Czasówka czyli krew, pot i łzy.
-
DST
5.50km
-
Teren
5.50km
-
Czas
00:39
-
VAVG
8.46km/h
-
VMAX
38.90km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
No dobra. Bez łez się obyło, ale niewiele brakowało.
Po piątkowym zapoznaniu trasy i licznych przekleństwach (tak, jestem do tego zdolna) szykuję się na czasówkę. Pobudka wczesnym rankiem, śniadanie mistrzów (naleśniki z bananem) i krótki rozjazd asfaltem dla rozgrzania mięśni. Startuję o 10:14, cieszę się, że pojadę pierwsza spośród naszych dziewczyn. Im szybciej z głowy, tym lepiej. Ustawiam się na starcie i nie bardzo wiem, co dzieje się wokół. Zaczyna się odliczanie - chyba najbardziej stresujące w moim życiu. Spinam się i ruszam z kopyta, a serce wali mi jak szalone. Na słynnej "łączce" Pixon mnie dopinguje, a ja udaję, że wszystko ok i jak gdyby nigdy nic uśmiecham się do obiektywu. Trzeba trzymać fason!
© Eresse
Bez tchu wjeżdżam do lasu, gdzie staram się nie zabić na wertepach i korzeniach. Jest gorąco, nic nie widzę w za ciemnych szkłach pożyczonych od Pixona. Zdejmuję je jedną ręką i próbuję wepchnąć do kieszeni. Sru! Wylatuję jak z procy przez kierownicę. Szybki orient - kolano krwawi, bark boli, zęby całe. Biegną do mnie ludzie, ale krzyczę, że wszystko ok i jadę dalej. Trasa jest tak wymagająca technicznie, że wychylam tyłek za siodełko i modlę się, by nie spaść. Na podjazdach sapię jak lokomotywa i pcham przed sobą rower niczym wóz z węglem. Wreszcie docieram do legendarnych "telewizorów" i zbiegam z rowerem pod pachą. Nie zjeżdżam - nie jestem hardkorem. Bieg na telewizorach
© Eresse
Daję się jednak podpuścić krzykom kibiców i na ostatnim odcinku wskakuję na siodełko. Tylko po to, by znów przelecieć przez kierownicę i obetrzeć drugie kolano ;) Chwila zamroczenia. Trzeba zrzucić z pleców pegaza i ruszać w drogę. Na mecie słyszę doping chłopaków, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Wycieńczona wpadam na metę.Już prawie meta
© Eresse
Jestem 45 z 72 uczestniczek i uważam to za osobisty sukces :)
Wyniki
Kategoria AMP Przesieka 2012
Komu w drogę, temu medal
-
DST
14.50km
-
Czas
00:46
-
VAVG
18.91km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
I stało się. Jadę na Akademickie Mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim 2012 do Przesieki. W najtrudniejszy i najbardziej wymagający teren. To nic, że jeszcze nigdy nie startowałam w zawodach. To nic, że nie mam przygotowania, a na treningu byłam trzy razy. Pakuję plecak i jadę się dobrze bawić.
Wyruszam z domu punkt 8 rano i kieruję się drogą rowerową ku skrzyżowaniu Mickiewicza/Żeromskiego, gdzie jestem umówiona z Magdą. Przyjeżdżam nieco przed czasem. Wkrótce Magda przybywa w iście oldschoolowym stylu.
Razem jedziemy pod dom Karola. Panowie demontują nasze rowery (bo my przecież nie potrafimy) i ładują do samochodów. Wyruszamy po 10 wysłużonym poldkiem, który po dłuższej obserwacji okazuje się być niezłą maszyną ;) Jest gorąco, ale podróż upływa nam przyjemnie i w miarę szybko. W Jeleniej Górze robimy szybkie zakupy (ale kolejki długie) i po 16 dojeżdżamy na miejsce.
Na zdjęcia zapraszam do mojego albumu Picasa albo do albumu Chickenowej. Relacja wkrótce.Chickenowa
© Eresse
Kategoria AMP Przesieka 2012
Trening przed Przesieką
-
DST
32.00km
-
Teren
27.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
16.27km/h
-
VMAX
39.02km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znów dostałam wycisk. Tym razem nie od Pixona, lecz od Pauliny ;) i czterokrotnie zaliczyłam podjazd na "jagodach". Yeah!
Kaloryfer --> Górka śmieciowa na Rogach --> singiel na niebieskim szlaku --> Moskule --> podjazd na "jagodach" --> trasa junior cup --> kapliczki (uff!)
Kategoria Trening
Cykliści na szlaku
-
DST
29.88km
-
Teren
29.88km
-
Czas
01:44
-
VAVG
17.24km/h
-
VMAX
39.70km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dostaję cynk od Pauliny: "Monia, idziesz na rower?"
Zbiórka jak zwykle na kaloryferze. Nasze rowerowe grono rozrasta się do kilku kolarzy i tak jedziemy grupą (Paulina, Kinga, Paweł, Piotr i ja) przez Łagiewniki. Poruszamy się trasą zeszłorocznego junior cup, zaliczając liczne górki i zjazdy. Tempo drastycznie wzrasta, gdy dołączają do nas Pixon, Michał i Rapid.
Miało być wolno i łagodnie. Jak zwykle wyszło szybko i stromo :) na szczęście w doborowym towarzystwie. Mam nadzieję, że lada dzień powtórka?
Kategoria Trening
Junior Cup II w Łagiewnikach
-
DST
19.09km
-
Teren
19.09km
-
Czas
01:11
-
VAVG
16.13km/h
-
VMAX
31.97km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie, nie brałam udziału i żałuję. Na miejscu okazało się, że zarówno w "Orliczkach", jak i w "Elicie kobiet" wystartowała jedna zawodniczka. Miałabym pewnie 40 minut straty, ale podium gwarantowane :)
Około 12:40 spotkałyśmy się z Magdą na kaloryferze. Początkowy plan uwzględniał mały trening na pętli, którą w czwartek pokazał mi Pixon. Okazało się jednak, że naszym głównym zadaniem ma być dopingowanie Pixona, biorącego udział w Junior Cup. Pojechałyśmy więc czerwonym szlakiem w kierunku ul.Serwituty i oczekiwałyśmy naszego zawodnika. W międzyczasie Magda pstryknęła kilka zdjęć (szczególnie tym z fajnymi rowerami ;)
Pixon startował o 13:50. My miałyśmy zrobić dużo dobrych ujęć i pilnować, by nie zabrakło mu wody na trasie.
Ustawiamy się z Magdą na górce, gdzie łączą się trasy, i wypatrujemy naszego zawodnika. Nadjeżdża w kurzawie. "Pędź, demonie burzy!". Niestety na trzecim okrążeniu tracimy go z oczu i zaczynamy się niepokoić. Może wjechał w drzewo? Może wybiło go na korzeniach? Na szczęście to tylko "guma". Zjeżdżamy więc z Magdą ku mecie i spotykamy poirytowanego Pixona, próbującego naprawić usterkę. Junior Cup 2012
© Chickenowa
Leśny survival
-
DST
22.62km
-
Teren
22.62km
-
Czas
01:19
-
VAVG
17.18km/h
-
VMAX
38.05km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mimo wzbraniania się i zarzekania, postanowiłam wreszcie założyć własny bikestats (tak, tak, Pixon, miałeś rację). Duży wpływ na tę decyzję miały gorące namowy Chickenowej :)
Dziś odbyłam pierwszy poważny trening z Pixonem. Zaczęło się niewinnie - znajomą drogą do Arturówka. Od samego początku trzymałam tempo, choć wiało niemiłosiernie. Jednak po kilku kilometrach zaczęłam sukcesywnie zwalniać. Drogą wzdłuż stawów kierowaliśmy się na Rogi, gdzie czekał mnie pierwszy podjazd i wyplucie płuc. Później było już tylko gorzej. Brat uczył mnie panowania nad rowerem na zjazdach, schodach, korzeniach. Wyciskał ze mnie siódme poty na stromych podjazdach i wciąż popędzał (tfu, dopingował). A ja rzęziłam, jęczałam, płakałam i musiałam jechać. Na tętnie zawałowym (jak to Pixon określił).
Po ponad godzinie wojskowej musztry dowlekłam się do domu. A za tydzień wyjeżdżam na Akademickie Mistrzostwa Polski. Taa... ja i AMPy.
Kategoria Trening