Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:400.96 km (w terenie 226.49 km; 56.49%)
Czas w ruchu:22:15
Średnia prędkość:18.02 km/h
Maksymalna prędkość:47.14 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:50.12 km i 2h 46m
Więcej statystyk

Pi­jani zwy­cięstwem po­padają w nałóg.

  • DST 10.27km
  • Teren 10.27km
  • Czas 00:39
  • VAVG 15.80km/h
  • VMAX 33.07km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 30.06.2012

Pi­jani zwy­cięstwem po­padają w nałóg, a pycha osłabia ziemię pod stopami zwycięstwa. Tak, tak, wiem. Ale muszę się pochwalić! Zdobyłam II miejsce w Akademickich Mistrzostwach Województwa Łódzkiego i V miejsce w kategorii Open w Medicycling MTB CUP. Jestem z siebie dumna.

Po tym nieskromnym wstępnie warto napisać słów kilka o dniu minionym. Z Pixonem wyjechaliśmy z domu po 10 - w powietrzu wisiało parne powietrze, nie było więc warto się spieszyć. Musieliśmy tylko zdążyć na Malinkę do 11.30, by zgłosić się do biura zawodów. W połowie drogi przypomniałam sobie o braku dokumentów, ale na szczęście nie były potrzebne. Odebraliśmy fajne koszulki i chipy, pokręciliśmy się trochę wśród znajomych i oczekiwaliśmy startu.

Kobiety zaczynały o 13.15, więc postanowiłam z dziewczynami rozgrzać się na trasie. Przejechałyśmy spokojnie jedno okrążenie i za kilka minut zawołano nas na start. Żar lał się z nieba, wszyscy błyszczeli od potu i dyszeli jak lokomotywy. Szczęśliwym trafem stanęłam w drugim sektorze i zaczynałam z dobrej pozycji.

Panowie przygotowali dla nas nawet specjalne transparenty

doping (nie)legalny © Eresse


Miałyśmy też prywatnych fotografów :)
Paparazzi czuwa © Eresse


Ruszyłyśmy z kopyta. By nie wypaść z czołówki, musiałam trochę dokręcić i szybko się zmęczyłam. Zawodniczki rozciągnęły się w sznureczek i szybko dało się zauważyć granicę między słabszymi i silniejszymi dziewczynami. Świadomość dwóch (a nie trzech!) okrążeń dodawała mi skrzydeł. Wiedziałam, że muszę jechać za wszelką cenę i to najszybciej jak się da. Było kilka niebezpiecznych momentów, gdy stromy zjazd kończył się głębokim piachem, ale udało mi się utrzymać równowagę. Najgorsze okazały się podjazdy. Serce waliło mi jak oszalałe, twarz napuchła od gorąca, a całe ciało przechodziły dreszcze.

Ogień! © Eresse


Chwilowa przewaga © Eresse


Przez połowę ostatniego okrążenia trzymałam się tuż za Anią, niekiedy siedziałam jej na kole (przepraszam!), a niekiedy zostawałam gdzieś z tyłu. Nie byłam w stanie jej wyprzedzić, ale też nie chciałam jechać dużo wolniej. Na metę wpadłam ostrym sprintem, słysząc dumny głos Pixona :). Z wdzięcznością przyjęłam gratulacje, padłam na trawę i wcale nie miałam ochoty się gdziekolwiek ruszać.

Gdy już trochę odpoczęłam, zgarnęłam rzeczy i ruszyłam w stronę dziewczyn. Okazało się, że zorganizowały prysznic polowy i myły się nawzajem jak troskliwe małpki. Dołączyłam więc do publicznej myjni, nie zwracając uwagi na zaciekawionych gapiów :)

:) © Eresse


Pixonowi niestety znów nie dane było ukończyć wyścigu, bo na drugim (czy może pierwszym?) okrążeniu zerwał łańcuch. Biedak.

W trakcie oczekiwania na tombolę i dekorację zrelaksowaliśmy się w miejskim kąpielisku. Gdy wyczytali moje nazwisko i zaprosili na podium, ociekałam wodą i chlupało mi w butach. Kroczyłam jednak z uśmiechem i dumą :)
Moje pierwsze podium © Eresse


Myślę, że nikogo nie zaskoczy wiadomość, kto odebrał główną nagrodę i będzie smażyć tyłek na wspaniałej plaży w Chorwacji, co Karotti :)

We are the Champions! © Eresse


WYNIKI OPEN


Kategoria Medicycling MTB CUP

Akademickie Mistrzostwa Województwa tuż-tuż!

  • DST 59.06km
  • Teren 45.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 17.46km/h
  • VMAX 36.24km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 czerwca 2012 | dodano: 28.06.2012

Uff... Zmęczyłam się i to porządnie. Nie marudziłam, by nie dać mężczyznom tej satysfakcji.

Z Pawłem spotkałam się przy Zgierskiej i razem popędziliśmy na Malinkę (oczywiście terenem, bo jakżeby tak na górskich rowerach mknąć asfaltami). Tam dołączył do nas drugi Paweł i wspólnie objechaliśmy pętlę sobotniego wyścigu MTB CUP. Pierwszą dla wybadania terenu, drugą już każdy na własną rękę. Szybko zostałam z tyłu i, choć na trasie byłam już dwa razy, zgubiłam się na którymś zakręcie. Na szczęście łatwo spostrzegłam błąd i wróciłam na właściwy szlak. Trasa nie jest trudna (a już na pewno nie po Przesiece!). Za to wymagająca wydolnościowo - można się zmęczyć na kilku podjazdach, zakopać po wentyl w piachu i złapać kilka kleszczy. Są jednakże odcinki, gdzie spokojnie można odpocząć i złapać oddech.

Po Malince Paweł zaproponował wycieczkę na wzniesienia. Trasa równie przyjemna jak towarzystwo, więc nawet nie odczułam, gdy upłynęły trzy godziny i trzeba było wracać do domu.


Kategoria Trening

Nowe Chrusty - oj daleko

  • DST 84.86km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:47
  • VAVG 17.74km/h
  • VMAX 41.89km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 czerwca 2012 | dodano: 25.06.2012

Od dawna już planowałam wybrać się w odwiedziny do Marzenki - a ponieważ mieszka daleko, ciągle odwlekałam decyzję. Ostatecznie padło na piękną, słoneczną niedzielę.

W towarzystwie Pixona wyjechałam z domu. Z moim bratem rekreacyjnie się nie jeździ, więc do Andrespola zajechaliśmy z prędkością średnią 25 km/h. Na którymś skrzyżowaniu dołączyła do nas Chickenowa i razem udaliśmy się w stronę Borowej. Pojechaliśmy szerokim duktem przez rozległy las sosnowy.

Rozstaliśmy się już w Borowej, skąd ja i Marzena udałyśmy się do niej na obiadek, a Pixon i Chickenowa wrócili do Andrespola. Po godzinnym odpoczynku zebrałyśmy się do Łodzi.

Las koło Gałkowa © Eresse

Lato w pełni fot. Łukasz Sompoliński © Eresse


Kategoria Projekt: chillout!

Łagiewniki

  • DST 27.22km
  • Teren 27.22km
  • Czas 01:29
  • VAVG 18.35km/h
  • VMAX 33.67km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 czerwca 2012 | dodano: 22.06.2012

Rześkie powietrze i duuuużo pod górkę :)

Chyba nie miałam dziś formy.


Kategoria Trening

Urokliwe Wzniesienia Łódzkie

  • DST 35.22km
  • Teren 28.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 18.22km/h
  • VMAX 47.14km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 czerwca 2012 | dodano: 20.06.2012

Miał być trening, wyszła wycieczka. Bardzo przyjemna zresztą. Szlak prowadził przez urokliwe pola zbóż i rzepaku, piaszczyste dukty i wysokie łąki. Powietrze było parne, zapowiadało burzę, ale oboje z Pawłem obstawialiśmy deszcz dopiero następnego dnia. No i jak na złość mocno nas zmoczyło. Burza i późna godzina ostatecznie skróciły naszą trasę, mimo to udało nam się dojechać aż do Kalonki.

Zdjęcie jest z zeszłego roku, ale oddaje urok miejsca i nie mogłam się powstrzymać przed zamieszczeniem go:

Zachód słońca na "Wzniesieniach" © Eresse


Kategoria Trening

Trening na Malince

  • DST 29.85km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 17.56km/h
  • VMAX 40.05km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 czerwca 2012 | dodano: 16.06.2012

Po tygodniowym odpoczynku od roweru udało mi się wreszcie wyciągnąć moją maszynę z garażu. Ku mojemu zdumieniu koło wprawione w ruch zaczęło wydawać charakterystyczne cykanie. Zatrzymałam się, spojrzałam i oniemiałam. Moje stare tylne koło zniknęło, zastąpione przez piękną czarną piastę XTR i obręcz z czerwonymi nyplami i naklejkami. Myślę sobie: "co jest?! Pixon się na koła ze mną zamienił, czy jak?". Patrzę dalej, a tam hamulec Avid na przodzie. Jak się później okazało, mój kochany brat sprawił mi niespodziankę i oddał kilka swoich części! Zazdroszczę sobie takiego brata :D

Na odnowionym, tuningowanym rowerze lekkim jak piórko (!) wybrałam się w towarzystwie Pauliny i Pawła na trasę czerwcowego family cupa i mtb cup w Zgierzu. Trasa dosyć wymagająca - dużo piachu, kilka podjazdów, krzaki na drodze. Na pewno będzie można się zmęczyć.

Oczywiście poniosły mnie trochę emocje i jeszcze przed Malinką przewróciłam się na zjeździe. Cóż... tak to jest, jak się nie zna drogi i nie umie się hamować ;)

Piasta dla super-bohatera © Eresse


:) © Eresse


Kategoria Trening

Trening kameralny

  • DST 31.39km
  • Teren 26.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 15.96km/h
  • VMAX 41.13km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano: 09.06.2012

Udało mi się wsiąść na rower po czwartkowych wojażach i jakoś się rozruszałam. Na początku bolały mnie mięśnie, ale w końcu forma przypomniała sobie, gdzie jej miejsce i zaskoczyła.

Pojechałyśmy z Pauliną znaną już trasą na górkę śmieciową na Rogach, następnie wjechałyśmy na niebieski szlak i objechałyśmy single. Na drugim podjeździe na jagodach dołączył do nas brat Pauliny, Paweł.

W zgranym trio objechaliśmy trasę tegorocznego junior cupa i wróciliśmy do Arturówka. Pokonałam strach, zjeżdżając po korzeniach i wyrwach, których Paulina i Paweł nawet nie zauważyli ;)

Rozstaliśmy się przy stawach i samotnie wróciłam do domu. Jakieś żółwiowe tempo wyszło, choć porządnie się zmachałam :)


Kategoria Trening

Ldzań i ognisko gigantów

  • DST 123.09km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:21
  • VAVG 19.38km/h
  • VMAX 34.59km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 czerwca 2012 | dodano: 07.06.2012

Najwyższy czas coś napisać. Wycieczka była tak wykańczająca, że dziś dostałam gorączki.

Zbiórkę ustalono na Retkini. Właściwie tuż przed dotarciem na miejsce dowiedziałam się, że docelowo jest to Mc Donald's. Z piętnastominutowym opóźnieniem wyruszyłam spod Castoramy przy Zgierskiej w towarzystwie Darka. Miał do nas dołączyć Stopa, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o serwisie roweru, umyciu podłogi i wyjściu na spacer z psem, którego nie ma. Na szczęście na miejscu okazało się, że nie jesteśmy ostatni i wciąż czekamy na resztę towarzystwa.

Z małym poślizgiem wyruszyliśmy w dwunastoosobowej ekipie, dobrze liczę? Ja, Pixon, Chikenowa, Doktorek, Marcin, Darek, Stopa, Tomek, Bartek, Tomek-harcerz, Asia, Krzysiek... więcej grzechów nie pamiętam ;) (w połowie drogi dołączył również Hubert)

Pamiętaj, aby dzień święty święcić (na rowerze) © Eresse


Przebiliśmy się przez miasto w rekreacyjnym tempie i kierowaliśmy się w stronę Ldzania. Początkowo towarzyszył nam chłodny zefirek i burzowe chmury, ale z czasem przejaśniło się i wyszło słońce. Temperatura gwałtownie wzrosła, a gdy wjechaliśmy na pola i łąki, dał się odczuć letni skwar. Jak buszmeni przedzieraliśmy się przez pokrzywy i wysokie trawy wzdłuż Grabio-smródki, naruszaliśmy teren prywatny biednych rolników, roszczących sobie prawa do każdego drzewa w lesie, aż w końcu (bezczelnie tratując czyjś ogródek) wydostaliśmy się na szosę. Gonieni widłami i wściekłymi psami dotarliśmy nad rzekę i rozłożyliśmy obozowisko.

Ognisko w buszu © Eresse


Skonsumowaliśmy pieczone, ociekające tłuszczem kiełbaski, popiliśmy różnymi napojami ;) i oddaliśmy się poobiedniej sjeście. W międzyczasie Magda fotografowała wszystko, co ruszało się przed obiektywem. Piękne zdjęcie!

Ldzańska jaszczurka © Eresse


Warto podkreślić, że po raz pierwszy miałam na sobie buty SPD i ciągle tylko myślałam "wypinać się, wypinać się!"

Rowerzystki górą! © Eresse


Jak zwykle nie obyło się bez przygód, bo panowie zadecydowali o przeprawie w bród. Trzeba było ściągnąć skarpetki, nowe buty (sic!) i zarzucić rower na ramię (nie żebym miała zastrzeżenia do naszych dzisiejszych dżentelmenów)

Przeprawa w bród © Eresse


Dalsza droga wypadła nam asfaltem (na szczęście!). Gnaliśmy co sił, a kilometry na liczniku rosły, rosły i rosły. Oczywiście zdążyłam się pochwalić, że tak dawno już nie złapałam gumy. Jakiś czas później Stopa zauważył, że chyba mam kapcia. Taa... ja bym się zorientowała, jakbym zaczęła jechać na obręczy :) Dzięki szybkiej interwencji Pixona i wymianie dętki, ruszyliśmy w dalszą drogę do Łodzi.

Nie powiem, jechało mi się dobrze. Buty i pedały SPD to prawdziwe wybawienie. Dopóki nie wyczerpią się baterie i organizm nie zaczyna się buntować. Po przekroczeniu setnego kilometra zaczęłam sukcesywnie zwalniać, a na mniej więcej 110 km o mało nie zemdlałam. Wspomagana batonem Musli od Tomka i sklepowym Snickersem dowlokłam się jakoś do domu. Pobiłam swój życiowy rekord, a wycieczka była super!


Kategoria Projekt: chillout!