#7 - Store Mosse national park - Värnamo - Dom w sercu lasu
-
DST
53.12km
-
Czas
03:14
-
VAVG
16.43km/h
-
VMAX
43.07km/h
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 lipca 2018 | dodano: 12.08.2018
Przygoda warta jest każdego trudu
- Arystoteles
Łosiu, hop hop!
Nie ma łosi. Chyba im za gorąco i całe dnie przesiadują w jeziorze. Nawet na drogę nie wyszedł nam żaden, choć ostrzegali. Wyjechaliśmy szutrem z Kittlakul do drogi nr 151. Na rondzie odbiliśmy w lewo, w drogę nr 152. Przy okazji natknęliśmy się na pewną ciekawostkę - High Chaparral w Kulltorp - czyli park rozrywki rodem z westernu. Rzeczywiście można się w nim poczuć jak na Dzikim Zachodzie i trzeba mieć na pewno cały dzień, by wszystko obejrzeć. Bo to taka rekonstrukcja miasteczka z okresu XIX wieku z kowbojami, bandytami, osadnikami i szeryfem. Świetna rozrywka dla małych dzieci. Dorośli mogli się tam czuć trochę dziwnie.Uwaga łosie © Eresse
Wszędzie pusto © Eresse
Niedaleko za High Chaparral drogowskaz wskazał nam wjazd do parku, do Lövö, w którym natrafiliśmy na tradycyjny szwedzki domek. Jeśli marzyliście kiedyś o tym, by zamieszkać w chatce w głębi lasu, możecie wynająć raststuga w Parku Narodowym Store Mosse. Wystarczy zarezerwować, zapłacić i na miejscu odebrać klucz do domu z sejfu. Nikt tam na stałe nie wizytuje i nie pilnuje ciszy nocnej.
Stuga © Eresse
Ale - cisza nocna to rzecz święta. Mogliśmy się o tym przekonać każdego wieczoru, gdy tylko nocowaliśmy na kempingu. Zarówno na Bornholmie, jak i w Szwecji, popularne było przesiadywanie przy stoliczkach pod daszkiem swoich kamperów. Z lampką wina w ręku goście toczyli dysputy, śmiali się i obserwowali życie na kempingu. Ale gdy tylko zbliżała się godzina 22:00, nagle wszystko cichło, dzieci wracały z placów zabaw, kończyły się śmiechy i krzyki. Nastawała pełna szacunku dla innych cisza. Bardzo sobie życzę takiej kultury na polskich polach namiotowych i kempingach.
Rowery postawiliśmy pod ścianą domu, spięliśmy na wszelki wypadek łańcuchem, pozostawiając sakwy i poszliśmy na krótką pętlę po bagnach.
Droga do Lövö © Eresse
Szlak w okolicach Lövö © Eresse
Tutaj właśnie spacerujemy po wydmach, które powstały po wyschnięciu jeziora. Jest gorąco i słonecznie, sosny pachną żywicą, wyschnięta ściółka szeleści pod butami. Krzaczki jagód są tak suche i brązowe, jakby zbliżała się jesień. W pewnym miejscu zaskakuje nas niewielkie skupisko maliny nordyckiej i żurawiny. Żurawina jest jeszcze zielona, ale malina już dojrzała i nie możemy się powstrzymać przed spróbowaniem jej.
Kładki nad bagnem © Eresse
Malina moroszka © Eresse
W Skandynawii przetwory z maliny moroszki nazywanej „hjortron” są narodowym przysmakiem. Sam owoc smakuje jak powidła z jabłek. A dżem to coś pomiędzy brzoskwinią (smak) a mailną (struktura).
Wracamy do rowerów. Stoją tak, jak je pozostawiliśmy. Zbieramy pranie, które suszyło się na stoliku pod naszą nieobecność i jedziemy dalej. Pierwotnie planowaliśmy pojechać granicą parku - jest specjalnie wyznaczony szlak na Andersberg. Niestety tak rzadko uczęszczany, że nie ma szans przedrzeć się przez niego rowerem z sakwami. Wracamy zatem do drogi asfaltowej, którą docieramy wkrótce do Nästasjön Badplats. Tutaj robimy sobie przerwę obiadową, gotujemy gulasz z puszki i zalewamy kuskus wrzątkiem. W sumie wychodzi z tego całkiem smaczna zupa gulaszowa.
Po jedzeniu jest czas na pływanie. Cudownie zanurzyć rozgrzane upałem i wysiłkiem ciało w chłodnej wodzie. Do Värnamo zostało nam może 10 km, więc nie żałujemy sobie kąpieli. Zresztą śpimy na kempingu, więc nie ma się o co martwić - zdążymy się rozbić i zrobić zakupy.
Nästasjön Badplats © Eresse
Cudowne orzeźwienie © Eresse
Na bombę © Eresse
Orzeźwiająco © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami