Przyszłość należy do nas
-
DST
22.84km
-
Czas
01:19
-
VAVG
17.35km/h
-
VMAX
30.14km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw
powoli
jak żółw
ociężale
Ruszyła
maszyna
po szynach
ospale.
Wstałam rano z pozytywnym nastawieniem i na szczęście pogoda nie pokrzyżowała moich planów. Na termometrze stopień na plusie, za oknem przejrzyste niebo i trochę śniegu na dworze.
Co jest wspaniałe w tej porze roku? Na drodze rowerowej jesteś jedynym panem i nie musisz uważać na wszędobylskich pieszych, kręcących się jak pijany wokół latarni. Czasem mijasz jakiegoś zmarzniętego przechodnia, który patrzy na ciebie jak na niecodzienne zjawisko.Robię się sentymentalna
© EresseTęsknota ma różne oblicza
© EresseRóża pustyni dotarła na śniegi Syberii
© EresseJapońska bestyja
© Eresse
Kiedy dotarłam do pracy, za oknem na dobre zawitała wiosna. Słońce podniosło temperaturę, a śnieg zalegający na ścieżkach stopniał dokumentnie. Czekał mnie mokry powrót do domu :)Oko Saurona patrzy
© Eresse
Tego mi było trzeba. Zapomniałam już, jakie to odprężające.
Kategoria Praca
Gdy zasługa wziąść się wstydzi/ Weźmie czelność – i wyszydzi
-
DST
6.80km
-
Teren
6.80km
-
Czas
00:20
-
VAVG
20.40km/h
-
VMAX
32.24km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak, tak właśnie mawiał szanowny pan Kazimierz Brodziński i ani myślę go poprawiać :)
Cały ranek toczyłam ze sobą spór o wyjście z domu. Miało być zimno i wilgotno, a okazało się być ciepło i słonecznie. Lepszej pogody nie mogliśmy sobie na wyścigu wymarzyć. Ostatecznie więc przemogłam lenistwo i duszę skąpca (zapisy 20 zł), umówiłam się pod biurem zawodów z Pauliną i pojechałam. W drodze do Łagiewnik narzuciłam sobie tempo, by sprawdzić co z moją kondycją. Nie było tak źle, siedzenie przy biurku nie zniweczyło wcześniejszej pracy.Pożyczyłam od Bendusa
© Eresse
W biurze zawodów okazało się, że członkowie AZS nie płacą za start, trzeba tylko okazać ważną legitymację. Damn it! Moja była do września :) na szczęście udało się coś niecoś utargować i przede wszystkim otrzymałam klasyfikację studencką. Szybko zjadłam banana i ruszyłam na objazd trasy. My już wiemy, a wy?
© EresseJuż za chwileczkę, już za momencik...
© Eresse
Tegoroczne kółko miało 1,7 km (!) z tylko jednym, stromym podjazdem. Pikuś prawda? No niekoniecznie. Dobrze jechało mi się pierwsze dwa okrążenia. Na trzecim dopadł mnie kryzys i dreszcze. Zapomniałam już, jak to jest jechać ponad siły i walczyć o miejsce. Podjazd (ten przy uskoku) pokonał mnie tuż przed metą.A przed nią ukazała się ściana płaczu... podjazd znaczy się
© Eresse
Przepis na sukces? Weź trochę bojowej miny KingiProfesjonalne barwy Kingi
© Eresse
popij tuningowaną wodą z KaloryferaMniej profesjonalne u mnie ;)
© Eresse
i w locie przybij piątkę a la PauliI piękne high five Pauliny
© Eresse
A na pewno staniesz na podium i gratis, jak my, dostaniesz atrakcyjnego brata!Kinga gdzieś uciekła :D
© Eresse
Kilka minut wcześniej martwiłam się o swój los:To będzie to podium czy nie?
© Eresse
A kilka minut później pod wpływem emocji (endorfinki, mili państwo, endorfinki) dopuściłam się profanacji:Dać dziecku zabawkę...
© Eresse
Wyścig Niepodległości zaliczam do jednej z najfajniejszych imprez, w jakich przyszło mi wziąć udział. Nie tylko dlatego, że zwieńczyłam koniec sezonu pucharem, ale przede wszystkim dlatego, że miałam okazję znów zobaczyć się z rowerowymi przyjaciółmi :)W rodzinie nic nie ginie, zwłaszcza tej rowerowej
© EresseHerbatka chyba była z prądem ;)
© EresseTajemnicza Iza
© EresseWężykiem, panowie, wężykiem
© EresseBo najważniejsze to dobrze się bawić :)
© EresseSamotny żagiel
© Eresse
WYNIKI OPENZaczęłam z grubej rury
© Eresse
Kategoria AMWŁ
Mój pierwszy raz... rowerem po śniegu
-
DST
15.85km
-
Teren
15.85km
-
Czas
01:26
-
VAVG
11.06km/h
-
VMAX
18.71km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Gdy październik ostro trzyma, zwykle potem ostra zima. Ta. Zobaczymy :)No jadę, już, jadę
© Eresse
Pixon rzucił hasło rowerowe i za chwilę byliśmy już w siodłach. Choć temperatura nie spadła poniżej zera, żałowałam, że nie mam ochraniaczy na obuwie i cieplejszych rękawiczek. Słońce nieśmiało przekonywało się, by świecić.
Skierowaliśmy się do Arturówka, z trudem wprawiając w ruch koła, grzęznące w zlodowaciałej brei. Po drodze mijaliśmy zbłąkanych spacerowiczów - jakoś nikogo nie napawało optymizmem wydeptywanie szlaków o poranku.Śniegowy potwór
© Eresse
Średnią wykręciliśmy zastraszającą... Jak na moją pierwszą śnieżną wycieczkę ;)
Ujechałam się jak dzika świnia, ale nie żałuję, że wyszłam z domu. Jazda na śniegu to jak przedzieranie się przez rozjechane muldy piachu. To utrzymywanie równowagi w niosących cię koleinach i wyżłobieniach, walka z zapadającymi się kołami i śliskimi oponami.Róża pustyni na pustyni. Ze śniegu
© EresseMało tego śniegu, to dołożę
© EresseSłońce nieśmiało przekonywało się, by świecić
© Eresse
Pixon torował szlak i zrzucał mi na głowę cały śnieg, który osiadł na gałęziach.Pixon torował szlak
© Eresse
Przyznać się, kto zawiesił lenia na kołek i wyszedł na rower?
Kategoria Projekt: chillout!
Najwięcej wypadków zdarza się w domu. Monika radzi, nie siedź w domu
-
DST
26.96km
-
Teren
26.96km
-
Czas
01:42
-
VAVG
15.86km/h
-
VMAX
38.05km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na rowerze nie byłam już tak dawno, że zapomniałam, jak zmienia się przerzutki. Serio. Na jednym z singli pogubiłam biegi i ostatecznie wrzuciłam blat. Dobrze, że nie zerwałam łańcucha :)
Na krótki objazd po Łagiewnikach stawiła się stała ekipa (Pixon, Magda). Przybyło też kilka nowych osób (Robert, Łukasz, niezapomniany Harry i Paweł). Fulle, szosy, mountainbajki - ktoś jeszcze?
© Eresse
Aura polskiej, złotej jesieni była tak kusząca, że nic nie mogło zepsuć nam humorów. Ani ludzie kłębiący się na ścieżkach, ani wszechobecne dziatki, ani Pixon na szosie pędzący po korzeniach i leśnych muldach. Dobra szosa nie jest zła
© Eresse
Choć panowie przyjechali na fullach ważących tyle co czołg, utrzymywaliśmy niezłe tempo. Nie wiem skąd tak niska średnia - ktoś chyba majstrował przy moim przednim kole ;)
Nie ominęła nas oczywiście sesja zdjęciowa nasza wierna Pani Fotograf
© Eressefot. Magda vel Chickenowa
© Eresse
i kilka niebezpiecznych momentów. Uaaa!
© Eresse
Pixon ostatnio bardzo poważnie przymierza się do fulla. Może nowa karbonowa rama pójdzie w zapomnienie, a w garażu zaparkuje jakiś cięższy sprzęt? Tylko taki za co najmniej 15 kawałków, bo na tańszych to plebs jeździ. Nie wspomnę nawet o moim dinozaurze, który nadaje się już tylko dla kloszardów. Pędź, rumaku, jak burza!
© Eresse
Kiedy chłopaki skakały na uskokach i hopach, ja wyrabiałam kondycję na podjeździe i udawałam, że wcale się nie zmęczyłam :)Taki tam zjazd na jagodach
© EresseNigdy tak nie umiałam :)
© EresseKrzyk 3
© EresseHopy i uskoki
© EresseRowerowy spider man
© EresseWszyscy w kaskach i zbrojach, a Łukasz na żywca
© EresseHarry też się starał. Nie dało się ukryć
© Eresse
Za zdjęcia dziękuję Magdzie i Robertowi.
Kategoria Projekt: chillout!
Jeszcze więcej szalonego człowieka
-
DST
39.88km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:17
-
VAVG
17.47km/h
-
VMAX
41.13km/h
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zdjęć było więcej niż samej jazdy, mimo to znalazł się też czas na wygłupy i trochę śmiechu. W Strykowie można się nie tylko wykąpać, ale też świetnie zabawić na pobliskim placu przetrwania (wiek 3-12 lat).
Pixon usilnie próbował nam wmówić, że cesarka leży tuż za rogiem, a wiatr wieje w plecy. Na głodniaka wykręciliśmy prawie 40 km.Pixon
© EresseStyl, flow, oryginalność
© EresseGroszki-psychoszki
© EresseCzekam na księcia. Zagubił się gdzieś po drodze
© EresseKażdy może mieć piękne dzieciństwo
© EresseTitanic nie zatonął
© EresseNie mieli instrukcji obsługi
© EresseRobisz to źle
© EresseRodzinnie :)
© EresseOh so special!
© Eresse
Jak już pozostajemy w rekreacyjnym powakacyjnym klimacie:
Kategoria Projekt: chillout!
Patrzy na ciebie szalony człowiek
-
DST
19.60km
-
Czas
00:56
-
VAVG
21.00km/h
-
VMAX
30.93km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzeba się naprawdę bardzo nudzić, by na wycieczkę rowerową wybrać się do centrum miasta, przejechać zatłoczoną drogą rowerową, pokrążyć po parku w zapadającym zmroku i już po ciemku wrócić do domu.Zawsze uważałam, że z telefonu się dzwoni, a nie robi nim zdjęcia
© Eresse
Tour de igloo
-
DST
61.70km
-
Teren
55.00km
-
Czas
03:23
-
VAVG
18.24km/h
-
VMAX
50.25km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pobudki o świcie nie należą do moich ulubionych, więc pospałam sobie do 8. Wstać i tak było ciężko, ale jak mus, to mus. Ponieważ ściśle zaplanowany przez Pixona terminarz wymagał punktualności od wszystkich ogniw, gnaliśmy na zbiórkę jak dzikie świnie. O 8:30 wyjechaliśmy z domu, o 8:40 mieliśmy zgarnąć Szalika i Krzyśka na rozdrożu przy Wstążkach, o 8:45 czekał na nas na mostku w Arturówku Marcin, a o 9:30 umówieni byliśmy z Magdą. Na szczęście wszyscy dopisali i niezawodne perpetuum mobile dotarło na Kalonkę.
W oczekiwaniu na Magdę zajrzeliśmy do sklepu dla ubogich - zawsze tanio, zawsze smacznie. Jedni kupili w Biedronce banany i colę (czyt. ja), inni parówki z 93% zawartością mięsa z szynki i bułki z podpieczonym serem. Dla każdego znalazło się coś przyjemnego.Tour de Kalonka 2012
© Eresse
W Kalonce, jak to na spędzie rowerzystów-maniaków i rowerzystów niedzielnych, przywitaliśmy się z kim się dało i ustaliliśmy przynależność do grupy. Ponieważ hardkory na łatwiznę nie idą, wybraliśmy szlak czarny (27 km) i doczepiliśmy się "na dziko". W tym roku trasa przebiegała nieco inaczej niż w ubiegłym. Pojechaliśmy m.in. przez Byszewy i Boginię, więcej miejsc nie pamiętam. Byszewy
© EresseCudeńka <3
© Eresse
Pogoda iście sztormowa, trzeba było mocno trzymać kierownicę, by nie wypaść z trasy. Nie wiem nawet kiedy wykręciłam prędkość 50 km/h !!! Może to było jeszcze przed Kalonką?
Jak zwykle nie obyło się bez przygód. Najpierw złamana sztyca w Jamborku, teraz zerwany łańcuch na Kalonce. Kto mistrzem się rodzi, ten mistrzem umrze :DGdzieś tam po lewej Szalik próbuje naprawić rower ^^
© EresseIstnieją jeszcze bezkresne przestrzenie
© Eresse
Ja do brata z sercem, a brat nie przyznaje się do tej ładniejszej części rodziny ;)Ja do niego z sercem, a on do mnie z widelcem
© Eressefot. Magda Wójcik :)
© Eresse
Wygląda na to, że brata ciągnie do brata. Ech...Jak brat z bratem
© Eresse
Choć trasa nie była długa, utrzymaliśmy tempo i zwyciężyliśmy zmagania z wiatrem. Kilka spalonych kalorii dało się we znaki. A podobno głodny rowerzysta, to zły rowerzysta (co widać niżej)Gdzieś tam jedzą zalewajkę, hm.
© Eresse
Wracając do tematu samej Kalonki, tym razem kosztem koszulek organizatorzy wzbogacili program pokazami cyklotrialowymi. Dobrze, że Pixon pstryknął kilka zdjęć, bo ja nie przedarłam się przez tłum widzów.Cyklotrialowe popisy
© Eresse
Po widowiskowym pokazie postanowiliśmy udać się na coś do picia do słynnej/go "Parówy". Kto to w ogóle wymyślił ;) chętnych było wielu, miejsce przy stole znalazło się dla wszystkich. Spragnieni rowerzyści nie martwią się o parking
© Eresse
Dawno mnie tak nie przewiało. Dziś siedzę pod kołdrą i wysmarkuję kolejne chusteczki.
Kategoria Projekt: chillout!
Przegonić lenia
-
DST
23.45km
-
Czas
01:09
-
VAVG
20.39km/h
-
VMAX
35.56km/h
-
Temperatura
29.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem. Gorąco.
Kategoria Praca
Znajdź brakujący element
-
DST
83.63km
-
Teren
70.00km
-
Czas
05:04
-
VAVG
16.51km/h
-
VMAX
35.56km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zgodnie z planem wyruszyliśmy na zbiórkę pod McDonald's na Żubardziu. Choć przyjechałam z Pixonem punktualnie, na miejscu czekali już Marysia, Adam i Mateusz. Ku mojemu zaskoczeniu dotarli nawet Michał i Krzysiek, choć o wycieczce Łukasz poinformował ich na godzinę przed. Magda tymczasem utknęła gdzieś w drodze :)
Tego dnia doświadczyłam też, co to znaczy przejechać 80 km w terenie, a tyle samo gładkim, niepobrużdżonym, lekko opadającym asfaltem. Zrozumiałam też, co to znaczy mieć średnią 16 km/h w tymże terenie :)
Przez Łódź przebiliśmy się bocznymi drogami. Ulicę Pabianicką przekroczyliśmy zaprojektowanym przez idiotę przejściem podziemnym. Konia z rzędem temu, kto ani razu nie stracił tam równowagi! PackMan vol. 1
© EressePackMan vol. 2
© Eresse
Dalej Adam i Marysia poprowadzili nas dawno zapomnianymi singlami, łąkami i wertepami na południe, w stronę Tuszyna. Gdzieś tam za Łodzią
© Eresse
Po drodze minęliśmy widowiskową dziurę w betonie (zrobił ktoś zdjęcie?), osobliwe wysypisko śmieci z napromieniowanymi oczkami wodnymi i zapomnianą autostradę na euro 2012.Marysia na dżambo-dżecie
© EresseZapomniana autostrada
© EresseTrudno to skomentować...
© EressePaparazzi czuwa
© Eresse
Prawdziwa przygoda zaczęła się na niepozornym, trawiasto-leśnym szlaku. Jechałam sobie raźno, podskakując na wertepach i wpadając w głębokie koleiny, gdy nagle tuż za mną rozległ się głośny huk. Myślałam, że komuś dętka wybuchła :) obejrzałam się i zobaczyłam podskakującego dziwacznie Michała. Rower porzucił w krzakach, w jednej ręce trzymał siodełko, a drugą trzymał się za, hmm... nogę. I co teraz...?
© Eresse
Ja złapałam się za głowę, Marysia śmiała się do rozpuku, a panowie głowili się i trudzili, jeden przez drugiego wymyślając lepsze rozwiązania. Urwał siodło, hahaha! :D
© Eresse
Ostatecznie złamanej sztycy nie udało się naprawić zipami, taśmą izolacyjną ani rosnącymi w pobliżu trzcinami.Adam Słodowy przedstawia
© Eresse
Sztyca zmieniła więc zastosowanie i powędrowała do plecaka jako "negocjator". Siodełko natomiast Raven, Pixon i Bendus przykleili na stałe do ramy niezastąpioną czarną taśmą. Całość prezentowała się tak zgrabnie, że nikt nie zauważył różnicy.Znajdź brakujący element
© Eresse
Niewątpliwą gwiazdą dzisiejszej wycieczki był Michał, jego brakujący element i jazda oldschoolowa a'la podryw wiejskich dziołch.Wszystkie dziołchy moje!
© Eresse
Gdyby nie liczyć ciągłego błądzenia, dalszą drogę odbyliśmy bez większych trudności. Michał dzielnie utrzymywał tempo i tylko raz zamienił się rowerem z Pixonem. Każdemu należy się przecież odrobina wytchnienia. W lesie natrafiliśmy na niezidentyfikowany obiekt skonstruowany zapewne przez harcerzy.Zgadnij, co to?
© Eresse
Magda nie przegapiła też uroczego milusińskiegofot. Magda Wójcik
© Eresse
W egzotycznie brzmiącym Jamborku mieliśmy zjeść smażoną rybę, ponoć wyłowioną z pobliskiego stawu. Gnam po żarcie
© EresseJa miałam zjeść rybę, mnie pożarła trawa
© Eresse
Coś mnie jednak tknęło i w ostatniej chwili zdecydowałam się na grillowaną kiełbasę. Ryba okazała się mała, oścista i droga, kiełbasa była równie mała, ale sztuk dwie i nawet nie tak bardzo przemielona ;)Mistrzowsko zdublowana porcja Rapida
© Eresse29 ość, 30 ość, 31 ość... cholera! 1, 2...
© EresseOm nom nom
© Eresse
W Jamborku mocno dumaliśmy nad powrotem. Wahaliśmy się między rowerami, a pociągiem i rowerami. Ponieważ droga wypadła nam przez Kolumnę, tam mieliśmy podjąć ostateczną decyzję. Na peronie przemówił rozsądek i zimne piwo. Jakoś nikt nie kwapił się dokręcać jeszcze 40 km o zmroku. Przy okazji reklamowane piwo dla rowerzystów, Perła Summer, okazało się jednym wielkim niewypałem. Zamiast cydrowo-orzeźwiającego napoju otrzymujemy skis z nutą zwiędłej mięty. Ble!Najgorsze piwo na świecie, ble!
© Eresse
Moja picasa
Kategoria Projekt: chillout!
Dożynki, koniki i inne Alfredy
-
DST
61.96km
-
Teren
55.00km
-
Czas
03:43
-
VAVG
16.67km/h
-
VMAX
34.91km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak to już jest, że jak się człowiek wreszcie zmobilizuje, to wszystko idzie jak po grudzie.
Dzisiejsza wycieczka zaplanowana była na godzinę 10, a miejscem docelowym miały być okolice Bełchatowa. Jednakże nad ranem padał rzęsisty deszcz, który skutecznie nas zraził do jakichkolwiek wycieczek. Zbiórkę przesunęliśmy więc na 10:45, 11:00, później wcale mieliśmy nie jechać. Ostatecznie padło na 13 pod domem Siwego. Z drobnym opóźnieniem - mnie przeskakiwały przerzutki, Magda narzekała na odkręcający się blok - dotarliśmy na umówione miejsce.
W dość licznym, siedmioosobowym gronie wyruszyliśmy w stronę Grotnik. Najpierw singlem przez las Krogulec, dalej leśnymi drogami przez Grotniki. Było wilgotno i ślisko, powietrze pachniało mokrą ściółką i korą.
Do naszych rowerowych usterek dołączyła wkrótce przedziurawiona dętka Marysi.Ja mam ładniejszy aparat, ja!
© Eresse
W czasie krótkiego postoju i konkursu na lepszy, ładniejszy, większy (niepotrzebne skreślić) aparat, ja i Iza, znudzone zamieszaniem, podpierałyśmy rowery. Iza i jej maszyna
© EresseJa i moja maszyna
© Eresse
Przy okazji Pixon orzekł, że faktycznie szwankują mi przerzutki i na winowajcę wskazał zużyty pancerz. Coś nie prądzi
© Eresse
W okolicach Dzierżąznej s p e n e t r o w a l i ś m y starą, rozpadającą się szkołę - najwidoczniej zatęskniliśmy za szczenięcymi latami. Sufit sypał się na głowę, ze ścian łuszczyła się farba, a czerwone rozbryzgi farby do złudzenia przypominały krew. Myślę, że odkryliśmy jakiś tajny plan filmowy. Straszno i horrornie ;)
© Eresse
Próbowaliśmy nawet wynieść kilka drzazg z podłogi, ale Chickenowa odkryła nasz niecny plan i kazała opróżnić kieszenie. Marcin chyba nie był zadowolony.No daj mi te drzazgi
© EresseNa gorącym uczynku
© Eresse
Na Dożynkach zjedliśmy grillowane mięsiwo, popiliśmy słusznym trunkiem i obejrzeliśmy miejscowe specyjały. Waść Pixon tylko czekał, aż zrobię głupią minę. Chyba coś jadłam...Om nom nom...
© Eresse
Niewątpliwie największą atrakcją wycieczki był Adami jego koń, Alfred. O czym rozpisują się już wszystkie szanujące się brukowce ;)Dożynki w Dzierżąznej (w tle Alfred i jego giermek)
© Eresse
Osaczony przez dzieci z pobliskiej wioski, Adam pogalopował ku zachodzącemu słońcu. Prrr! szalony
© Eresse
Z Dzierżąznej pojechaliśmy przez las swędowski do Łagiewnik i wstąpiliśmy na rozchodniaczka do Modrzewiaka. Tam wyszło na jaw kilka krępujących sekretów (szczególnie tych materacowych), ale może nie będziemy do tego wracać :) Modrzewiak
© Eresse
W Arturówku jeszcze tylko szybkie pamiątkowe zdjęcie i powrót do domu.
Kategoria Projekt: chillout!