Sierpień, 2019
Dystans całkowity: | 668.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 35:43 |
Średnia prędkość: | 14.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.50 km/h |
Suma podjazdów: | 3108 m |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 55.68 km i 3h 34m |
Więcej statystyk |
#12 - Skeppeviks Camping - Lyckeby - Powrót do domu, smuteczek
-
DST
46.69km
-
Czas
03:17
-
VAVG
14.22km/h
-
VMAX
43.94km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Podjazdy
133m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pasażer na gapę © Eresse
Typowa stugga © Eresse
Opuszczona stugga © Eresse
Na wyrębie © Eresse
Powoli wracamy © Eresse
Loppis czyli lumpeks © Eresse
Strumyczek © Eresse
Domek marzeń © Eresse
Łódź podwodna © Eresse
Witamy w Polsce © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#11 - Kalmar - Skeppeviks Camping - Podróż sentymentalna
-
DST
61.31km
-
Czas
04:07
-
VAVG
14.89km/h
-
VMAX
31.12km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Podjazdy
60m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Amator traktorów © Eresse
To też jest brzeg Bałtyku © Eresse
Tort księżniczki © Eresse
Ale ameba © Eresse
Druga kąpiel © Eresse
Kopczyk © Eresse
Prywatna przystań © Eresse
Kocham! © Eresse
Ukoronowanie podróży poślubnej © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#10 - Caravan Club Camping Timmernabben - Kalmar - Miasto zabytków
-
DST
66.81km
-
VMAX
29.84km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
131m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Próba wydostania się z kempingu... © Eresse
Zakończona fiaskiem © Eresse
Wybrzeże Bałtyku © Eresse
Bałtyk © Eresse
Pierwsza na tym wyjeździe kąpiel © Eresse
Inaczej tu wygląda niż na polskim wybrzeżu © Eresse
Niebo w gębie © Eresse
Zamek w Kalmarze © Eresse
Zamek w Kalmarze © Eresse
Dziedziniec zamku © Eresse
Brama © Eresse
Z moim Cudownym Mężem © Eresse
Kalmar © Eresse
Katedra Kalmar © Eresse
Wieża ciśnień z 40-metrowymi mieszkaniami © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#9 - Gösjön Camping - Caravan Club Camping Timmernabben - Powrót na wybrzeże
-
DST
55.94km
-
Czas
03:44
-
VAVG
14.98km/h
-
VMAX
34.03km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
123m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pastwisko © Eresse
Lody o smaku daima, mmmm! © Eresse
Powrót na wybrzeże © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#8 - Hultsfred - Gösjön Camping - Lasy pełne wrzosów
-
DST
44.97km
-
Czas
03:12
-
VAVG
14.05km/h
-
VMAX
41.22km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Podjazdy
200m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
O poranku © Eresse
Melodia mgieł nocnych © Eresse
Nieproszony gość w namiocie © Eresse
Szutrowe szutry © Eresse
Leśne dukty © Eresse
Sanie © Eresse
Postój na siku © Eresse
Ja znalazłam, ja znalazłam! © Eresse
Traktorówki © Eresse
Przerwa na batona © Eresse
Skocznia - całkiem bezpłatna © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#7 - Vimmerby - Bullerbyn - Hultsfred - W krainie dzieci z Bullerbyn
-
DST
50.56km
-
Czas
03:14
-
VAVG
15.64km/h
-
VMAX
42.01km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Podjazdy
320m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Lasy sosnowe © Eresse
Prawie jak w górach © Eresse
W drodze do Bullerbyn © Eresse
Obowiązkowo zdjęcie na mostku © Eresse
Jezior czar © Eresse
Powrót do dzieciństwa © Eresse
Dom w Bullerbyn © Eresse
Łowiecki © Eresse
Gospodarstwo w Bullerbyn © Eresse
Gospodarstwo w Bullerbyn © Eresse
Dziupli z książki nie pamiętam © Eresse
Gospodarstwo w Bullerbyn © Eresse
Tradycyjna izba © Eresse
Obowiązkowa fika (ta trochę oszukana, bo z mlekiem) © Eresse
Szkolna ławka © Eresse
No to dalej w drogę! © Eresse
Bańki na mleko © Eresse
Po sianokosach © Eresse
Tak, takie drogi też się trafiały © Eresse
Wysyp grzybów © Eresse
Dobrze, że nam wypadło pokonać tę drogę z górki © Eresse
Postój na obiad © Eresse
Bo pod górkę byłoby słabo © Eresse
Omnomnom © Eresse
Tradycyjny szwedzki lekko słodki chlebek i słona pasta rakowa © Eresse
Maślaczki © Eresse
Wrzosowiska © Eresse
Zdążyliśmy rozbić namiot, aż nagle... © Eresse
Przyszła piękna chmura i wszystko zmoczyła © Eresse
Chwilę po deszczu © Eresse
Takie sanitariaty to ja bym chciała w Polsce © Eresse
O zachodzie słońca © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#6 - Odensvi - Vimmerby - W domu rodzinnym Astrid Lindgren
-
DST
39.82km
-
Czas
02:51
-
VAVG
13.97km/h
-
VMAX
37.99km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
185m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ach te szutry © Eresse
Paź królowej © Eresse
Zapomniany kamieniołom © Eresse
W stolicy Astrid © Eresse
Vimmerby © Eresse
Vimmerby © Eresse
Przy stole z Astrid © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#5 - Yxningens Camping - Odensvi - Pościg krów i rdzenni myśliwi
-
DST
70.05km
-
VMAX
51.50km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Podjazdy
527m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Każdy dzień przynosi nam nowe wyzwania. Tego dnia zastanawiałam się, czy nie będzie on moim ostatnim.
To nic, że do pokonania znów mieliśmy siedemdziesiąt kilometrów i wieźliśmy w moim brzuszku dodatkowego pasażera. To nic, że większość trasy wypadła nam szutrami, pod górkę i pod wiatr. Wreszcie to nic, że przewyższenia mieliśmy do pokonania jak w górach. Zrobiło się całkiem serio, gdy na naszej drodze pojawił się elektryczny pastuch i brama, którą musieliśmy przekroczyć, aby pojechać dalej.
Wtedy poczułam prawdziwy strach. Bo tak - weszliśmy jakiemuś Szwedowi bez pytania na łąkę i jeszcze ni stąd, ni zowąd zaczęły się ku nam zbliżać wypasane tu krowy i byki. Nigdy nie widziałam tych zwierząt z bliska i powiem Wam, że nie wydawały się łagodne. Sprawiały wrażenie, jakby chciały nas - intruzów - staranować. Z nerwami napiętymi jak struny, zasłaniając się rowerami przed ewentualną szarżą, szliśmy ścieżką w ciszy i skupieniu, a krowy obserwowały nas, zbijały się w gromady i próbowały przegonić, idąc za nami jak strażnicy łąki. Nagle zza pagórka wyłonił się zaparkowany na środku drogi terenowy samochód, a zza samochodu runął ku nam rozsierdzony pies. Jacek zasłonił mnie sobą i rowerem. Serce mi zamarło. Zaraz za psem wyłonił się jego właściciel. Wielki niczym drwal, z obitą twarzą, brakowało mu tylko strzelby na plecach. Gwizdnął na psa, zawołał coś po szwedzku. Zatrzymaliśmy się i z niepokojem czekaliśmy, aż się zbliży. Zapytał o coś, ale odpowiedzieliśmy po angielsku, że nie rozumiemy, że nie było innej drogi i że próbujemy dostać się do Odensvi. O dziwo gospodarz nie rzucił się na nas z wściekłością, tylko uśmiechnął szeroko, objął Jacka familiarnie ramieniem i klepiąc po plecach, zaczął tłumaczyć, jak jechać dalej. Patrząc na nasze rowery i sakwy ostrzegał, że droga będzie wąska, wyboista i rozmiękła po deszczu, ale powinniśmy dać radę. Życzył powodzenia i przepuścił.
Kilka metrów dalej minęliśmy szopę, przy której trzech myśliwych szykowało broń i popijało jakąś flaszkę. Staraliśmy się na nich za długo nie patrzeć i jak najszybciej oddaliliśmy się w las. Przejechaliśmy może pięćdziesiąt metrów, gdy usłyszeliśmy zbliżający się od strony gospodarstwa samochód. Prawie zemdlałam wtedy ze strachu. Pomyślałam:to jakiś koszmar, jak w filmie o kanibalach, na pewno jadą, żeby przerobić nas na smalec.
Za kierownicą siedział gospodarz. Zatrzymaliśmy się na poboczu, żeby go przepuścić, bo droga była wąska i zarośnięta, nie wiedząc czego się spodziewać. Gospodarz, mijając nas, skinął i machnął przyjaźnie ręką. Jak się później okazało, specjalnie pojechał przodem, żeby otworzyć zamknięty na łańcuch i kłódkę szlaban. A ja, jak widać, naoglądałam się za dużo horrorów.
Góra-dół-góra-dół © Eresse
Borsuk :) © Eresse
Takie tam skrzyżowanie szutrowe © Eresse
Typowe szwedzkie pastwisko © Eresse
Trochę gór też się znalazło © Eresse
Oj stromo było! © Eresse
Kamień milowy © Eresse
Stado baranów © Eresse
Chwila wytchnienia © Eresse
Prawie jak na Kaszubach albo w Bieszczadach © Eresse
Grzyb na grzybie © Eresse
Uwaga, nie rozjedź grzybów! © Eresse
Off-road © Eresse
Nareszcie, camping! © Eresse
Wesoły Niemiec pod namiotem © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#4 - Nävekvarn - Yxningens Camping - Prawdziwy łoś i nocleg w apartamencie
-
DST
75.08km
-
Czas
04:57
-
VAVG
15.17km/h
-
VMAX
42.01km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Podjazdy
527m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
W tym roku pogoda zdecydowanie nie rozpieszczała. Całe dnie wiał południowy wiatr, który budował nam prze kołem i twarzą zaporę nie do pokonania, a od 15:00-16:00 padało. Wiedzieliśmy, że wybije godzina zero, przed którą MUSIMY zdążyć na kemping, aby uniknąć przemoczenia. Nie było więc zmiłuj. Mogłam stękać, marudzić i płakać, ale jechać trzeba było. Wstawaliśmy o 6:30, w porywach do 7:00, aby najpóźniej o 8:00 móc już wyjechać. Czasem czekaliśmy, aż obeschnie nam z rosy namiot i zwlekaliśmy do 9:00, ale wtedy robiło się już nerwowo, a namiot wcale nie wydawał się bardziej suchy.
Lubię, gdy dzień jest zaplanowany i uporządkowany, lubię codzienną rutynę i przewidywalność, ale gdy jestem na wakacjach, czasem chciałabym się po prostu pobyczyć. Na tym wyjeździe byczenie miałam gwarantowane, ale dopiero od 17:00 (po przyjeździe, rozbiciu namiotu, ugotowaniu obiadu, prysznicu i przeglądzie rzeczy na następny dzień). Taka codzienna dyscyplina pozwoliła mi nie wypaść z rytmu pracy, bo właściwie tak się czułam. Jak w pracy - z określonymi na każdy dzień zadaniami do wykonania w przewidzianym z góry czasie :-)
Tego dnia trasa mnie zachwyciła. Szczególnie na początku. Bo gdy wyjechaliśmy z kempingu, właściwie całe 20 kilometrów pokonaliśmy gładkim jak lustro asfaltem wśród pięknych sosnowych lasów, nie mijając po drodze zbyt wielu aut, o rowerzystach i pieszych nie wspominając. Droga wiodła nas to w górę, to w dół. Podjazdy były strome, lecz krótkie, a u ich szczytu rozciągał się przyjemny zjazd. Pęd powietrza smagał nas po twarzy, ale nie powstrzymywał jak na otwartej przestrzeni. Słonko przygrzewało przyjemnie, ładując nasze akumulatory w witaminę D.
Jechało nam się tak miło, że na prom dotarliśmy o 40 minut za wcześnie. W oczekiwaniu na przeprawę zjedliśmy więc śniadanko i dogrzewaliśmy się w wiacie, osłonięci przed wiatrem wiejącym od wody.
W okolicach południa pogoda tradycyjnie się skiepściła. Było może 17 stopni i zaszło słońce. W każdej chwili mógł spaść przelotny deszcz. Nie traciliśmy więc czasu, postoje robiliśmy tylko na zdjęcia i batony. Nawet nie zdążyłam wyciągnąć aparatu, gdy w oddali przez pole przebiegł (albo raczej przedreptał ociężale) łoś i znikł w zagajniku.
Rozpadało się dosłownie dwadzieścia minut po naszym przybyciu na kemping i miało padać aż do rana, więc zdecydowaliśmy się wynająć stuggę, która kosztowała nas 450 koron (około 200 zł) za noc. Na dwie osoby to drogo. Ale noc spędzona w cieple drewnianego domku i pod kołdrą - bezcenna.
Nowy dzień i znów lasy wokół nas © Eresse
Morze Bałtyckie © Eresse
Przeprawa promowa © Eresse
Prom © Eresse
Chyba Söderköping © Eresse
Söderköping © Eresse
Promenada w Söderköping © Eresse
Stugga © Eresse
Tylko dla nas! © Eresse
Tu jest jakby luksusowo © Eresse
Plaża na kempingu Yxningens © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami
#3 - Horn - Nävekvarn - Kiszony śledź
-
DST
41.43km
-
Czas
02:52
-
VAVG
14.45km/h
-
VMAX
37.03km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
450m
-
Sprzęt Skowyrna mewa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na ten dzień czekaliśmy cały rok. Kiszony śledź czyli szwedzka wersja "surströmming challenge" jest dostępny w sklepach tylko w sierpniu, ponieważ wtedy właśnie odbywa się narodowe święto śledzia. Gdy pojechaliśmy do Szwecji rok wcześniej w lipcu, codziennie chodziliśmy między regałami w supermarketach, wypatrując pożądliwie choć jednej puszki, aż w końcu sprzedawca uświadomił nas, że teraz nic nie znajdziemy, bo kiszony śledź pojawia się na półkach dopiero w sierpniu.
Śledź poławiany jest na wiosnę tuż przed tarłem, nie dziwi więc, że po otwarciu puszki niektóre tuszki będą miały w sobie jeszcze zbitą ikrę. Taki surowy śledź fermentuje w beczce kilka miesięcy, a później trafia do puszki i psuje się dalej. Mniej więcej po roku w puszcze gromadzi się tyle gazu, że wybrzusza się ona pod wpływem ciśnienia. Ponoć wtedy śledź smakuje najlepiej. Puszkę zaleca się otwierać na dworze, względnie w wiadrze z wodą, bo w momencie nacięcia wieczka może chlupnąć nam zawiesiną prosto w twarz.
Tradycyjnie Szwedzi jedzą surströmming na cienkim chlebie nazywanym tunnbröd, z siekaną drobno cebulą, ugotowanymi i pokrojonymi w plastry ziemniakami i kleksem śmietany. Co ważne, śledzia po wyjęciu z puszki trzeba trochę przewietrzyć (jakkolwiek to brzmi, kto wąchał, ten wie), odciąć głowę, następnie oczyścić z wnętrzności i ikry (tak, tak, w puszkach fermentuje z całym dobrodziejstwem inwentarza) i rozłożonego jak dwie otwarte dłonie położyć na chlebku. Zamknąć oczy, wstrzymać oddech i zjeść. Podobno.
Nas śledź pokonał już na dzień dobry.
Puszkę otwieraliśmy nad brzegiem jeziora, żeby w razie skażenia od razu wskoczyć do wody. Wystarczyło, że mąż nakłuł scyzorykiem wieczko i natychmiast, bez ostrzeżenia, siknęło sfermentowanym płynem, w którym śledź nurzał się cały rok. Niekontrolowanemu tryśnięciu towarzyszył zapach, który rozniósł się wokół z prędkością światła. Najpierw subtelny, jeszcze nierozpoznawalny, ale po kilku sekundach do mózgu dotarło, co się dzieje i oboje odskoczyliśmy. Zapach, nie. Raczej odór. Przypominał coś między potrąconym przez samochód, rozkładającym się na poboczu zwierzęciem a wizytą w zakładzie przetwórstwa rybnego w porcie. Słodkawy, odrażający, wywołujący mdłości. No ale nic, jak powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B. Końcem noża mąż wyciągnął ostrożnie pierwszy kawałek i z namaszczeniem ułożył mi na chlebku. Popatrzyłam, powąchałam (o losie!), zamknęłam oczy i ugryzłam. Spodziewałam się maślanej, łatwej do przełknięcia konsystencji. Jednak śledź okazał się twardy, surowy, zupełnie nieprzerobiony przez enzymy. Przypominał kupowane dawniej surowe śledzie z beczki, które zalewało się śmietaną i mlekiem, a których skóra aż prześlizgiwała się między zębami. To tyle, jeśli chodzi o konsystencję. Ale zapach... zapach to już zupełnie inna sprawa. Odgryzłam ten jeden malutki kawałek, a kiedy w ustach rozniósł się aromacik, nie wiedziałam, co mam z tym dalej zrobić. Pojawiły mi się łzy w oczach. Naprawdę! Walczyłam o przetrwanie kilka sekund, aż w końcu organizm się zbuntował i wszystko wyplułam. Nie dało się tego przełknąć. No nie. Posmak czułam w ustach jeszcze co najmniej godzinę po umyciu zębów.
Śledzika? Dziękuję, nie przepadam. A mówią, że kapusta i ogórki kiszone są dziwne...
Wokół tylko lasy © Eresse
I więcej lasów © Eresse
Radhuset w Nyköping © Eresse
S:t Nicolai kyrka © Eresse
Starówka w Nyköping © Eresse
Most w Nyköping © Eresse
Szachy © Eresse
Landszaft © Eresse
Skrzynka na listy © Eresse
Camping w Nävekvarn © Eresse
Widok na zatokę © Eresse
Ścieżka edukacyjna © Eresse
Ścieżka edukacyjna © Eresse
Kąpielisko na skarpie © Eresse
Kiszony śledź © Eresse
Próba otwarcia kiszonego śledzia © Eresse
Mmmmm co za przysmak! © Eresse
Nävekvarn © Eresse
Kategoria Szwecja z sakwami