Na jazdy
-
DST
12.00km
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Egzamin na prawko coraz bliżej, już go czuję przez skórę.
Bradykardia bezobjawowa
-
DST
24.00km
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
To był dzień pełen wrażeń i ciągłego pośpiechu. Rano wystartowałam już o 6:00, by punktualnie dojechać pod Auto Szkołę, później śmignęłam do pracy, czas minął jak szalony i już musiałam pędzić do kardiologa. Dumna z wyniku 36 tętno spoczynkowe usłyszałam, że mam wytrenowany organizm. HAHA! to dobre. Uprzejmy pan doktor skierował mnie jeszcze na echo serca, by wykluczyć wszelkie nieprawidłowości i pogratulował. Był nawet ciekaw, czy dużo jeżdżę i śmiał się, że jak inni zobaczą moje wyniki, będą mnie chcieli kłaść do szpitala. A przecie serce mam jak dzwon :)
Rana po ekstrakcji ósemki nadal pulsuje, ale nie zażywam już ketonalu, hip hip hurra!
Kategoria Praca
# Praca i ortodonta
-
DST
28.00km
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
To już drugi raz, kiedy do domu wracałam z gilem po pas i wodą w butach. Czy specjalistom naprawdę tak trudno jest zapowiedzieć pogodę na najbliższych kilka godzin?
Kategoria Praca
# Spinning po długiej przerwie
-
Czas
00:50
-
HRmax
186( 93%)
-
HRavg
164( 82%)
-
Kalorie 485kcal
-
Aktywność Ciężary
Co by nie hodować tłuszczu, wybrałam się do Sportery na spinning. Byłam ciekawa, jak sobie dam radę po półrocznej przerwie :)
Równo o 16:20 spadła z nieba ściana wody i grad. Zanim więc dotarłam na siłownię, mogłam wylewać wodę z butów i wyciskać płaszcz, a kiedy się przebrałam, wyglądałam jak spocony mops. Ale przynajmniej kręciłam z mocą.
Kategoria Trening
# Praca
-
DST
20.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
# Praca
-
DST
20.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ahoj kapitanie!
-
DST
22.66km
-
Czas
00:49
-
VAVG
27.75km/h
-
VMAX
38.05km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyobrażacie sobie spędzić weekend w sąsiedztwie rzeki, na której organizują spływ kajakiem i nie popływać? Ja też nie. Dlatego w sobotę zamiast byczyć się na nadrzecznej plaży, wybyczyliśmy się w kajakach, płynąc z biegiem rzeki.
Z Doktorców podjechaliśmy na rowerach do Suraża, bo jakżeby inaczej i wynajęliśmy podwózkę, dwa kajaki, wiosła i kamizelki. Z miłym panem negocjowaliśmy, czy to on daje nam swoje drogocenne kajaki w zastaw, czy raczej my jemu nasze rowery. Jakimś dużym transporterem przewiózł nas i cały sprzęt do punktu kontrolnego w Doktorcach, skąd wyruszyliśmy. Ponieważ wsiadanie do kajaka z brzegu do łatwych zadań nie należy, o mało nie zrobiłam szpagatu, a Kamil jedną nogą wpadł do wody. Kiedy udało się opanować nerwową sytuację, ja byłam sucha i się śmiałam, a Kamil w połowie mokry i też się śmiał. Złapaliśmy tempo i popłynęliśmy, zostawiając w tyle Kingę i Przemka, którzy jakoś nie mogli dociążyć kajaka i ciągle musieli nas gonić.
Było ciepło, acz nie upalnie. Słońce próbowało się przedrzeć zza chmur. Z marnym skutkiem. Tak marnym, że w końcu spadł deszcz i zrobiło się chłodno. Zawsze lubiłam pływać kajakiem, ale do tej pory miałam okazję tylko na Stawach Stefańskiego i w Arturówku. Spływ rzeką to zupełnie inna bajka! I nie ma ograniczenia czasowego, Można pływać do porzygania :D
Powrót z Suraża miał być lekki i przyjemny, byliśmy zmęczeni spływem. Ale gdy nad głową zbierają się granatowe chmury i wiatr przygina młode drzewka do ziemi, nie ma czasu na jęki i płacze. Trzeba tą korbą trochę pokręcić. Jechaliśmy w kolumnie - chłopaki z przodu, dziewczyny z tyłu na kole. Kiedy tylko udało mi się utrzymać, Kamil przyspieszał i zostawałam metr dalej. Przyspieszałam więc, choć dawno już osiągnęłam granicę swoich możliwości. 34 km/h, później 35 km/h, i jeszcze trochę, 36 km/h. Dokręciłam do 37 i zrobiłam się fioletowa. Kątem oka widziałam, że Kinga mnie obserwuje. Zapytała, czy dobrze się czuję. Nie. Nie czułam się dobrze. Obiecałam sobie, że ostatni raz jestem z nimi na rowerze. Psychopaci! Ale wciąż ich lubię :D a czy oni mnie nadal?
Meandrująca Narew © Eresse
Narew © Eresse
Tak nam sielsko © Eresse
Cześć! © Eresse
Spadnij na głowę, spadnij © Eresse
Baba z wozu, koniom lżej, baba w kajaku, chłop je © Eresse
Świtezi wody © Eresse
Dzikie perszerony © Eresse
Suraż © Eresse
Kategoria Projekt: chillout!, Rowerem po Podlasiu
Szuwary, cerkwie i pola kukurydzy
-
DST
84.08km
-
Teren
60.00km
-
Czas
03:57
-
VAVG
21.29km/h
-
VMAX
43.07km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
To pierwsze, co przychodzi na myśl, kiedy wspominam Podlasie.
Piętnasty dzień sierpnia w Polsce to nie tylko liturgiczne święto Wniebowzięcia Matki Bożej. To także Święto Wojska Polskiego, obchodzone na pamiątkę zwycięskiej bitwy warszawskiej w 1920 roku. W miejskich aglomeracjach i dużych miastach mało kto o tym pamięta. Wszyscy tylko cieszą się na dzień wolny od pracy i planują wyjazdy na długi weekend. Co tu dużo mówić, ja zresztą też. Ale w tych wszystkich malutkich wsiach, przysiółkach i wioskach od razu daje się odczuć świąteczny nastrój. Po drodze mija się skoszone z pietyzmem trawniki, na ławeczkach pod domem albo przed ogrodzeniem posiadują starsi i gawędzą albo wypatrują obcych. Na sznurkach nie wisi pranie, nawet psy nie szczekają jak oszalałe :)
W tym roku czas spędziłam dosyć nietypowo i całkiem niespodziewanie - w dziewiczej i wyludnionej północno-wschodniej części Polski - na Podlasiu. Na lekcję folkloru i kultury zabrali mnie Kinga, Przemek i Kamil. Zobaczyłam przepiękne tradycyjne domki wiejskie, stare i odnowione cerkwie, obszar Natura 2000, Białowieski Park Krajobrazowy i wiele innych cudów regionu. Czas płynął sielsko w przyjemnej atmosferze. Roweru było mało, ale za to szybko. Ja już z Wami więcej nie jadę! :) Były też kajaki, pianki opiekane nad butlą gazową i kąpiel w rzece (brawo, chłopaki!)
W internetach wyczytałam, że nietypowy kolor elewacji wiąże się z symboliką w kulturze Podlasia. Jeśli cerkiew jest poświęcona Matce Boskiej lub Archaniołowi Michałowi, to ma kolor niebieski. Kolor zielony związany jest z Duchem Świętym, a brązowy poświęcony jest męczennikom [źródło].
Jednakże to nie cerkwie zdobyły moje serce. Prawdę mówiąc urzekły mnie drewniane domy z belek, cieszące oko starannymi, symetrycznymi zdobieniami. Okna i krawędź dachu okalały rżnięte koronkowe detale, malowane kontrastowo w stosunku do ścian budynków. Były domki żółte, domki zielone, domki lawendowe i domki błękitne. Żaden nie wydawał się w tym otoczeniu kiczowaty, a jedynie podkreślał niezwykłą atmosferę podlaskiej wsi. Jeśli chcecie zobaczyć, o czym mówię, zapraszam do galerii p. Ewy Zwierzyńskiej. Mnie niestety nie udało się zrobić zdjęć tym domom, ponieważ pędziliśmy na złamanie karku :)
fot. Ewa Zwierzyńska (klik)
fot. Ewa Zwierzyńska (klik)
fot. Ewa Zwierzyńska (klik)
fot. Ewa Zwierzyńska (klik)
Aż wstyd pokazywać własne zdjęcia robione telefonem :D
Szlakiem niebieskich cerkwi © Eresse
Szlakiem niebieskich cerkwi © Eresse
Smerfastycznie © Eresse
Szlakiem niebieskich cerkwi © Eresse
Nóżka jest © Eresse
Takiej miłości dziś brak! © Eresse
Ochotnicza Straż Pożarna © Eresse
Domowy mostek © Eresse
Maxxbike szuka drogi © Eresse
Sielsko i naturalnie © Eresse
Już blisko! © Eresse
Kategoria Rowerem po Podlasiu
# Praca
-
DST
20.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Praca
# Praca
-
DST
20.00km
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Praca