Miał być szlak rowerowy, wyszedł hardkorowy!
-
DST
34.49km
-
Teren
25.00km
-
Czas
03:31
-
VAVG
9.81km/h
-
VMAX
43.90km/h
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda uległa zdecydowanej poprawie, więc można było zapuścić się dalej w góry. Za cel obraliśmy Skrzyczne. Miało być szutrem, jak zwykle wyszło po kamorach. Wspięliśmy się drogą asfaltową wiodącą w stronę Wisły na Przełęcz Salmopolską. Pixon straszył nas stromym podjazdem, więc nastawiłyśmy się bojowo. Ostatecznie droga okazała się łagodniejsza i zdecydowanie łatwiejsza do pokonania. Przełęcz Salmopolska
© Eresse
Wjechaliśmy na zamknięty dla ruchu szlak i piękną, szeroką szutrówką pięliśmy się łagodnie. Czasu na zdjęcia było niewiele, bo musieliśmy zdążyć na kwaterę przed zmrokiem ;)Za przełęczą Salmopol
© Eresse
Tak się złożyło, że gdzieś po drodze zgubiliśmy odbicie na szlak. Dojechaliśmy do rozdroża i stanęliśmy skonsternowani. Okazało się, że trzeba się wbić na kamienisty podjazd i nadrobić zaległości :) Kartograficzni giganci
© Eresse
Kiedy tak dumaliśmy nad mapą, podjechało do nas dwóch rowerzystów. Patrząc na nich myślałam, że zaraz najem się wstydu na podjeździe. Okazało się, że ja i Magda wjechałyśmy jeszcze przed nimi ^^Ech, te spacerowe szlaki rowerowe...
© Eresse
Dalej czekała na nas Malinowska Skała i pierwsze poważne zjazdy. Ponieważ zabrakło mi odwagi i umiejętności, zamykałam nasz rowerowy peleton, prowadząc niekiedy rower. Na jednym z trudniejszych zjazdów Magda krzyczała do mnie: "Monika, wychyl się!", a ja - głupia - słyszałam: "Monika, uśmiechnij się" - i szczerzyłam się sama do siebie. Później Magda pytała mnie, z czego się cieszę ^^Bo wszystko jest kwestią psychiki
© EresseTak zjeżdżają dziewczyny!
© Eresse
Ponieważ widok zapaleńców rowerowych na górskich szlakach nie należy do codzienności, wzbudzaliśmy wśród turystów ogólne zainteresowanie i szacunek. Wszyscy przyglądali nam się ciekawie, pozdrawiali, niekiedy wydawali okrzyki zachwytu (różne takie na k** i ja pier**) albo pukali się w czoło. Rowerowy lansik
© Eresse
Choć wykończyły mnie kolejne kilometry, humor nie opuszczał. Czułam się jak władca świata :)To wszystko moje!
© Eresse
Szlak był dłuższy i bardziej wymagający, niż się spodziewałam. Baterie szybko się wyczerpały, a o bananie żołądek zapomniał szybciej niż o nauce do egzaminu. Tuż przed schroniskiem na Skrzycznem zrobiliśmy krótki postój i posililiśmy się kanapkami z dżemem. W schronisku natomiast nie ominęła mnie porcja naleśników z serkiem i bitą śmietaną - pycha!Szczyt
© EresseSkrzyczne
© Eresse
Na powrót obraliśmy szlak niebieski (?) i czerwony - Pixon zapewniał mnie o łatwym, szutrowym zjeździe. Czemu nie zdziwiły mnie kamienie, wertepy, hopki i bóg wie co jeszcze... Na zjeździe kilka razy zdążyłam pożegnać się z życiem, zaprzedać duszę diabłu i obiecać regularne sprzątanie pokoju. Ostatecznie przekupiłam fatum urokiem osobistym i ślepym szczęściem.
Tak jechałyśmy my:Szczęśliwej drogi już czas!
© EressePojedynek na miny
© Eresse
Tak zjeżdżali profesjonaliści :)
Na prawie-finiszu jeszcze tylko kilka głazów i rozkopów, zbłąkana sarenka na szlaku i przebita dętka Stopy.Gdzieś na szlaku rowerowym
© EresseRowerowa sweet focia ze Stopą naprawiającym rower w tle xD
© Eresse
I wreszcie pokój, gdzie czekały na nas nieziemskie rozkosze i napój bogów:Ogród ziemskich rozkoszy
© Eresse
Kategoria Szczyrk