Sierpień, 2013
Dystans całkowity: | 347.77 km (w terenie 147.20 km; 42.33%) |
Czas w ruchu: | 15:47 |
Średnia prędkość: | 18.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.08 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 189 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 155 (78 %) |
Suma kalorii: | 11565 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 26.75 km i 1h 34m |
Więcej statystyk |
Kto ma zapałki?
-
DST
27.56km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:27
-
VAVG
19.01km/h
-
VMAX
37.30km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przed sklepem Magda zapytała, czy ktoś będzie miał zapałki. Taaaaaaak, na pewno ktoś będzie miał. Na poligonie okazało się, że wszyscy myśleli podobnie. Na szczęście (choć nie wierzę, że to powiem), dojechali do nas "palacze" i w ruch poszła zapalniczka. Wreszcie znalazły się nawet zapałki i to był strzał w dziesiątkę.
Sierpniowe ognisko na poligonie było bardzo miłym zwieńczeniem kończących się wakacji. Porozmawialiśmy o dzieciach, filmach, książkach, pikantnych potrawach i powikłaniach, o trudnych słowach, papierosach i kawie.
Jak to napisał Tomek: Wolę z ogniska kiełbasę niż jeździć na masę!
Kategoria Projekt: chillout!
Spinning
-
Czas
00:56
-
HRmax
179( 90%)
-
HRavg
152( 76%)
-
Kalorie 459kcal
-
Aktywność Ciężary
Kategoria Trening
Spinning
-
Czas
00:59
-
HRmax
189( 95%)
-
HRavg
155( 78%)
-
Kalorie 529kcal
-
Aktywność Ciężary
- Męczymy się czy odpoczywamy?
- Oczywiście, że się męczymy.
Kategoria Trening
Do pracy się nie chce, oj nie chce
-
DST
18.43km
-
Czas
00:54
-
VAVG
20.48km/h
-
VMAX
36.24km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po powrocie z gór tak się rozleniwiłam, że nawet nie pojechałam dookoła drogą rowerową, tylko mocno skróciłam sobie trasę ulicą Zgierską i Piotrkowską.
Ja chcę do Zakopanego ;(
Kategoria Praca
Tatry #5 Jeśli bóg istnieje
-
DST
4.00km
-
Teren
4.00km
-
Aktywność Wędrówka
"Pamiętasz, jak lubiłem Platona. Dziś wiem, że kłamał. Bo w rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka. To myśmy budowali piramidy, rwali marmur na świątynie i kamienie na drogi imperialne, to myśmy wiosłowali na galerach i ciągnęli sochy, a oni pisali dialogi i dramaty, usprawiedliwiali ojczyznami swoje intrygi, walczyli o granice i demokracje. Myśmy byli brudni i umierali naprawdę. Oni byli estetyczni i dyskutowali na niby." [Tadeusz Borowski]Stańmy się, mamo, żółtym mleczem. Do mleczy ludzie nie strzelają
© EresseAuschwitz
© EresseNie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka [T. Borowski]
© EresseW rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka [T. Borowski]
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #4 Stojąc w deszczu bez parasola
-
DST
18.40km
-
Teren
18.40km
-
Temperatura
17.0°C
-
HRmax
157( 79%)
-
HRavg
99( 50%)
-
Kalorie 1527kcal
-
Aktywność Wędrówka
Plany są ambitne. Mamy wstać o 5 i wejść na Kościelec. Ale plany to tylko plany.
Całą noc padało, o świcie wciąż nie zapowiada się na polepszenie pogody. Przestawiamy budziki na 7. Nadal szaro, pochmurno i deszczowo. O 8 jemy śniadanie i przygotowujemy się do wyjścia w góry. Chcemy wejść na Małołączniak od strony Miętusiego Przysłopu. Idziemy więc od Kuźnic drogą pod reglami i wybieramy szlak prowadzący do Doliny Małej Łąki. Słońce wciąż nieśmiało przekonuje się, by świecić. Ostatecznie chowa się za chmurami, które wkrótce przyniosą deszcz. Zamiast na Małołączniak idziemy do Doliny Strążyskiej. Jemy, siedzimy, gadamy. Nie po to przyjechaliśmy w góry, żeby teraz siedzieć w pokoju. Nawet z powodu deszczu.Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
© EresseDroga, którą idę, jest jak pierwszy własny wiersz. Dolina Małej Łąki
© EresseDzień dobry
© EresseNie nie, wcale nie wiem, że Magda robi mi zdjęcie
© EresseDebile xD
© EresseChatka muzykantów z Bremy
© EresseW drodze do Doliny Strążyskiej
© EresseZimno? Magda radzi, zrób mumię
© EresseSaaaamolocik
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #3 Chillout z TuRyStamy
-
DST
12.00km
-
Teren
12.00km
-
Temperatura
23.0°C
-
Aktywność Wędrówka
Pora zainstalować Stravę w telefonie, bo w obecnej sytuacji mogę sobie nitką na mapie wyliczać kilometry i zaokrąglać na oko.
Podejście z poprzedniego dnia mocno dało mi się we znaki. Zamiast wstać skoro świt, śpię jak zabita do 8. Nie mam siły. Nie rusza mnie nawet zaglądające do pokoju słońce. Zapowiada się kolejny piękny dzień. Gdybym tylko wiedziała, że ostatni przed załamaniem się pogody, na pewno inaczej rozpalnowałabym czas.
Po leniwym śniadaniu podejmujemy decyzję: chillout pełną gębą. Z dojazdem do Doliny Kościeliskiej i powrotem w busie. Na szlaku oczywiście jak na deptaku. Rewia mody, plac zabaw i studio fotograficzne w jednym. Brakuje tylko stoiska z gotowaną kukurydzą. Szybko tęsknimy za spokojem wyludnionych szlaków i ciszą w wyższych partiach gór.
Do schroniska docieramy biegiem. W końcu nie na darmo Ola krzyczy: "OSTATNI W SCHRONISKU STAWIA SZARLOTKĘ!"
Jak prawdziwe TurySty rozkładamy się na trawie, oglądamy niebo, jemy leniwie ciasto i gwarzymy. Przy okazji kiełkuje nam w głowach myśl dojechania do Łysej Polany w bagażniku (7 osób i 5 miejsc w samochodzie). Na szczęście szybko rezygnujemy z głupich pomysłów z powodu kosztów, które moglibyśmy ponieść w razie kontroli.Pod Ornakiem
© EresseSzarlotkożerca
© EresseMadzik
© EresseDżambalaje
© EresseWłaśnie tak!
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #2 Dzień dłuższy od nocy. Zawrat i Świnica
-
DST
27.80km
-
Teren
27.80km
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
119( 60%)
-
Kalorie 4136kcal
-
Aktywność Wędrówka
Dostaniesz zdjęcia z wakacji, przypomnisz sobie jak było i napiszesz relację - mówiłam sobie. Siadam do pisania dwa miesiące po przyjeździe z gór. I nie wiem, co napisać.
To trudny dzień. To dzień, w którym uczę się pokory - tak wtedy myślałam. Tym bardziej nie zmieniłam zdania po 17 godzinach marszu, kiedy dotarliśmy do pokoju. Ale teraz, gdy siedzę w domu i popijam herbatę, myślę sobie - Wcale nie było tak ciężko i tak strasznie. Może za rok zrobimy Orlą Perć, którą w tym roku sobie odpuściłam?
Góry uczą pokory, ale na krótko. Bo kiedy wrócisz do siebie, zaczynasz tęsknić za ryzykiem i przestrzenią. Za tym uczuciem, że właśnie trzymasz w rękach swoje życie, pokonujesz słabości i idziesz mimo bólu mięśni. Góry uczą wytrwałości, bo z każdym krokiem coraz trudniej być upartym. I wreszcie dają niesamowitą satysfakcję. Byłem tam, teraz jestem tu - widzisz daleko przed sobą szmat drogi i wysokość, które pokonałeś.
Karb (widok z Kościelca)© Eresse
Wprawdzie to nie są zdjęcia z naszego szlaku, lecz z drogi Pixona, Magdy i Ewy na Kościelec, ale bardzo mi się podobają.
<!--3-->
Nie wiem, ale też wygląda pięknie <3© Eresse
Widok na Czarny Staw Gąsienicowy ze szlaku na Kościelec© Eresse
Kościelec© Eresse
Kościelec© Eresse
Pixonik© Eresse
Wejście na Kościelec to równocześnie zejście© Eresse
Widok ze szczytu Kościelca© Eresse
Widok ze szczytu Kościelca© Eresse
Kominy pod Kościelcem© Eresse
Wstajemy o 4.30 - dla mnie to godzina zero, totalne odcięcie, środek nocy. Zawsze kiedy mam wstać tak wcześnie, wolę się po prostu nie położyć. Na zbiórce jesteśmy kilka minut po 5. To pierwszy dzień, kiedy rozchodzą się drogi naszej drużyny. Pixon, Magda oraz Ewa zostają w pokoju, by wyruszyć na inny szlak parę godzin po nas, a ja, Ola z Robertem, i Paweł wybieramy się asfaltową drogą w kierunku Psiej Trawki. Tam też jemy pierwsze śniadanie, a już pod schroniskiem na Murowańcu poprawiamy drugą porcją.
Zapowiada się cudna pogoda, słoneczko przygrzewa, na szlaku nie ma zbyt wielu turystów. Ruszamy dalej nad Czarny Staw Gąsienicowy. Dlaczego zawsze wydawało mi się, że gąsienica pisze się przez dwa n? :>
Nad stawem trzy minuty na zdjęcia i kontemplację. Ja na przykład zastanawiam się, jak to ten Zawrat wygląda i dlaczego ludzie spadają. Kilka dni przed nami turystka spadła. Podobno łańcuch wyrwał jej się z rąk. Ech, te niesforne, wyrywające się łańcuchy.
Żarty żartami, ale serio, łatwo nie jest. A już na pewno nie dla kogoś, kto przyjechał w góry i nie był nawet w Jaskini Raptawickiej. Mnie nie raz podnosi się ciśnienie i zawsze już będę pamiętać ten nieszczęsny zakręt, gdzie pod nachyleniem trzeba się wspiąć po głazie i po prostu brakuje piątej kończyny, dłuższych nóg albo palców gekona. Do tego dochodzi jeszcze duża ekspozycja i lęk przestrzeni. Naprawdę trudno zapanować nad drżeniem, kiedy za plecami widzi się przepaść.
Tuż pod przełęczą też wcale nie jest bezpiecznie. Wprawdzie kończą się łańcuchy i skałki do wspinaczki, ale szlak prowadzi piargiem tuż przy ścianie skalnej. Kiedy więc docieramy na przełęcz, piszę Pixonowi smsa: "Żyję" i oddycham z ulgą. Jeszcze nie wiem, że na podejściu pod Świnicę czeka mnie dalsza zabawa. Tam po raz pierwszy będę błagać w myślach, żeby skończyły się łańcuchy.
Czarny Staw Gąsienicowy© Eresse
Tutaj jeszcze nie wiem, jak wygląda Zawrat© Eresse
Zawrat. Tu już wiem© Eresse
W drodze na Świnicę© Eresse
Jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?© Eresse
Trwaj chwilo, jesteś piękna© Eresse
Na szczycie Świnicy spotykamy polsko-francuską parę. I nikogo więcej. Gdyby nie to, że goni nas czas, pewnie nie chcielibyśmy stamtąd odchodzić. Ze Świnicy rozciąga się najpiękniejszy widok, jaki do tej pory widziałam, ponieważ Świnica jest najwyższym szczytem grani głównej Tatr Wysokich. Góruje nad trzema dolinami: Doliną Gąsienicową z Halą Gąsienicową i Doliną Pięciu Stawów Polskich w Polsce oraz Doliną Cichą (Tichá dolina) na Słowacji. Pierwsze próby zdobycia szczytu datuje się już na XIX wiek. W 1805 roku odnotowano nieudane podejście Stanisława Staszica. Szlak nie był przygotowany do ruchu pieszego, nie było łańcuchów, wyżłobionych stopni. W sklepach nie można było kupić plecaka, który waży 500 gramów, wylajtowanych wodoodpornych butów i kurtki z paclite'a. Ale i tak dobrze dziś trochę pomarudzić.
Landszafcik© Eresse
Nie pamiętam, ale chyba za Świnicą© Eresse
Tutaj już ewidentne zmęczenie materiału. I mózgu.
Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna© Eresse
Na Przełęczy Świnickiej jesteśmy około 18. Zaczyna zmierzchać, a do schroniska wciąż kawał drogi. Już wiemy, że będziemy wracać po zmroku. Kiedy docieramy do schroniska, okazuje się, że Magda, Ewa i Łukasz są jeszcze godzinę drogi za nami. Im też trochę zeszło na Kościelcu. Mamy czasu aż nadto, więc spokojnie jemy, popijamy herbatę i regenerujemy siły. Wszystkim już zmęczenie skleja powieki. Staramy się nie myśleć o tym, że do kwatery jeszcze trzy godziny marszu. Zanim ruszamy nasze ociężałe ciała z ławek, jest już ciemno. Właściwie to tracę poczucie czasu i wiem tylko, że mam iść. Przez Boczań, przez las i do Kuźnic. Na dole nie idziemy. Powłóczymy nogami jak zombie i chyba jest nam wszystko jedno. Kiedy docieram do pokoju, nawet nie chce mi się zdjąć plecaka i ubrań. Wiem, że jak już się położę, nawet James Bond nie ruszy mnie z łóżka.
Paweł© Eresse
Tak wyglądasz rano, a tak 17 godzin później© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #1 Kasprowy i Czerwone Wierchy
-
DST
24.00km
-
Teren
24.00km
-
Temperatura
26.0°C
-
HRmax
164( 82%)
-
HRavg
116( 58%)
-
Kalorie 2779kcal
-
Aktywność Wędrówka
"Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy."
Zakopane wita nas bezchmurnym niebem, rześkim porannym powietrzem i brakiem korków na Zakopiance (niemożliwe? a jednak). Zostawiamy samochód na parkingu (bezpłatnym!), przepakowujemy się, ubieramy na szlak i ruszamy w drogę.
Po nieprzespanej nocy i kilkugodzinnej podróży, tak dla rozruszania i dla relaksu, decydujemy się na wejście na Kasprowy Wierch przez Myślenickie Turnie. Idąc do Kuźnic myślimy, jak bardzo zbrzydnie nam jeszcze to deptanie asfaltem w ciągu najbliższych dni. Pod Kasprowym o 7 rano kolejka wije się i zakręca już na kilkadziesiąt metrów. I po co tam stać? Lepiej zatrzymać się na dłużej na Myślenickich Turniach.Myślenickie Turnie sprzyjają zamyśleniu
© EresseKwiatki
© EresseMagda, Paweł i ja
© EresseW drodze na Kasprowy Wierch
© Eresse
Szlak na Kasprowy jest niewymagający, podejście jest dosyć długie, ale można sobie wypracować tempo i systematycznie piąć się po kamiennych stopniach. Przy tym jest widokowo i nie wypluwa się płuc. Na samym szczycie w czasie pięknej pogody niestety panuje oblężenie. Trzeba uważać, by kogoś nie podeptać. Im dalej od stacji kolejki, tym swobodniej i spokojniej. Na szczęście nie trzeba było czekać w kolejce
© EresseEloł!
© Eresse
W międzyczasie dogania nas Paulina, którą przygnało wprost z Harendy.Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy
© EresseW drodze
© EressePrzyjaźń i góry - bez nich nie można żyć
© EresseMmmmmm jedzenie
© EresseA góry nade mną jak niebo A niebo nade mną jak góry
© EresseOleńka cieszy się, bo dostrzegła jedzenie
© EresseCzerwone Wierchy
© Eresse
17 sierpnia odbył się 70-kilometrowy Bieg Ultra Granią Tatr. Zwycięzca pokonał trasę w 9 godzin i 9 minut. Wyobrażacie to sobie? My mogliśmy tylko trzymać kciuki i dodwać otuchy mijającym nas zawodnikom: - Biegaj, biegaj, na mecie odpoczniesz. - Dobrze ci idzie, w schronisku już podają rosół. Taaaaaaaaak. Łatwo powiedzieć.
Po południu docieramy na przełęcz między kopami. Dla mnie wciąż Kopa Kondracka jest kondycyjnym wyzwaniem i jakoś nie mam ciśnienia, by się na nią wdrapywać. Zgodnie decydujemy się na zejście zielonym szlakiem do Doliny Kondratowej.
Tego dnia nikt z nas nie myśli, jak należy się przygotować do całodziennej wędrówki po górach. Jak ostatnie żółtodzioby wchodzimy na szlak z pustym żołądkiem - ktoś ma banana, ktoś kanapkę, ktoś drożdżówkę. Do schroniska na Hali Kondratowej idziemy jak wygłodniałe szakale, marząc o szarlotce. Szarlotki już nie ma, bierzemy piernik. Chwilę leżymy na trawie, złoszcząc się na siebie wzajemnie. Głód nigdy nie jest sprzymierzeńcą.
Gdy już w Zakopanem docieramy do Biedronki, kupujemy wszystko. Na obiad, na kolację, na jutro, na deser, na wczoraj.
Kategoria Tatry
Jajeczniczka
-
DST
47.94km
-
Teren
40.00km
-
Czas
02:59
-
VAVG
16.07km/h
-
VMAX
36.04km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
173( 87%)
-
HRavg
117( 59%)
-
Kalorie 1265kcal
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli przejażdżka w towarzystwie. Niekiedy mocno ścięta na podjazdach, niekiedy przysmażona na asfalcie, a czasem miękka i niepewna jak jazda w piachu.
Kategoria Projekt: chillout!