka bez tchu. Czuję wtedy totalną, niezmierzoną błogość. Nawet jedzenie smakuje lepiej. No i kocham trenować z bratem, bo nikt nie motywuje mnie tak jak on :)
Like American Dream © Eresse
Na bezdrożach © Eresse
Towarzysz podróży © Eresse
Kategoria Trening