#14 - Karlskrona - Gdynia - Nie czuję żalu, że już wracamy
-
DST
46.32km
-
Czas
03:38
-
VAVG
12.75km/h
-
VMAX
39.02km/h
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 lipca 2018 | dodano: 12.08.2018
A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!
Leopold Staff
Historia miasta
Karlskrona uzyskała prawa miejskie w 1680 roku. Pierwotnie w rękach Danii, przeszła pod szwedzkie panowanie na mocy pokoju w Roskilde, podpisanego za panowania Karola X Gustawa. Dla nas - Polaków - były to czasy potopu szwedzkiego. Król zmarł dwa lata po podpisaniu traktatu pokojowego, ale umacnianie nowo zdobytych terenów powierzył przed śmiercią swojemu synowi - Karolowi XI. Miasto otrzymało nazwę Karlskrona, co po szwedzku oznacza "koronę Karola". Do dziś pełni funkcję portu szwedzkiej marynarki wojennej.Mosty w Karlskronie © Eresse
Wielki Rynek
W centrum Karlskrony trzeba koniecznie zobaczyć Stortorget - jeden z największych rynków Skandynawii. Na środku stoi XIX-wieczny pomnik króla Karola XI, założyciela miasta. W tle widać kościół Fryderyka (Fredrikskyrkan). Ponoć to jedyny kościół luterański w Szwecji, który posiada tabernakulum. Luteranie, interpretując ściśle słowa Pisma, oddają szacunek Chrystusowi obecnemu pod postaciami eucharystycznymi wyłącznie do momentu przyjęcia komunii. Nie przechowują Eucharystii w tabernakulum. Wewnątrz kościoła warto zwrócić uwagę na ascetyczny wystrój. Protestanci uważają bowiem, że przesadne zdobienia czy rzeźby mogą rozpraszać wiernych podczas modlitwy.Fredrikskyrkan © Eresse
Za pomnikiem króla Karola XI znajduje się charakterystyczny budynek z kolumnadą oraz zegarem. Jest to dawny ratusz (Radhuset), w którym obecnie mieści się sąd.
Rynek © Eresse
Deptak w Karlskronie © Eresse
Deptak © Eresse
Nabrzeże Królewskie
Kierując się w stronę morza, docieramy do Nabrzeża Królewskiego, gdzie witano władców Szwecji, przybywających do miasta drogą morską. Dziś pozostałością reprezentacyjnej funkcji tego miejsca jest, poza nazwą, rezydencja gubernatora, w której urząd sprawuje wojewoda. Na nabrzeżu widzimy drogowskaz, pokazujący odległości do wybranych miejsc na świecie np. na Warszawę (560 km) i Gdynię (260 km). Stąd widać też archipelag karlskroński - szereg wysp okalających miasto.Rezydencja gubernatora © Eresse
Do Gdyni niedaleko © Eresse
Czyżby cysterna © Eresse
Marinmuseum
Idąc wzdłuż brzegu w kierunku północnym docieramy do mostu prowadzącego na wyspę Stumholmen, a za mostem wyłania się Muzeum Marynarki Wojennej (Marinmuseum). Muzeum mijamy i docieramy do miejskiego kąpieliska i plaży. Jadąc tutaj w upale marzyłam o kąpieli, ale tutaj wiało tak, że szybko porzuciłam ten pomysł. Wystarczyło mi w zupełności moczenie nóg powyżej kolan. Przy okazji napatrzyliśmy się na amatorskie skoki do wody z kilku i kilkunastu metrów w wykonaniu szwedzkiej młodzieży. Z jednej strony podziw i szacunek, z drugiej typowo polskie myślenie: głupota, brawura, ryzyko. Bo jak z takiej wysokości źle wpadnie do wody, to się połamie.Platforma do skoków. Odważysz się? © Eresse
Platformy do skoków © Eresse
Dzwonnica Admiralicji
Chcąc zwiedzić słynne forty Karlskrony, skierowaliśmy się do Rynku Admiralicji (Amiralitetstorget) oraz głównego wejścia na teren portu wojennego - Wartowni (Högvakten). Niestety okazało się, że teren jest zamknięty dla turystów. Pojechaliśmy więc z powrotem, w stronę parku, gdzie naszą uwagę przykuła dzwonnica Admiralicji z końca XVII w. Jak wyczytałam, przy projektowaniu wzorowano się na starożytnej latarni morskiej z Aleksandrii, a ponieważ nikt z architektów nie widział jej na własne oczy, korzystano z wizerunku przedstawianego na monetach. Budynek - czego nie widać na pierwszy rzut oka - jest drewniany, ale elewację specjalnie pomalowane na szaro i żółto, by z daleka sprawiał wrażenie budowli z kamienia. Pod dzwonnicą biegnie tunel kolejowy z 1887 r., którym transportowano budulec do stoczni.Tunel kolejowy © Eresse
Bardziej wkręconym polecam lekturę artykułu: Karlskrona - Szwecja w pigułce, w którym opisano szczegółowo wszystkie godne uwagi miejsca, ja skupiłam się tylko na tych, które szczególnie mnie zainteresowały i które udało mi się sfotografować.
Gdy zobaczyliśmy już wszystko, co było do zobaczenia i objechaliśmy wyspę kilka razy wzdłuż i wszerz, zrobiła się 12:00 i czuliśmy, że czas rozejrzeć się za miejscem na obiad. Aby dostać się na przeprawę promową, musieliśmy wyjechać z Karlskrony i skierować się do Lyckeby. Sama jestem zaskoczona obrotem sprawy, bo dotąd żyłam przekonaniem, że skoro bilety na prom kupuję na linii Gdynia - Karlskrona, to znaczy że właśnie tu, w Karlskronie, wysiądę na brzeg. A to bardziej jak lotnisko Warszawa Modlin - trzeba trochę dojechać.
Wyjeżdżamy z centrum na Karlskrona Bastuflotte. Na kąpielisku trafiają nam się ławki i miniaturowy domek dla dzieci z ławami i stolikiem. Idealnie! Tylko dzieciaki mają ubaw, gdy przechodzą obok i patrzą, jak garbimy się w środku.
Obiad u krasnali © Eresse
Zaczyna się koczowanie. Jest dopiero 15:00, my najedzeni, wykąpani kilka razy, opaleni, a do odprawy 4 godziny. Nie ma sensu jechać jeszcze na terminal, bo się na nim wynudzimy, a z drugiej strony jesteśmy zbyt zmęczeni, by robić kółka po okolicy. Siedzimy więc na karimacie pod drzewem, pilnujemy rowerów i czekamy. Czekamy. Czekamy. Jacek się niecierpliwi i idzie popływać, mnie udaje się godzinę zdrzemnąć. Jest 17:00 i nadal dużo czasu. Zdecydowanie zbyt szybko wyrobiliśmy się ze wszystkim.
W końcu, o 17:45 już tak zniecierpliwieni, że nas nosi, zbieramy się i żółwim tempem toczymy na terminal. Mamy do przejechania najwyżej 5 kilometrów, więc napawamy się jazdą, oglądamy widoczki (ale już naprawdę nie ma co), nie pedałujemy z górki, przystajemy na chwilę, by przepakować rzeczy - jeszcze nie wiemy, w jaki sposób będą przechowywane nasze rowery i sakwy, czy będziemy musieli wziąć bagaż ze sobą, czy zostawimy go przy rowerach. Wyciągamy więc najpotrzebniejsze rzeczy i pakujemy do wspólnego worka, który zabierzemy do kajuty.
Do domu
Wracamu do domu © Eresse
Gotowi do drogi © Eresse
Ostatecznie okazuje się, że rowery trafiają na wieszaki na przyczepce, która zostanie wprowadzona na prom, a my cały bagaż zabieramy ze sobą. Bardzo polecam skorzystać z wózka transportowego. Można go bez problemu wprowadzić do kajuty, a przynajmniej nie trzeba dźwigać i rzeczy nie walają się po podłodze.
Na promie ekscytuję się jak mała dziewczynka na nowym placu zabaw. Wszystko jest dla mnie inne, nowe, luksusowe. To jak pierwszy lot samolotem. Czuję się jak pasażer pierwszej klasy Titanica. Mamy kajutę, mamy prysznic z ciepłą wodą, możemy przespacerować się po sklepie z niespotykanymi u nas produktami, bez krygowania napić się kupionego w nim piwa i czuć się tak, jakby czas nie płynął. Wszyscy są w doskonałych humorach, wylegli z kajut, by pośmiać się i pobyć w swoim towarzystwie. Na promie panuje atmosfera jednego wielkiego wesela. Tego wieczoru pierwszy raz od dawna nie chcę iść zbyt wcześnie spać, by noc się tak szybko nie skończyła. Mam ochotę śmiać się i tańczyć. Niosą mnie endorfiny i wypite piwo.
Zasypiam - oszołomiona wszystkim, czego przez te dwa tygodnie doświadczyłam.
Żegnaj piękna Szwecjo © Eresse
Stenaline © Eresse
Żegnaj piękna Szwecjo © Eresse
Karlskrona. Niezdobyta twierdza © Eresse
Na pokładzie Stenaline © Eresse
Kajuta © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami