#3 - Horn - Nävekvarn - Kiszony śledź
-
DST
41.43km
-
Czas
02:52
-
VAVG
14.45km/h
-
VMAX
37.03km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
450m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na ten dzień czekaliśmy cały rok. Kiszony śledź czyli szwedzka wersja "surströmming challenge" jest dostępny w sklepach tylko w sierpniu, ponieważ wtedy właśnie odbywa się narodowe święto śledzia. Gdy pojechaliśmy do Szwecji rok wcześniej w lipcu, codziennie chodziliśmy między regałami w supermarketach, wypatrując pożądliwie choć jednej puszki, aż w końcu sprzedawca uświadomił nas, że teraz nic nie znajdziemy, bo kiszony śledź pojawia się na półkach dopiero w sierpniu.
Śledź poławiany jest na wiosnę tuż przed tarłem, nie dziwi więc, że po otwarciu puszki niektóre tuszki będą miały w sobie jeszcze zbitą ikrę. Taki surowy śledź fermentuje w beczce kilka miesięcy, a później trafia do puszki i psuje się dalej. Mniej więcej po roku w puszcze gromadzi się tyle gazu, że wybrzusza się ona pod wpływem ciśnienia. Ponoć wtedy śledź smakuje najlepiej. Puszkę zaleca się otwierać na dworze, względnie w wiadrze z wodą, bo w momencie nacięcia wieczka może chlupnąć nam zawiesiną prosto w twarz.
Tradycyjnie Szwedzi jedzą surströmming na cienkim chlebie nazywanym tunnbröd, z siekaną drobno cebulą, ugotowanymi i pokrojonymi w plastry ziemniakami i kleksem śmietany. Co ważne, śledzia po wyjęciu z puszki trzeba trochę przewietrzyć (jakkolwiek to brzmi, kto wąchał, ten wie), odciąć głowę, następnie oczyścić z wnętrzności i ikry (tak, tak, w puszkach fermentuje z całym dobrodziejstwem inwentarza) i rozłożonego jak dwie otwarte dłonie położyć na chlebku. Zamknąć oczy, wstrzymać oddech i zjeść. Podobno.
Nas śledź pokonał już na dzień dobry.
Puszkę otwieraliśmy nad brzegiem jeziora, żeby w razie skażenia od razu wskoczyć do wody. Wystarczyło, że mąż nakłuł scyzorykiem wieczko i natychmiast, bez ostrzeżenia, siknęło sfermentowanym płynem, w którym śledź nurzał się cały rok. Niekontrolowanemu tryśnięciu towarzyszył zapach, który rozniósł się wokół z prędkością światła. Najpierw subtelny, jeszcze nierozpoznawalny, ale po kilku sekundach do mózgu dotarło, co się dzieje i oboje odskoczyliśmy. Zapach, nie. Raczej odór. Przypominał coś między potrąconym przez samochód, rozkładającym się na poboczu zwierzęciem a wizytą w zakładzie przetwórstwa rybnego w porcie. Słodkawy, odrażający, wywołujący mdłości. No ale nic, jak powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B. Końcem noża mąż wyciągnął ostrożnie pierwszy kawałek i z namaszczeniem ułożył mi na chlebku. Popatrzyłam, powąchałam (o losie!), zamknęłam oczy i ugryzłam. Spodziewałam się maślanej, łatwej do przełknięcia konsystencji. Jednak śledź okazał się twardy, surowy, zupełnie nieprzerobiony przez enzymy. Przypominał kupowane dawniej surowe śledzie z beczki, które zalewało się śmietaną i mlekiem, a których skóra aż prześlizgiwała się między zębami. To tyle, jeśli chodzi o konsystencję. Ale zapach... zapach to już zupełnie inna sprawa. Odgryzłam ten jeden malutki kawałek, a kiedy w ustach rozniósł się aromacik, nie wiedziałam, co mam z tym dalej zrobić. Pojawiły mi się łzy w oczach. Naprawdę! Walczyłam o przetrwanie kilka sekund, aż w końcu organizm się zbuntował i wszystko wyplułam. Nie dało się tego przełknąć. No nie. Posmak czułam w ustach jeszcze co najmniej godzinę po umyciu zębów.
Śledzika? Dziękuję, nie przepadam. A mówią, że kapusta i ogórki kiszone są dziwne...
Wokół tylko lasy © Eresse
I więcej lasów © Eresse
Radhuset w Nyköping © Eresse
S:t Nicolai kyrka © Eresse
Starówka w Nyköping © Eresse
Most w Nyköping © Eresse
Szachy © Eresse
Landszaft © Eresse
Skrzynka na listy © Eresse
Camping w Nävekvarn © Eresse
Widok na zatokę © Eresse
Ścieżka edukacyjna © Eresse
Ścieżka edukacyjna © Eresse
Kąpielisko na skarpie © Eresse
Kiszony śledź © Eresse
Próba otwarcia kiszonego śledzia © Eresse
Mmmmm co za przysmak! © Eresse
Nävekvarn © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami