Maj, 2014
Dystans całkowity: | 406.05 km (w terenie 151.72 km; 37.36%) |
Czas w ruchu: | 25:02 |
Średnia prędkość: | 16.22 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.80 km/h |
Suma podjazdów: | 1905 m |
Maks. tętno maksymalne: | 188 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (86 %) |
Suma kalorii: | 7754 kcal |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 23.89 km i 1h 28m |
Więcej statystyk |
Wracam do formy
-
DST
23.09km
-
Teren
23.09km
-
Czas
01:16
-
VAVG
18.23km/h
-
VMAX
37.30km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
HRmax
184( 92%)
-
HRavg
152( 76%)
-
Kalorie 706kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wiecie jak to jest, kiedy siedzicie cały tydzień w biurze: to samo biurko, krzesło, monitor, zgięte nogi. I tak ciągnie na rower, że aż nie można wysiedzieć. Lekarstwem mogą być codzienne dojazdy do pracy na dwóch kółkach. Ale w końcu i tak przychodzi dzień, kiedy trzeba się wyszaleć.
W piątek zamiast na wieczór wyskoczyć do miasta, wskoczyłam na siodło i popędziłam do Łagiewnik. Objechałam kilka pętli, podjechałam najpopularniejsze podjazdy, poćwiczyłam zjazdy. Z dumą stwierdzam, że teraz żaden już nie stanowi dla mnie wyzwania. Pozostaje tylko przerzucić się na enduro i poskakać na dropach :)
Kategoria Trening
Praca i ortodonta 3
-
DST
29.30km
-
Czas
01:35
-
VAVG
18.51km/h
-
VMAX
36.50km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Kalorie 350kcal
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie. Jeszcze nie zdjemuję aparatu :)
A pod Tesco takie fenomeny. Pewnie linka tytanowa.
Za długo nie postoją © Eresse
Kategoria Praca
Objazd trasy na Malince
-
DST
27.05km
-
Teren
27.05km
-
Czas
01:52
-
VAVG
14.49km/h
-
VMAX
37.67km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Kalorie 489kcal
-
Podjazdy
301m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obiecaliśmy sobie na weekend rowerowe wycieczkowanie, ale ponieważ było gorąco jak w kotle, musieliśmy nieco przeobrazić koncepcje. W niedzielę późnym popołudniem pojechaliśmy na objazd trasy na Malince.
Pixon mobilizował mnie do zjazdu z progu. Długo nie mogłam się przełamać, musiałam sprawdzić, czy rower zawadza korbą, a jeśli tak, to czy da się jakoś podskoczyć, zeskoczyć, przeżyć. Wzięłam długi rozpęd i niemal z sercem w gardle podjechałam do krawędzi, myśląc: "Monika, zostaw te hamulce". Podjechałam i walczyłam "Hamuj. Nie. No hamuj" i jakoś się sturlałam. Za trzecim razem nie było już strasznie, ale ekscytująco. Nawet nie trzeba się tam wybijać, wystarczy po prostu nie zawadzić pedałami i mocno odchylić się za siodło. Mam nadzieję, że jak wrócę tam na kolejny trening, znów będę miała odwagę zjechać - bo choć zdjęcie tego nie oddaje, stopień sięga niemal korby i można się tam ładnie zawiesić. A dalej stromo spada i trochę się leci po piachu i koleinie.
W głębi lasu chłopaki przygotowali sympatyczną niespodziankę w postaci northshore. Wprawdzie na razie o wiele za wysoko, ale w planach mają obniżenie skoku. I dobrze, bo to przecież cross-country a nie downhill. Jednym słowem kawał dobrej roboty!
Pixon nawet nie odczuł różnicy © Magdalena Wójcik
Monia, cho! Tylko nie zawadź korbą © Magdalena Wójcik
Madzia też dała radę! © Magdalena Wójcik
Praktyka czyni mistrza © Magdalena Wójcik
Budowa dropu na trasie Medycycling © Magdalena Wójcik
Kategoria Trening
Piekło na ziemi
-
DST
55.04km
-
Teren
30.00km
-
Czas
02:41
-
VAVG
20.51km/h
-
VMAX
43.48km/h
-
Temperatura
31.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiedy wychodzisz przed dom i słońce wypala Ci oczy, jedyne na co masz ochotę, to wylać na siebie wiadro wody, wskoczyć do studni, albo zamknąć się w piwnicy. My wymyśliliśmy, że pójdziemy na rower. Chcieliśmy zrobić setkę, ale kiedy zlani potem dojechaliśmy do Łagiewnik, popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo i zdecydowaliśmy, że wycieczka skończy się już w Andrespolu na zimnych drinkach i lodach :)
Pojechałam z Pixonem fragmentem zielonego szlaku przez Wzniesienia Łódzkie, Nowosolną, Wiączyń i Bedoń. Żar lał się z nieba. Z przegrzania czułam mrowienie w zębach. W Andrespolu Madzia zaprosiła nas na coś zimnego do picia, chwilę odpoczęliśmy w chłodzie jej mieszkania i wyruszyliśmy z powrotem do Łodzi. Po drodze zahaczyliśmy o McDonald's.
Kategoria Projekt: chillout!
Praca
-
DST
21.10km
-
Czas
01:05
-
VAVG
19.48km/h
-
VMAX
30.60km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Kalorie 350kcal
-
Podjazdy
87m
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Praca
Praca
-
DST
21.90km
-
Czas
01:07
-
VAVG
19.61km/h
-
VMAX
37.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Kalorie 300kcal
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Praca
Krótki trening i piwo
-
DST
14.92km
-
Czas
00:41
-
VAVG
21.83km/h
-
VMAX
39.02km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Kalorie 350kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Choć byłam zniszczona po całym dniu w pracy i na zajęciach, a upał jeszcze dobijał mój organizm, gdy tylko dostałam cynk o krótkim wypadzie na rower, od razu zdecydowałam się na wyjście. Szybki powrót do domu, obiad, przebierka i już pędziłam do Łagiewnik. Zanim doczekałam się towarzystwa z centrum, zdążyłam objechać pętlę zeszłorocznego wyścigu niepodległości.
Kiedy dotarli, okazało się, że bardziej mają ochotę napić się piwa w ten upał, niż kręcić kilometry. Rozsiedliśmy się więc pod parasolem i sączyliśmy zimne trunki.
Do domu wracałam już o zmroku. Musiałam zdążyć przed całkowitym rozładowaniem się baterii w lampce, więc na niektórych fragmentach gnałam 31 km/h
Kategoria Trening
Praca
-
DST
21.31km
-
Czas
01:08
-
VAVG
18.80km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Kalorie 300kcal
-
Sprzęt Latający holender
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria Praca
Rozjazd po AMP-ach
-
DST
26.84km
-
Teren
25.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
15.34km/h
-
VMAX
38.70km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Kalorie 526kcal
-
Podjazdy
656m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czułam niedosyt po AMP-ach w Jeleniej Górze. To znaczy trasa była ekstra - techniczna jak cholera, niebezpieczna i zabłocona. Impreza rónież na najwyższym poziome. Tylko ja pojechałam jak ostatnia łamaga i nawet nie zakwalifikowałam się do wyścigu głównego.
Dziś, żeby poczuć się trochę lepiej z samą sobą, wybrałam się w towarzystwie Magdy na mały rozjazd do Łagiewnik. Chciałyśmy poćwiczyć zjazdy, ale okazało się, że po przejechaniu Parku Paulinum Łagiewniki nie robią już wrażenia.
Gdzieś przy końcu singla na niebieskim szlaku w Łagiewnikach :) © Eresse
Stawik © Eresse
Ten sam stawik © Eresse
Kategoria Trening
Wstyd i hańba mi
-
DST
4.90km
-
Teren
4.90km
-
Czas
00:37
-
VAVG
7.95km/h
-
VMAX
27.50km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
HRmax
188( 94%)
-
HRavg
172( 86%)
-
Kalorie 413kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
W zeszłym roku nie zdecydowałam się na udział w AMP-ach ze względu na lokalizację. Usłyszałam hasło: "Jelenia Góra", "śmierć" i "masakra". Pomyślałam: - Przeczekam. Nie jestem samobójcą. Nie umiem jeździć po takich trasach.
Później okazało się, że rok 2014 również należy do jeleniogórskich gospodarzy. Organizatorzy nieznacznie zmodyfikowali trasę. Choć mieli zrezygnować z najtrudniejszych momentów, zostawili wszystkie i wydłużyli dystans. Trasa Kamikaze. Tegorocznej imprezie smaczku dodawał fakt, że przygotowana trasa wyścigu w dużej mierze pokrywała się z widowiskową pętlą Mai Włoszczowskiej,
która co roku przeprowadza wokół pałacu Paulinum swój wyścig MTB. Zdaje się, że trasa Akademickich Mistrzostw Polski jest jednocześnie trasą Pucharu Świata 2014 roku.
Mimo tak wysoko postawionej poprzeczki postanowiłam zewrzeć szyki i w tym roku zgłosiłam się na reprezentantkę UŁ. Szczęśliwie zebrała nam się ekipa i mogliśmy wyruszyć na zawody w czteroosobowym składzie.
Od dwóch tygodni śledziłam prognozy pogody i cały czas miałam nadzieję, że utrzyma się dobra aura. Jeszcze na trzy dni przed wyjazdem zapowiadali słońce i 17 stopni ciepła. Ale Jelenia Góra to Jelenia Góra - tam chyba ciągle pada. W dniu wyjazdu lunął deszcz i nie przestał padać aż do późnego wieczora w sobotę. Spod domu odebrał mnie Mateusz - chwała mu, że nie musiałam się tułać z rowerem i plecakiem po mieście! Bagaże i rower pakował w locie. W strugach wody pomknęliśmy osławionym Majonezem [Matizem przyp. własny] w góry.
Na miejsce przyjechaliśmy przed 18:00. Siąpił deszcz. Było zimno. Politechnika Łódzka dotarła tu już koło południa, więc kiedy my meldowaliśmy się w recepcji hotelu, oni byli dawno po objeździe trasy, ciepłym prysznicu i kolacji. Mieliśmy na wieczór wjechać do Parku Paulinum, by zapoznać się z terenami, ale deszcz nie przestawał padać i szkoda było ciuchów. Uznaliśmy, że obadamy trasę w sobotę tuż przed wyścigiem. Na wieczornej integracji oczywiście zdążyłam się też nasłuchać legend, jakimi obrosła pętla w jeleniogórskim Paulinum :)
Zawody jak co roku przeprowadzono dwuetapowo. W sobotnie przedpołudnie jako pierwsze do rywalizacji stanęły kobiety. Co minutę na trasę wjeżdżały zawodniczki, które miały do pokonania jedno okrążenie. Mężczyźni startowali w trzydziestosekundowych odstępach. Wyniki wyścigu indywidualnego na czas decydowały o ustawieniu kolarzy na starcie w wyścigu głównym - w tym roku kwalifikowano tylko 70% najlepszych zawodników.
W sobotę temperatura jeszcze spadła. Pixon zabrał mnie na objazd trasy 45 minut przed rozpoczęciem czasówki. Szybko pokazał kilka trików, udzielił rad, jak utrzymać równowagę. Udało mi się zjechać dwa strome zjazdy po kamieniach. Resztę pokonałam w biegu przełajowym. W połowie trasy nie chciało mi się nawet płakać. Byłam zziębnięta, zniechęcona, ubłocona i obolała. Nie utrzymałam jednego zjazdu i obiłam lewy bok i piszczel. Znów jestem weteranem wojennym z bliznami.
Kiedy zajechaliśmy na start, zostało mi jeszcze 40 minut do rozpoczęcia mojego wyścigu na czas. Nie miałam się gdzie schować, więc jak kretynka stałam w bawełnianej bluzie na deszczu. Kiedy stanęłam na linii startu, nie mogłam opanować szczękania zębów. Było 10 stopni. Nie zależało mi. Miałam wywalone. Trasa płynęła błotem, nie potrafiłam po niej jeździć, psychicznie nastawiłam się na przegraną. To najgorsze możliwe podejście, ale tak właśnie się czułam. Dlatego gdy wyczytali moje nazwisko i kazali ruszać, nie zerwałam się do sprintu, tylko pojechałam własnym tempem. Nie pomogły nawet pełne poświęcenia i pasji dopingi Pixona. Gdybyście tylko mogli go usłyszeć. Biegł obok mnie przez 1/4 trasy, co jakiś czas słyszałam, jak drze się z dołu albo zza krzaków i zachęca mnie do szybszej jazdy :)
Obok kamienia, który potrafiłam zjechać, nie stał nikt. Żadnej widowni, żadnego fotografa. Cykali mi zdjęcia tam, gdzie pchałam rower pod górkę, zbiegałam albo jechałam spacerowym tempem. Nadal czuję niedosyt, że byłam tam tak marnie przygotowana.
Kiedy wjechałam na metę, nie czułam się nawet szczególnie wyczerpana. Nie pojechałam na 100%, nie odcięło mnie. Czułam się jak po intensywnym treningu. Nie jak po przejechaniu trasy Akademickich Mistrzostw Polski. Dupa jestem i tyle. Przez całą drogę zamiast skupić się na ściganiu, myślałam tylko o tym, jaka gorąca woda czeka na mnie pod prysznicem w hotelu.
Zgodnie z przewidywaniami nie zakwalifikowałam się do wyścigu głównego. Byłam 56 na 62 zawodniczki, które ukończyły czasówkę. Kilkoro dziewcząt zdyskwalifikowano - nie dotarły do mety? zrezygnowały? Kiedy poznałam wyniki, czułam ulgę, że nie muszę już wracać na tę trasę, ale też niespełnienie i zażenowanie, że zawiodłam oczekiwania. Szkoda, że to już ostatni raz, kiedy mogę wziąć udział w tak wyjątkowej imprezie.
Najlepszy czas przejazdu osiągnęła Sabina Zamroźniak, a tuż za nią na metę dotarły Marta Turoboś i Dagmara Drabik. Wśród mężczyzn bezkonkurencyjny okazał się (chyba nikogo nie zaskoczę) Marek Konwa, a kolejno drugie i trzecie miejsce (jak w zeszłym roku) zajęli Piotr Kurczab i Marcin Kawalec.
Tak. To prawda. Wszyscy, którzy pokonali jeleniogórską trasę, mogą czuć się zwycięzcami.
Start | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Jest moc na politechnice | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Ładny zjazd | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Nawet się załapałam w kadrze u kogoś :) © Eresse
Ładny podjazd xD | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Błotne maseczki najlepsze na zmarszczki | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Tak kończą mięczaki (czyli ja) | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Pixon ciśnie | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Trochę padało | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Pixon leci po bandzie © Eresse
Nie wiem kto to, ale jest moc i deszcz | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Nie wiem kto to, ale jest moc | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Było ślisko | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Jedyny skuteczny sposób | fot. Magdalena Wójcik © Eresse
Wyniki wyścigu na czas kobiet
Kategoria AMP Jelenia Góra 2014