Tatry #1 Kasprowy i Czerwone Wierchy
-
DST
24.00km
-
Teren
24.00km
-
Temperatura
26.0°C
-
HRmax
164( 82%)
-
HRavg
116( 58%)
-
Kalorie 2779kcal
-
Aktywność Wędrówka
"Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy."
Zakopane wita nas bezchmurnym niebem, rześkim porannym powietrzem i brakiem korków na Zakopiance (niemożliwe? a jednak). Zostawiamy samochód na parkingu (bezpłatnym!), przepakowujemy się, ubieramy na szlak i ruszamy w drogę.
Po nieprzespanej nocy i kilkugodzinnej podróży, tak dla rozruszania i dla relaksu, decydujemy się na wejście na Kasprowy Wierch przez Myślenickie Turnie. Idąc do Kuźnic myślimy, jak bardzo zbrzydnie nam jeszcze to deptanie asfaltem w ciągu najbliższych dni. Pod Kasprowym o 7 rano kolejka wije się i zakręca już na kilkadziesiąt metrów. I po co tam stać? Lepiej zatrzymać się na dłużej na Myślenickich Turniach.Myślenickie Turnie sprzyjają zamyśleniu
© EresseKwiatki
© EresseMagda, Paweł i ja
© EresseW drodze na Kasprowy Wierch
© Eresse
Szlak na Kasprowy jest niewymagający, podejście jest dosyć długie, ale można sobie wypracować tempo i systematycznie piąć się po kamiennych stopniach. Przy tym jest widokowo i nie wypluwa się płuc. Na samym szczycie w czasie pięknej pogody niestety panuje oblężenie. Trzeba uważać, by kogoś nie podeptać. Im dalej od stacji kolejki, tym swobodniej i spokojniej. Na szczęście nie trzeba było czekać w kolejce
© EresseEloł!
© Eresse
W międzyczasie dogania nas Paulina, którą przygnało wprost z Harendy.Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy
© EresseW drodze
© EressePrzyjaźń i góry - bez nich nie można żyć
© EresseMmmmmm jedzenie
© EresseA góry nade mną jak niebo A niebo nade mną jak góry
© EresseOleńka cieszy się, bo dostrzegła jedzenie
© EresseCzerwone Wierchy
© Eresse
17 sierpnia odbył się 70-kilometrowy Bieg Ultra Granią Tatr. Zwycięzca pokonał trasę w 9 godzin i 9 minut. Wyobrażacie to sobie? My mogliśmy tylko trzymać kciuki i dodwać otuchy mijającym nas zawodnikom: - Biegaj, biegaj, na mecie odpoczniesz. - Dobrze ci idzie, w schronisku już podają rosół. Taaaaaaaaak. Łatwo powiedzieć.
Po południu docieramy na przełęcz między kopami. Dla mnie wciąż Kopa Kondracka jest kondycyjnym wyzwaniem i jakoś nie mam ciśnienia, by się na nią wdrapywać. Zgodnie decydujemy się na zejście zielonym szlakiem do Doliny Kondratowej.
Tego dnia nikt z nas nie myśli, jak należy się przygotować do całodziennej wędrówki po górach. Jak ostatnie żółtodzioby wchodzimy na szlak z pustym żołądkiem - ktoś ma banana, ktoś kanapkę, ktoś drożdżówkę. Do schroniska na Hali Kondratowej idziemy jak wygłodniałe szakale, marząc o szarlotce. Szarlotki już nie ma, bierzemy piernik. Chwilę leżymy na trawie, złoszcząc się na siebie wzajemnie. Głód nigdy nie jest sprzymierzeńcą.
Gdy już w Zakopanem docieramy do Biedronki, kupujemy wszystko. Na obiad, na kolację, na jutro, na deser, na wczoraj.
Kategoria Tatry