Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 185.75 km (w terenie 97.48 km; 52.48%) |
Czas w ruchu: | 23:08 |
Średnia prędkość: | 5.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.07 km/h |
Suma podjazdów: | 1489 m |
Maks. tętno maksymalne: | 204 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (73 %) |
Suma kalorii: | 8715 kcal |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 18.57 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
Tatrzańska góra gór - Rysy
-
DST
19.00km
-
Teren
19.00km
-
Czas
09:22
-
VAVG
2.03km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
HRmax
174( 87%)
-
HRavg
119( 60%)
-
Kalorie 2840kcal
-
Aktywność Wędrówka
W górach jest wszystko co kocham, góry to przystań, niekończąca się nadzieja, że można żyć życiem i wierzyć, nie dotykając.
ks. Józef Tichner
By w życiu widzieć sens i nie stracić chęci, powinno się wyznaczać cele - małe, duże, ważne, przeróżne. I własnym tempem je realizować. Ja własnie jeden osiągnęłam - zdobyłam Rysy, na których zawsze bardzo chciałam stanąć. To prawda, że może i od strony słowackiej było łatwiej - że zabrakło tej mrożącej krew w żyłach ekspozycji i łańcuchów. Ale jakie to ma znaczenie? Weszłam, zdobyłam, zeszłam i przeżyłam. To się liczy.
I jeśli ktoś nadal wierzy w komentarze, jakoby wejście na Rysy słowackim szlakiem było o niebo łatwiejsze, spacerowe i niemal niewymagające obycia - to ja proponuję pojechać i samemu sprawdzić. Nie jest łatwo, nie jest lekko i nie jest z górki (no chyba że już schodzicie). W wielu miejscach rzeczywiście nie ma łańcuchów, ale nie dlatego, że nie potrzeba, a dlatego, że taka jest specyfika gór słowackich - w Polsce już dawno w tych miejscach założyliby drabinkę i poręczówki.
Dzień zaczynamy rano, choć nie tak wcześnie, jak powinniśmy. Budzik dzwoni o 5:30 - słabo, jak na tak daleką drogę. Zanim dojedziemy do Strbskego Plesa, robi się 7:30, a słońce stoi już wysoko i zapowiada upalny dzień. Tylko Rysy skrywają się za gęstą chmurą - jakoś mnie to nie dziwi, serio. Do Popradzkiego Stawu idziemy czerwonym szlakiem - rewelacyjna alternatywa dla deptania afaltem przez las!
Przy Popradzkim Stawie obowiązkowy postój na zdjęcia - dolina niebywałej urody, staw czysty i krystaliczny, pełen pstrągów. Za stawem - żółty szlak prowadzący nad Symboliczny Cmentarz Ofiar Gór. Bardzo przygnębiające miejsce - polecam dla przemyśleń, w ostatnim dniu wyjazdu.
Aż do Żabiej Doliny idzie się przyjemnie, acz wydolnościowo. Za Żabimi Stawami zaczyna wiać - ale to tak, że ręce grabieją. Pojawiają się też łańcuchy, na mapie zaznaczone zresztą jako miejsca niebezpieczne. Dalej już ściana płaczu aż do Chaty pod Rysami. Tam - słowacka atrakcja turystyczna, kibel-legenda. Wychodek z widokiem na góry - gwarantuje niepowtarzalne wydalanie, tfu! Korzystanie.
Toaleta zaliczona. Rozbujana ławeczka, przykręcona do skał, także. Nic nie zostaje, jak wspinać się dalej. W powietrzu - chyba 5 stopni. Jest bardzo zimno, bo wietrznie. W dodatku nie widzimy nic poza chmurami. Tylko czasem pojawia się na chwilę okno i możemy dostrzec zarysy gór. Od Wagi na Rysy pojawiają się czapy ze śniegu - jest ślisko. Wspinamy się po schodach ze skał, a później już po skałach i osuwiskach. Łatwo zgubić szlak, jest też bardzo stromo i niebezpiecznie na piargach. Kiedy staję na szczycie - przytłacza mnie przestrzeń wokół i ciasnota na samym wierzchołku. Każdy turysta zajmuje jeden mały kamień i przylega do niego, jakby objął w posiadanie swoj spłachetek ziemi. Ja też siadam i nie mam ochory ruszać już dalej. Jest wysoko, stromo i chyba doskwiera mi lęk przestrzenny. Ale jestem szczęśliwa, bo zdobyłam szczyt, na który tyle lat czekałam. Teraz już tylko pora zaliczyć go od polskiej strony. Tylko czy ja jeszcze wrócę w polskie Tatry?
PS. Jeśli macie za dużo energii, możecie wnieść do Chaty pod Rysami któryś z bagaży. Do wyboru, do koloru. Na górze czekają z herbatą.
Suweniry - w nagrodę dostaniesz herbatę © Eresse
Chata Popradské Pleso © Eresse
Popradske Pleso © Eresse
Na Rysy możesz zabrać różne rzeczy. Plecak. Buty. Ziemniaki. Jeśli bardzo chcesz, możesz nawet zabrać butlę z gazem © Eresse
Rezerwat Dolina Mięguszowiecka © Eresse
Żabia Dolina © Eresse
Bezmiar piękna © Eresse
Chcę tam wrócić! © Eresse
W drodze do Mordoru © Eresse
Tuż pod Chatą pod Rysami © Eresse
Żabie Stawy Mięguszowieckie © Eresse
Komu w drogę, temu rower © Eresse
Strażnicy gównianego szlaku © Eresse
Do not disturb! © Eresse
(to nie są moje nogi) © Eresse
Chwilowe okno © Eresse
Z kostuchą za pan brat! © Eresse
Tak, jestem tam! © Eresse
To o której ta taksówka? © Eresse
Ómarłam © Eresse
Raj na ziemi © Eresse
Kategoria Tatry
Velicka Dolina / Wielicka Dolina / Sliezsky Dom
-
DST
11.23km
-
Teren
11.23km
-
Czas
06:20
-
VAVG
1.77km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
HRmax
187( 94%)
-
HRavg
103( 52%)
-
Kalorie 1186kcal
-
Aktywność Wędrówka
Po tyraniu na Krywaniu postanowiliśmy zrobić sobie dzień regeneracji. To znaczy ja, Magda i Ewa, Paweł z Paulą. Tymczasem Pixon i Karolaczki tłukli dalej na szczyt - Slavkovsky Stit. My w tym czasie odespaliśmy, spokojnie zjedliśmy śniadanie i niespiesznie wyruszliśmy do Starego Smokovca, skąd prowadził szlak pod Dom Śląski. Mapa nas trochę oszukała i daliśmy się wyprowadzić w pole. Wędrówka miała być krótka, przyjemna i łagodna, a okazało się, że wspinamy się na 1670 metrów w kosodrzewiny i mamy 2,5 godziny deptania pod górę :) Mimo zmęczenia wytrwale brnęliśmy naprzód, rozchodziliśmy zakwasy po poprzednim dniu wspinaczki i nacieszyliśmy oczy cudownymi widokami.
Dla leniwych lub dla cyklistów przewidziano także drogę asfaltową, która wiedzie z Tatrzańskiej Polianki - łatwiejszą, mniej widokową, ale również godną polecenia!
Spacerowo © Eresse
Zamyślona © Eresse
Natura w czystej formie © Eresse
Brusznica © Eresse
Jest cudnie © Eresse
Urokliwe miejsce © Eresse
W drodze © Eresse
Uwaga, spadające drzewa! © Eresse
Kategoria Tatry
Hory moi - podejście na Krywań
-
DST
19.91km
-
Teren
19.91km
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
204(103%)
-
HRavg
117( 59%)
-
Kalorie 2905kcal
-
Podjazdy
1489m
-
Aktywność Wędrówka
Tak to już jest w życiu, że kiedy człowiek bardzo czegoś pragnie i długo na to czeka, to wyobraża sobie, że jak już osiągnie ten cel - cały świat przewróci się do góry nogami. Kiedy w końcu ten moment przychodzi, okazuje się, że nic się nie zmieniło, wszystko jest po staremu, a radość nie jest tak ogromna. W marzeniach finał jest dużo istotniejszy. Dopiero kiedy go osiągamy, okazuje się, że w gruncie rzeczy ważniejsze jest, aby mieć cel, niż żeby go osiągnąć.
Leszek Cichy
Okno pogodowe, hip hip hurra! - nareszcie trafiliśmy ten dzień. Wstaliśmy o 5:30 i pognaliśmy na elektriczkę, która powiozła nas do Strbskego Plesa na szlak. Czego to ja się nie nasłuchałam o Krywaniu. Że łatwy, że spacerowy, że można 2 godziny z czasu urwać, że rodzice z dziećmi chodzą. Szkoda tylko, że ktoś wcześniej nie wspomniał, że wspina się tam po osuwiskach ze skał, że nie ma windy i że słońce nie świeci na szczycie.
My obraliśmy szlaki: czerwony i niebieski, prowadzące od Szczyrbskiego Jeziora Magistralą Tatrzańską, przez Rozdroże w Dolinie Furkotnej, następnie Rozdroże przy Jamskim Stawie aż na Pawłowy Grzbiet i Rozdroże pod Krywaniem. Stamtąd już na Mały Krywań i właściwy szczyt - 2494 m n.p.m.
Szlak przez długi czas biegnie bardzo przyjemną, leśną drogą, która łagodnie się pnie i nie podnosi tak tętna. Później trzeba się trochę napocić na korzeniach i kamieniach, ale nadal jest sympatycznie i można utrzymać rozsądne tempo. Później zaczynają się kosodrzewiny i można nacieszyć oczy widokami. Niestety im pięliśmy się wyżej, tym mniej było widać i tym gęściejsze chmury na nas spływały. Ponoć z Krywania rozciąga się onieśmielający widok, bowiem Krywań góruje nad sąsiednimi szczytami i ma największą w całych Tatrach wysokość względną nad położoną pod nim Doliną Koprową. Niestety nie dane nam było tego doświadczyć.
Krywań od 1935 jest narodową górą Słowaków. To widać. W drodze mijaliśmy zaskakująco wielu turystów. Co ciekawe, szczyt został umieszczony także w hymnie Słowacji, w herbie Słowackiej Republiki Socjalistycznej (wieczny ogień na tle góry), a od 1 stycznia 2009 r. znajduje się na słowackich monetach o nominale 1, 2 i 5 eurocentów. Dodam jeszcze mały rys historycznoliteracki - w 1805 r. na szczt zawędrował sam Stanisław Staszic, działacz i pisarz polskiego oświecenia.
Jestem w górach! © Eresse
Jedno, co pamiętom to ten wąs, wąs, wąs © Eresse
Z Braciakiem © Eresse
Tam idziemy © Eresse
Chillout © Eresse
W drodze na Krywań © Eresse
Nie, wcale nie jest stromo © Eresse
Mordor © Eresse
Ja już chcę do domu! © Eresse
Albo jednak nie! © Eresse
Takie widoki na Krywaniu © Eresse
Takie tam spacerki © Eresse
Nawet mój pulsometr dał się ponieść emocjom na szczycie.
2 stopnie, serio?
Kategoria Tatry
Skalnate Pleso
-
DST
17.05km
-
Teren
15.00km
-
Temperatura
4.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
145( 73%)
-
Kalorie 670kcal
-
Aktywność Wędrówka
To miał być pierwszy poważny wypad w góry. Wieczorem szybko spać, bo wczesnym rankiem pobudka o 5:30. Kiedy dzwoni budzik, nikomu nie chce się wstać - ale to przecież góry, wyśpimy się w domu!
Stajemy przy oknie, patrzymy na góry... a gór ni ma. Przyszedł deszczowy front, mży, jest szaro od chmur. Wspinaczką na dwuipółtysięcznik w taką aurę udowodnilibyśmy tylko głupotę. Podejmujemy więc decyzję, że wracamy do łóżek, a pogodę sprawdzimy za godzinę. O 6:30 nic się nie zmienia, zatem śpimy do 9.
Spokojnie jemy śniadanie, kręcimy się po domku jak smrody po gaciach i postanawiamy pojechać na rozeznanie do Popradu. Robimy sobie trekking między regałami w Tesco a kasami. Kiedy o 13 się przejaśnia, biegiem wracamy do pokojów, by przebrać rzeczy i czym prędzej wyskoczyć na szlak.
Kiedy wysiadamy z elektriczki w Tatrzańskiej Łomnicy - nad górami wiszą już chmury i zaczyna siąpić deszcz. Już nieprzerwanie do 18:00. Ale gdzieżby nam to miało przeszkadzać! Idziemy zielonym szlakiem. I mamy game over.
Jeśli będziecie kiedyś w pobliżu, niech was noga przed nim broni. Zielony szlak biegnie z Tatrzańskiej Łomnicy pod Skalnatą Chatę na początku całkiem niegroźnie i niepozornie. Idziemy przez las - ni to stromo, ni kamieniście. Później wbija na asfalcik, piękny, miły, urokliwy, z widokiem na miasteczko (o ile nie pada wtedy deszcz i chmury nie przewalają się po stoku), a później nagle znika i zostawia was na trasie narciarskiej, pokrytej kamieniami i siatką. Idzie się ujechać. I tak aż pod Skalnatą Chatę.
Na górze - zimno. Termometr pokazuje 4 stopnie. Niską temperaturę czuć dopiero na postoju. Ręce grabieją jak w zimie. Czy warto? Nie wiem. Potwierdzę, jak następnym razem trafię na ładną pogodę :)
Wracać postanawiamy dłuższą drogą - czerwonym szlakiem. I to jest strzał w dziesiątkę, nagroda dla strudzonych wędrowców. Droga wiedzie przez kosodrzewiny, a później piękny mieszany las. Przy okazli odwiedzamy Schronisko Zamkowskiego - osobliwość dla turystów z Polski, bowiem budynek otacza płot pod napięciem. Sprawny (sic!).
Ponieważ na wieczór zaczyna się przejaśniać, chmury podnoszą się, a góry osnuwa mistyczna mgiełka, przez którą przeświecają promienie zachodzącego słońca. Czujemy majestat i magię gór. Nie chce się schodzić ze szlaku.
Oj, zachodzi słońce już za chmury,
Cichym wiatrem wierzba się ugięła,
Już nie widać jak się śmieje,
Po prostu nastaje noc,
W nocy słychać tylko jak z oddali,
Jak z oddali płaczą oczy.
Hory moi
Taternik © Eresse
Gdzieś tam powinny być góry © Eresse
Tak jest, jak jest! © Eresse
Skalnata chata (Schronisko Łomnickie) © Eresse
Nie jest zimno, nic a nic © Eresse
Svištia krajinka (cokolwiek) © Eresse
Pan Miś © Eresse
Ą Ę Fotografę © Eresse
Melodia mgieł nocnych © Eresse
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie © Eresse
Lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie © Eresse
Limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze, © Eresse
Wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie © Eresse
Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona © Eresse
Mgły © Eresse
To my :) © Eresse
Kategoria Tatry
Dobrý deň, Priatelia
-
DST
7.34km
-
Teren
7.34km
-
Czas
02:36
-
VAVG
2.82km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
HRmax
155( 78%)
-
HRavg
83( 41%)
-
Kalorie 314kcal
-
Aktywność Wędrówka
W góry, jedziemy w góry! Doczekałam się, OŁ JEA! Wyjeżdżamy o 3:30. Noc jest krótka, za to dzien pełen wrażeń. Spotykamy się pod makiem na Rzgowskiej, skąd wyruszamy już w komplecie - ośmiosobową ekipą.
Słowacja wita nas dziewicza, nienaruszona, cicha. Doskonała. Przekraczamy granicę i od razu czujemy, że wjeżdżamy do innego świata - droga taka szeroka i pusta, drzewa takie dzikie, góry takie monstrualne. I pustki. Zero. Głucho. Cicho. Nawet ptaki nie ćwierkają.
Przed południem odbieramy już klucze do domku w Novej Leśnej, szybko rozpakowujemy sprzęt, jemy domowy obiad - bigos ze słoika i schabowe, po czym pokrzepieni ruszamy w drogę. Choć pogoda tego dnia nie rozpieszcza, postanawiamy nie marnować czasu.
Odwiedzamy Strbske Pleso, w deszczu przekąszamy słowackie langosze (wyjątkowo tłuste, ale interesujące danie, najlepiej smakuje pierwszy kęs, później już coraz gorzej). Zanim wyruszymy na szlak, rozpada się już na dobre i zrobi się zimno. Chyba nie zasłużyliśmy na ten urlop... ;-)
Hejka! © Eresse
Lembasy :) © Eresse
Dream Team © Eresse
Poprad © Eresse
Nie karmić kaczek © Eresse
Kaczucha © Eresse
Złoty podział w naturze © Eresse
Podejmij wyzwanie © Eresse
Podejmij wyzwanie cz. 2 © Eresse
Na kamieniu © Eresse
Łukasz z kanapką - taaaaki szczęśliwy! © Eresse
Strbske Pleso © Eresse
Kategoria Tatry
Na smutki
-
DST
19.59km
-
Teren
15.00km
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałam całą niedzielę przesiedzieć pod łóżkiem zamknięta w skorupce depresji, ale jakoś udało mi się zebrać do kupy i wyjść z domu na krótą rundkę. Wszystko dzięki Madzi, która zadzwoniła, przyparła do muru i nie dała chwili na zastanowienie. "Monia, jestem na pożyczonej przełajówce za 10 tysięcy, mogę po ciebie podjechać, chcesz przetestować?"
Spotkałyśmy się przed 19:00 i pojechałyśmy do Łagiewnik. Trochę się wygadałam, przewietrzyłam, pośmiałam. Przy kapliczkach czekali na nas Pixon i Stopa. Jak miło było ich zobaczyć! A tam niespodzianka! Piękniutkie, nowiutkie, błyszczące Fulle GT do wypróbowania. Prosto z nowego sklepu Pawła Stopczyka: OK-BIKE. Gorąco polecam! Pytajcie o rabaty i kupujcie bez podejrzeń. Sklep na najwyższym poziomie!
(foteczki made by Pixon)
Mój rower się taki malutki przy nich wydaje :)
Wielkie czyszczenie (jak myć kasetę, ja się pytam?)
-
DST
0.10km
-
Temperatura
27.0°C
Dziś wycieczki nie było, za to odbyło się wielkie pozimowe czyszczenie, które powinnam była wykonać już na początku sezonu, ale jakoś tak się nie chciało.
Pierwszy raz Zosia Samosia całkiem sama zdejmowała łańcuch i szejkowała w benzynie. Tak, wiem, że linka mi się postrzępiła. Pixon już raz naprawiał, ale ciągle gubię końcówki.
Zrobiłam zdjęcie, żeby wiedzieć, jak założyć z powrotem xD © Eresse
I teraz gwóźdź programu, Szanowni Państwo, jak skutecznie wyczyścić kasetę? Ja pytam, Państwo odpowiadają. Próbowałam szczoteczką, benzyną ekstrakcyjną, ścierką, palcami. Trochę poczyściłam, resztę pomazałam.
Jak skutecznie wyczyścić kasetę? © Eresse
Nagród nie przewidziałam, ale będę czuć dozgonną wdzięczność.
Po łańcuchach, smarach, kasetach i korbach przyszedł czas na mycie amortyzatora i konserwację niezastąpionym Brunoxem, a później dopieszczanie ramy, piast i obręczy. Tak się prezentuje po złożeniu zusammen do kupy.
Już po myciu :) © Eresse
Kategoria Projekt: chillout!
Szybko, bo grill stygnie
-
DST
15.77km
-
Czas
00:43
-
VAVG
22.00km/h
-
VMAX
42.67km/h
-
Temperatura
29.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Widzewa na grilla gnaliśmy jak sfora psów za świńskim uchem. Pixon wybierał dla nas najlepsze skróty, których nie zdążyli jeszcze pozamykać przy budowie WZ i tak oszczędziliśmy co najmniej 3 km drogi Widzew-Radogoszcz.
Kategoria Projekt: chillout!
Asfalt, asfalt, asfalt, o! Parowy Janinowskie
-
DST
57.68km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:12
-
VAVG
18.02km/h
-
VMAX
43.07km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Kalorie 800kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Słońce przygrzało, deszcz uciekł, tośmy się wreszcie na rower zgadali.
Miejscem zbiórki był jak zwykle stary poczciwy kaloryfer, najlepszy punkt wypadowy na Wzniesienia Łódzkie. Jak na kobietę przystało, chwilę się spóźniłam :-) uzupełniliśmy bidony wodą zdrojową i ruszyliśmy na żółty szlak przez Łagiewniki. Aż do czerwonego szlaku i do Serwituty prowadzą z górki przyjemne singielki i dukty, więc można się trochę odprężyć. Dalej wspięliśmy się ulicą Serwituty na zielony szlak koło Jagód, gdzie przypomniałam sobie, jak zjeżdżać i nie połamać nóg.
Dalej był już punkt widokowy na Klęku, Dobieszków, Boginia, Stare Skoszewy i Janinów. Większość drogi cięliśmy asfaltem. Gdybyście przypadkiem próbowali na punkt widokowy dojechać takim czerwonym tłuczniem i szutrami, to niech was nie zdziwi, jak bardzo zmieniła się tam droga. Asfalt wylali nawet tuż za zjazdem z punktu widokowego.
Wakacje! © Eresse
Wszędzie asfalt :3 © Eresse
Tu też będzie asfalt © Eresse
Rosado Kociaczos © Eresse
Parowy Janinowskie © Eresse
W Parowach Janinowskich obowiązkowo kółko po lesie. Cudowny klimat, cisza, przestrzeń. Stare drzewa urosły już tak wysoko, że korony sięgają nieba, a pod nimi jest kilkadziesiąt metrów gołego pnia. Przypominają miniaturowe sekwoje :)
Po parowach wstąpiliśmy jeszcze na tradycyjne lody Bambino i pomału kierowaliśmy się do domów. Jak na pierwszą wycieczkę w tym sezonie, kilometrów wyszło całkiem znacznie. Podjazd między Starymi Skoszewami a Plichtowem zniszczył mnie dokumentnie. Na Widzew już ledwo się toczyłam :)
Kategoria Projekt: chillout!
Gorrrąco karramba!
-
DST
18.08km
-
Czas
00:55
-
VAVG
19.72km/h
-
VMAX
35.23km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do nowej pracy mam teraz ciut bliżej, ale za to nie tak łatwo przejechać przez rozkopy na Mickiewicza/Wólczańskiej
Kategoria Praca