Tatry #2 Dzień dłuższy od nocy. Zawrat i Świnica
-
DST
27.80km
-
Teren
27.80km
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
119( 60%)
-
Kalorie 4136kcal
-
Aktywność Wędrówka
Dostaniesz zdjęcia z wakacji, przypomnisz sobie jak było i napiszesz relację - mówiłam sobie. Siadam do pisania dwa miesiące po przyjeździe z gór. I nie wiem, co napisać.
To trudny dzień. To dzień, w którym uczę się pokory - tak wtedy myślałam. Tym bardziej nie zmieniłam zdania po 17 godzinach marszu, kiedy dotarliśmy do pokoju. Ale teraz, gdy siedzę w domu i popijam herbatę, myślę sobie - Wcale nie było tak ciężko i tak strasznie. Może za rok zrobimy Orlą Perć, którą w tym roku sobie odpuściłam?
Góry uczą pokory, ale na krótko. Bo kiedy wrócisz do siebie, zaczynasz tęsknić za ryzykiem i przestrzenią. Za tym uczuciem, że właśnie trzymasz w rękach swoje życie, pokonujesz słabości i idziesz mimo bólu mięśni. Góry uczą wytrwałości, bo z każdym krokiem coraz trudniej być upartym. I wreszcie dają niesamowitą satysfakcję. Byłem tam, teraz jestem tu - widzisz daleko przed sobą szmat drogi i wysokość, które pokonałeś.
Karb (widok z Kościelca)© Eresse
Wprawdzie to nie są zdjęcia z naszego szlaku, lecz z drogi Pixona, Magdy i Ewy na Kościelec, ale bardzo mi się podobają.
<!--3-->
Nie wiem, ale też wygląda pięknie <3© Eresse
Widok na Czarny Staw Gąsienicowy ze szlaku na Kościelec© Eresse
Kościelec© Eresse
Kościelec© Eresse
Pixonik© Eresse
Wejście na Kościelec to równocześnie zejście© Eresse
Widok ze szczytu Kościelca© Eresse
Widok ze szczytu Kościelca© Eresse
Kominy pod Kościelcem© Eresse
Wstajemy o 4.30 - dla mnie to godzina zero, totalne odcięcie, środek nocy. Zawsze kiedy mam wstać tak wcześnie, wolę się po prostu nie położyć. Na zbiórce jesteśmy kilka minut po 5. To pierwszy dzień, kiedy rozchodzą się drogi naszej drużyny. Pixon, Magda oraz Ewa zostają w pokoju, by wyruszyć na inny szlak parę godzin po nas, a ja, Ola z Robertem, i Paweł wybieramy się asfaltową drogą w kierunku Psiej Trawki. Tam też jemy pierwsze śniadanie, a już pod schroniskiem na Murowańcu poprawiamy drugą porcją.
Zapowiada się cudna pogoda, słoneczko przygrzewa, na szlaku nie ma zbyt wielu turystów. Ruszamy dalej nad Czarny Staw Gąsienicowy. Dlaczego zawsze wydawało mi się, że gąsienica pisze się przez dwa n? :>
Nad stawem trzy minuty na zdjęcia i kontemplację. Ja na przykład zastanawiam się, jak to ten Zawrat wygląda i dlaczego ludzie spadają. Kilka dni przed nami turystka spadła. Podobno łańcuch wyrwał jej się z rąk. Ech, te niesforne, wyrywające się łańcuchy.
Żarty żartami, ale serio, łatwo nie jest. A już na pewno nie dla kogoś, kto przyjechał w góry i nie był nawet w Jaskini Raptawickiej. Mnie nie raz podnosi się ciśnienie i zawsze już będę pamiętać ten nieszczęsny zakręt, gdzie pod nachyleniem trzeba się wspiąć po głazie i po prostu brakuje piątej kończyny, dłuższych nóg albo palców gekona. Do tego dochodzi jeszcze duża ekspozycja i lęk przestrzeni. Naprawdę trudno zapanować nad drżeniem, kiedy za plecami widzi się przepaść.
Tuż pod przełęczą też wcale nie jest bezpiecznie. Wprawdzie kończą się łańcuchy i skałki do wspinaczki, ale szlak prowadzi piargiem tuż przy ścianie skalnej. Kiedy więc docieramy na przełęcz, piszę Pixonowi smsa: "Żyję" i oddycham z ulgą. Jeszcze nie wiem, że na podejściu pod Świnicę czeka mnie dalsza zabawa. Tam po raz pierwszy będę błagać w myślach, żeby skończyły się łańcuchy.
Czarny Staw Gąsienicowy© Eresse
Tutaj jeszcze nie wiem, jak wygląda Zawrat© Eresse
Zawrat. Tu już wiem© Eresse
W drodze na Świnicę© Eresse
Jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?© Eresse
Trwaj chwilo, jesteś piękna© Eresse
Na szczycie Świnicy spotykamy polsko-francuską parę. I nikogo więcej. Gdyby nie to, że goni nas czas, pewnie nie chcielibyśmy stamtąd odchodzić. Ze Świnicy rozciąga się najpiękniejszy widok, jaki do tej pory widziałam, ponieważ Świnica jest najwyższym szczytem grani głównej Tatr Wysokich. Góruje nad trzema dolinami: Doliną Gąsienicową z Halą Gąsienicową i Doliną Pięciu Stawów Polskich w Polsce oraz Doliną Cichą (Tichá dolina) na Słowacji. Pierwsze próby zdobycia szczytu datuje się już na XIX wiek. W 1805 roku odnotowano nieudane podejście Stanisława Staszica. Szlak nie był przygotowany do ruchu pieszego, nie było łańcuchów, wyżłobionych stopni. W sklepach nie można było kupić plecaka, który waży 500 gramów, wylajtowanych wodoodpornych butów i kurtki z paclite'a. Ale i tak dobrze dziś trochę pomarudzić.
Landszafcik© Eresse
Nie pamiętam, ale chyba za Świnicą© Eresse
Tutaj już ewidentne zmęczenie materiału. I mózgu.
Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna© Eresse
Na Przełęczy Świnickiej jesteśmy około 18. Zaczyna zmierzchać, a do schroniska wciąż kawał drogi. Już wiemy, że będziemy wracać po zmroku. Kiedy docieramy do schroniska, okazuje się, że Magda, Ewa i Łukasz są jeszcze godzinę drogi za nami. Im też trochę zeszło na Kościelcu. Mamy czasu aż nadto, więc spokojnie jemy, popijamy herbatę i regenerujemy siły. Wszystkim już zmęczenie skleja powieki. Staramy się nie myśleć o tym, że do kwatery jeszcze trzy godziny marszu. Zanim ruszamy nasze ociężałe ciała z ławek, jest już ciemno. Właściwie to tracę poczucie czasu i wiem tylko, że mam iść. Przez Boczań, przez las i do Kuźnic. Na dole nie idziemy. Powłóczymy nogami jak zombie i chyba jest nam wszystko jedno. Kiedy docieram do pokoju, nawet nie chce mi się zdjąć plecaka i ubrań. Wiem, że jak już się położę, nawet James Bond nie ruszy mnie z łóżka.
Paweł© Eresse
Tak wyglądasz rano, a tak 17 godzin później© Eresse
Kategoria Tatry