#10 - Sirkon - Hätteboda Vildmarkscamping - Prysznic z baniaka
-
DST
53.89km
-
Czas
03:32
-
VAVG
15.25km/h
-
VMAX
46.73km/h
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 lipca 2018 | dodano: 12.08.2018
Chodzi o to, aby wyruszyć. Później przygoda sama cię niesie.
Tutaj prysznic jest za darmo
Dziś musimy odpocząć. Bardzo się pilnujemy, żeby na liczniku nie wyszło nam znów ponad 70 km. Często sprawdzamy trasę i dyskutujemy, czy jezioro lepiej objechać od wschodniej, czy od zachodniej strony.Wielkie jezioro Åsnen © Eresse
Tradycyjne szwedzkie domy © Eresse
Koniecznie musimy zahaczyć o Tingsryd, bo tylko tam jest dostępny lepiej zaopatrzony sklep typu Ica czy Netto. No i rzeczywiście aż do Tingsryd idzie nam całkiem nieźle, trochę postraszyły nas ciemne deszczowe chmury, z których 10 minut mżyło, ale przeczekaliśmy pod drzewem. Schody zaczęły się po wyjeździe z miasta, w okolicach Ulvsryd. Nie pomogła ani mapa, ani nawigacja. W pewnym momencie droga rozeszła się w trzech kierunkach. W lewo, w prawo i bardziej w prawo. Popatrzyliśmy, pomyśleliśmy, porównaliśmy z tym, co pokazało nam Google Maps i jak myślicie, którą drogę wybraliśmy? Pewnie, że tę bez szlabanu.
Droga na Hätteboda Vildmarkscamping © Eresse
Druga droga na Hätteboda Vildmarkscamping © Eresse
Jechało się przyjemnie, przez las, po nieco luźnym szutrze. Miejscami trochę stromo, ale wiedzieliśmy, że kemping już blisko. Na rozwidleniu nawigacja pokazywała 3,8 km. Rzut beretem. Nagle skończył się las, wyjechaliśmy na czyjąś łąkę, minęliśmy gospodarstwo i dojechaliśmy do kolejnego rozwidlenia. Wyciągnęliśmy więc telefon, żeby sprawdzić, co i jak. I wtedy się okazało, że drogi, którą pojechaliśmy, w ogóle nie ma na mapie, a na kemping nagle zrobiło się 7,5 km. Zdębieliśmy.
Ani myślałam przedzierać się tą drogą z powrotem. Pojechaliśmy więc do przodu, w stronę Ulvsryd, zrobiliśmy pętlę i wróciliśmy na nasze pierwsze rozwidlenie. Nadal nie przyszło nam do głowy, by sprawdzić drogę za szlabanem, więc skręciliśmy w drogę "bardziej w prawo". Niestety po 200 metrach nawigacja pokazuje, że oddalamy się od kempingu. No i rozterka. Jechać? Nie jechać? Na szlabanie jak byk stoi: "Droga prywatna, wstęp wzbroniony". Ale jak byśmy chcieli ją objechać, musielibyśmy nadłożyć co najmniej 20 km przez Urshult. Raz się żyje, może nas nikt nie zastrzeli. Ominęliśmy szlaban i pojechaliśmy szybko, mając już pewność, że dojedziemy nią na kemping.
Tak nasza trasa miała wyglądań na mapie
A mniej więcej tak wyglądała w rzeczywistości :-)
Na szczęście na miejscu była też chwila na relaks. Tak spędzają wakacje Janusz z Grażyną. Reklamówka z Lidla - jest!. Alkohol - jest! Dmuchany materac - jest!
Dotarliśmy wreszcie © Eresse
Janusz na wakacjach © Eresse
Övre Arasjön © Eresse
Woda? - Tak, tylko napompuj zbiornik
Na kempingu zupełnie inny świat. Widać, że interes prowadzi dwoje hippisów, zakręconych na punkcie przyrody. Kemping powstał w głębi lasu, w miejscu całkiem odciętym od cywilizacji, gdzie własnoręcznie trzeba było wykopać studnie i wychodki, poprowadzić instalację wodną i zorganizować kuchnię. Jadąc tu nie do końca miałam świadomość, jakie warunki zastanę. Jechałam z nastawieniem - o jak super, wreszcie umyję włosy w ciepłej wodzie. Specjalnie jeszcze zapytałam o prysznic w recepcji i zostałam uspokojona: "U nas prysznic jest za darmo". Bosko, żyć nie umierać. W sumie to nawet mnie rozbawiło, jak go zobaczyłam.Ekoprysznic w Hätteboda Vildmarkscamping © Eresse
Kuchnia polowa w Hätteboda Vildmarkscamping © Eresse
Śniadamy © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami