To tu rowery jeżdżą?!
-
DST
27.77km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:05
-
VAVG
9.01km/h
-
VMAX
50.73km/h
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Choć pogoda wciąż się nie poprawiała, postanowiliśmy porzucić domowe zacisze i wybrać się na szlak. Pixon zadecydował o zdobyciu Klimczoka i Błatniej, następnie zjeździe do Brennej i powrocie przez Przełęcz Karkoszczonkę. Mieliśmy wjechać też na Szyndzielnię, ale warunki pogodowe skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu.
Początkowy dystans przejechaliśmy asfaltem - było stromo, ale przynajmniej koła gładko sunęły.Dobre złego początki
© Eresse
Dalej wjechaliśmy na betonowe płyty - łupłupłup, łupłupłup. Później ustąpiły one miejsca błotnistemu duktowi. W strugach deszczu
© Eresse
Zaraz na początku podjazdu Magda zgłosiła nam awarię łańcucha. Mieliśmy nadzieję, że wytrzyma, ale zerwał się po kilkuset metrach.Negocjujemy?
© Eresse
Pixon naprawiał Magdzie łańcuch, a ja i Stopa cierpliwie czekaliśmy. Deszcz lunął tak niespodziewanie, że nie zdążyliśmy nawet poszukać rozłożystego drzewa. Pixon wyciskał wodę z rękawiczek, a ja kuliłam się obok pnia. Po kilku minutach ruszyliśmy zziębnięci w dalszą drogę. W schronisku na Klimczoku nie mogło więc zabraknąć czegoś na rozgrzanie :)Strudzeni wędrowcy
© Eresse
Im dłużej siedzieliśmy w schronisku, tym zimniej robiło się na zewnątrz. Toteż w końcu pożegnaliśmy ciepły kąt i ruszyliśmy w dalszą drogę. Niebo przejaśniało się tylko po to, by dać nam złudną nadzieję na poprawę pogody. Za Klimczokiem spotkaliśmy kilku pieszych turystów na stromym podjeździe. "Nie wjedziecie" - krzyknął ktoś. "My nie wjedziemy? jak to my nie wjedziemy!" - pomyśleliśmy wszyscy i... odpuściliśmy po kilku metrach :)
Dalej pojechaliśmy grzbietem w stronę Błatniej. Było zimno, ale nieco się przejaśniło i mogliśmy podziwiać górskie widoki.Pełne skupienie
© EresseRozdroże
© EressePrzed Błatnią
© EresseZ bratem :)
© Eresse
Tegoroczne zjazdy należały do najtrudniejszych w moim życiu. Mam wrażenie, że w Przesiece jakoś tak wszystko łatwo poszło. A tutaj wystające kamienie, korzenie i ruszające się skały nie miały końca. Chłopakom tak się podobało, że nawet nie mieliśmy czasu na zdjęcia. Łatwy szlak, hę?
© Eresse
Tak, tak, wygląda gładko i prosto. Jest tak w istocie. Na szlakach hardkorowych po prostu nie było mowy o zdjęciach, prawda, Pixon? :)
Po zjeździe do Brennej - nogi trzęsły mi się jak galareta - wstąpiliśmy do Biedronki (sklep-wybawca dla ubogich). Dalej asfaltem pojechaliśmy na przełęcz Karkoszczonkę (jest co kręcić!) i zjechaliśmy do Szczyrku. Na asfalcie miałam nie szaleć, stąd tylko 50 km/h :)Przełęcz Karkoszczonka
© Eresse
Rowery mieliśmy w takim stanie, że spłukiwaliśmy je przez 20 minut.Myju-myju
© Eresse
Kategoria Szczyrk