#5 - Yxningens Camping - Odensvi - Pościg krów i rdzenni myśliwi
-
DST
70.05km
-
VMAX
51.50km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Podjazdy
527m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Każdy dzień przynosi nam nowe wyzwania. Tego dnia zastanawiałam się, czy nie będzie on moim ostatnim.
To nic, że do pokonania znów mieliśmy siedemdziesiąt kilometrów i wieźliśmy w moim brzuszku dodatkowego pasażera. To nic, że większość trasy wypadła nam szutrami, pod górkę i pod wiatr. Wreszcie to nic, że przewyższenia mieliśmy do pokonania jak w górach. Zrobiło się całkiem serio, gdy na naszej drodze pojawił się elektryczny pastuch i brama, którą musieliśmy przekroczyć, aby pojechać dalej.
Wtedy poczułam prawdziwy strach. Bo tak - weszliśmy jakiemuś Szwedowi bez pytania na łąkę i jeszcze ni stąd, ni zowąd zaczęły się ku nam zbliżać wypasane tu krowy i byki. Nigdy nie widziałam tych zwierząt z bliska i powiem Wam, że nie wydawały się łagodne. Sprawiały wrażenie, jakby chciały nas - intruzów - staranować. Z nerwami napiętymi jak struny, zasłaniając się rowerami przed ewentualną szarżą, szliśmy ścieżką w ciszy i skupieniu, a krowy obserwowały nas, zbijały się w gromady i próbowały przegonić, idąc za nami jak strażnicy łąki. Nagle zza pagórka wyłonił się zaparkowany na środku drogi terenowy samochód, a zza samochodu runął ku nam rozsierdzony pies. Jacek zasłonił mnie sobą i rowerem. Serce mi zamarło. Zaraz za psem wyłonił się jego właściciel. Wielki niczym drwal, z obitą twarzą, brakowało mu tylko strzelby na plecach. Gwizdnął na psa, zawołał coś po szwedzku. Zatrzymaliśmy się i z niepokojem czekaliśmy, aż się zbliży. Zapytał o coś, ale odpowiedzieliśmy po angielsku, że nie rozumiemy, że nie było innej drogi i że próbujemy dostać się do Odensvi. O dziwo gospodarz nie rzucił się na nas z wściekłością, tylko uśmiechnął szeroko, objął Jacka familiarnie ramieniem i klepiąc po plecach, zaczął tłumaczyć, jak jechać dalej. Patrząc na nasze rowery i sakwy ostrzegał, że droga będzie wąska, wyboista i rozmiękła po deszczu, ale powinniśmy dać radę. Życzył powodzenia i przepuścił.
Kilka metrów dalej minęliśmy szopę, przy której trzech myśliwych szykowało broń i popijało jakąś flaszkę. Staraliśmy się na nich za długo nie patrzeć i jak najszybciej oddaliliśmy się w las. Przejechaliśmy może pięćdziesiąt metrów, gdy usłyszeliśmy zbliżający się od strony gospodarstwa samochód. Prawie zemdlałam wtedy ze strachu. Pomyślałam:to jakiś koszmar, jak w filmie o kanibalach, na pewno jadą, żeby przerobić nas na smalec.
Za kierownicą siedział gospodarz. Zatrzymaliśmy się na poboczu, żeby go przepuścić, bo droga była wąska i zarośnięta, nie wiedząc czego się spodziewać. Gospodarz, mijając nas, skinął i machnął przyjaźnie ręką. Jak się później okazało, specjalnie pojechał przodem, żeby otworzyć zamknięty na łańcuch i kłódkę szlaban. A ja, jak widać, naoglądałam się za dużo horrorów.
Góra-dół-góra-dół © Eresse
Borsuk :) © Eresse
Takie tam skrzyżowanie szutrowe © Eresse
Typowe szwedzkie pastwisko © Eresse
Trochę gór też się znalazło © Eresse
Oj stromo było! © Eresse
Kamień milowy © Eresse
Stado baranów © Eresse
Chwila wytchnienia © Eresse
Prawie jak na Kaszubach albo w Bieszczadach © Eresse
Grzyb na grzybie © Eresse
Uwaga, nie rozjedź grzybów! © Eresse
Off-road © Eresse
Nareszcie, camping! © Eresse
Wesoły Niemiec pod namiotem © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami