Eresse prowadzi tutaj blog rowerowy

I want to ride it where I like

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczyrk

Dystans całkowity:143.47 km (w terenie 90.10 km; 62.80%)
Czas w ruchu:09:21
Średnia prędkość:11.06 km/h
Maksymalna prędkość:50.73 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:20.50 km i 2h 20m
Więcej statystyk

Skrzyczne - Katowice - Dom - Depresja

  • DST 7.30km
  • Teren 7.30km
  • Temperatura 8.0°C
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 24 kwietnia 2016 | dodano: 01.05.2016

Zima wróciła
Zima wróciła © Eresse

W zakazanym lesie
W zakazanym lesie © Eresse

Na rozdrożu
Na rozdrożu © Eresse

Spóźniony dziadek mróz
Spóźniony dziadek mróz © Eresse

Powinni mi zabrać telefon
Powinni mi zabrać telefon © Eresse

Pory roku
4 Pory roku © Eresse

Na kamieniach też się da
Na kamieniach też się da © Eresse


Kategoria Szczyrk

Szyndzielnia - Skrzyczne - Ukojenie

  • DST 21.30km
  • Teren 21.30km
  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 23 kwietnia 2016 | dodano: 01.05.2016

Nie wiem nawet, czy pamiętasz, że był kiedyś taki czas, gdy na drogę, którą biegłeś, upadł słońca blask.

Rano wstaliśmy bez budzika. Po co się spieszyć? W górach nawet wiosna przychodzi spóźniona. 

Do południa świeciło piękne słońce - było przyjemnie ciepło i bezwietrznie. Pod Klimczokiem obejrzeliśmy pamiątkowe miejsce, w którym turyści zostawiają kamienie z różnych zakątków świata. W lipcu zabiorę kamień z Czerwonej Ławki i też przywiozę :)

Pod Klimczokiem
Pod Klimczokiem © Eresse

Dziś Łysica, jutro Everest
Dziś Łysica, jutro Everest © Eresse

(Mała) Panorama Beskidu Śląskiego
(Mała) Panorama Beskidu Śląskiego © Eresse

Bazie w kwietniu
Bazie w kwietniu © Eresse

Chyba wącham kamienie
Chyba wącham kamienie © Eresse

Na zdjęciu powyżej trochę mi już wali w dekiel. Świeże powietrze, 20 km w nogach, 10 kilogramów na plecach. Po grzanym piwie widzianym poniżej można mnie już tylko turlać do łóżka.

Szarlotki nie mieli, ale sernik pierwsza klasa!
Szarlotki nie mieli, ale sernik pierwsza klasa! © Eresse

Wprawdzie całą drogę do schroniska marzyliśmy o szarlotce. Nawet zapewniałam, że ją zjemy. Ale na miejscu okazało się, że szarlotki nie ma - jest tylko drożdżowe i sernik.

Sernik okazał się nieziemski. Myślę, że właśnie taki serwują w świeckim niebie :)

Podchodząc do schroniska zauważyliśmy w krzakach kudłate bydlę. Pies sięgał nam wyżej pasa, wyglądał jak cielak i miał przekrwione oczy. Szepnęłam do Jacka - nie patrzmy na niego, może nas nie zauważy! W schronisku okazało się, że to pies właściciela. Pies demon.
- A on może wyjść na zewnątrz?
- Może. On wszystko może.

Strażnik podziemia
Strażnik podziemia © Eresse


Kategoria Szczyrk

Wielki powrót na szlak

  • DST 11.50km
  • Teren 11.50km
  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 22 kwietnia 2016 | dodano: 01.05.2016

Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.

Albert Camus

Nawet bym nie pomyślała, że w kwietniu tego roku wybiorę się na weekendowy wypad w góry. I to jeszcze schroniskowo. Ale, jak to mówią, carpe diem i nie mylą się. Bo im mniej w życiu się zaplanuje, tym mniej się będzie rozczarowanym, a tym większą radośc sprawi szczęście, które przyjdzie.

W tym roku miałam wyjątkowego towarzysza. Myślę, że to właśnie dzięki niemu udało mi się wyrwać kilka godzin z pracy i weekendu, by powędrować w nieznane i nareszcie odpocząć. Dziękuję Ci za to, że chciałeś dotrzymać mi kroku i iść obok mnie :)

Pierwszego dnia zwiedzaliśmy Bielsko-Białą, wędrowaliśmy obrzeżami i dzikimi odnogami miasta, by wreszcie uwolnić się od zgiełku i wejśc w cichy las. Poszliśmy przez Cygański Las - Kozią Górkę, dalej przez Kołowrót i Szyndzielnię do schroniska. Nikt nas nie gonił, nie popędzał, nie patrzyliśmy na zegarek. Przysiadaliśmy na rozgrzanych słońcem liściach i ściętych pniach drzew, by łapać jak najwięcej energii. Po rozlokowaniu się w schronisku wyszliśmy jeszcze na krótki spacer po okolicy, by nie tracić dnia. Patrzyliśmy, jak na naszych oczach zachodzi słońce i rozpalają się światła w dole. Dawno już nie czułam takiego odprężenia i zawieszenia w bezczasie. Było pięknie, cicho i kojąco.

PS. Świeży ananas w schronisku smakował lepiej niż langustynki w restauracji.
PS2. Przepraszam, że na urlopie musiałam pracować :)

Tup tup tup
Tup tup tup © Eresse

Ładowanie baterii w toku
Ładowanie baterii w toku © Eresse

Monia w pracy
Monia w pracy © Eresse

Pod schroniskiem tylko my i przyroda
Pod schroniskiem tylko my i przyroda © Eresse

Tylko w górach słońce tak pięknie zachodzi
Tylko w górach słońce tak pięknie zachodzi © Eresse

Wcale nie ziewam ze zmęczenia
Wcale nie ziewam ze zmęczenia © Eresse

Monia w pracy ciąg dalszy
Monia w pracy ciąg dalszy © Eresse


Kategoria Szczyrk

Tylko czas nie chodzi spać, bo ma czas

  • DST 20.11km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.08km/h
  • VMAX 29.27km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Czas pożegnać góry, nakichać na brzydką pogodę i wrócić do domu. Żal opuszczać tak piękne miejsca.

Widok z okna:

Widok z naszego apartamentu © Eresse


Ponieważ pokoje musieliśmy opuścić o 11, a pociąg z Łodygowic wyjeżdżał dopiero przed 15, powolutku pojechaliśmy sobie na dworzec. Po drodze zrobiliśmy niezbędne zakupy. W strugach deszczu (wszyscy płakali, że wyjeżdżamy ;) mknęliśmy drogą rowerową, ciągnącą się przez kilka kilometrów od Szczyrku w stronę Żywca. Byłoby doprawdy przyjemnie, gdyby rozbryzgująca się woda nie leciała mi na plecy i twarz, a wiatr nie dopełniał dzieła zniszczenia.

Łodygowice © Eresse


Znów czekały nas trzy przesiadki. Jakoś zdążyłam się przyzwyczaić. Ponieważ o miejsca jak zwykle trzeba się było bić, do pociągu wsiadaliśmy z bojowym nastawieniem i zaciętymi minami. W Koluszkach czekała nas ostatnia przesiadka. Na pociąg mieliśmy czekać ok. 40 minut, dlatego bardzo się ucieszyliśmy, gdy już po pięciu nadjechał skład do Łódź Kaliska - nowiuteńki, przystosowany do potrzeb rowerzystów. Jakież było nasze zdziwienie, gdy konduktor oznajmił nam, że nie posiadamy ważnych biletów na przejazd liniami InterREGIO, bowiem REGIO się do tej spółki nie zalicza. Na szczęście trafiliśmy na zapaleńca rowerowego, który pobłażliwie popatrzył na nas, na nasze maszyny i machnął ręką. Do Łodzi dotarliśmy więc półdarmo i z niezłym wyprzedzeniem.

Krwawy zachód © Eresse


Kategoria Szczyrk

Miał być szlak rowerowy, wyszedł hardkorowy!

  • DST 34.49km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 9.81km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Pogoda uległa zdecydowanej poprawie, więc można było zapuścić się dalej w góry. Za cel obraliśmy Skrzyczne. Miało być szutrem, jak zwykle wyszło po kamorach. Wspięliśmy się drogą asfaltową wiodącą w stronę Wisły na Przełęcz Salmopolską. Pixon straszył nas stromym podjazdem, więc nastawiłyśmy się bojowo. Ostatecznie droga okazała się łagodniejsza i zdecydowanie łatwiejsza do pokonania.

Przełęcz Salmopolska © Eresse


Wjechaliśmy na zamknięty dla ruchu szlak i piękną, szeroką szutrówką pięliśmy się łagodnie. Czasu na zdjęcia było niewiele, bo musieliśmy zdążyć na kwaterę przed zmrokiem ;)

Za przełęczą Salmopol © Eresse


Tak się złożyło, że gdzieś po drodze zgubiliśmy odbicie na szlak. Dojechaliśmy do rozdroża i stanęliśmy skonsternowani. Okazało się, że trzeba się wbić na kamienisty podjazd i nadrobić zaległości :)

Kartograficzni giganci © Eresse


Kiedy tak dumaliśmy nad mapą, podjechało do nas dwóch rowerzystów. Patrząc na nich myślałam, że zaraz najem się wstydu na podjeździe. Okazało się, że ja i Magda wjechałyśmy jeszcze przed nimi ^^

Ech, te spacerowe szlaki rowerowe... © Eresse


Dalej czekała na nas Malinowska Skała i pierwsze poważne zjazdy. Ponieważ zabrakło mi odwagi i umiejętności, zamykałam nasz rowerowy peleton, prowadząc niekiedy rower. Na jednym z trudniejszych zjazdów Magda krzyczała do mnie: "Monika, wychyl się!", a ja - głupia - słyszałam: "Monika, uśmiechnij się" - i szczerzyłam się sama do siebie. Później Magda pytała mnie, z czego się cieszę ^^

Bo wszystko jest kwestią psychiki © Eresse


Tak zjeżdżają dziewczyny! © Eresse


Ponieważ widok zapaleńców rowerowych na górskich szlakach nie należy do codzienności, wzbudzaliśmy wśród turystów ogólne zainteresowanie i szacunek. Wszyscy przyglądali nam się ciekawie, pozdrawiali, niekiedy wydawali okrzyki zachwytu (różne takie na k** i ja pier**) albo pukali się w czoło.

Rowerowy lansik © Eresse


Choć wykończyły mnie kolejne kilometry, humor nie opuszczał. Czułam się jak władca świata :)

To wszystko moje! © Eresse


Szlak był dłuższy i bardziej wymagający, niż się spodziewałam. Baterie szybko się wyczerpały, a o bananie żołądek zapomniał szybciej niż o nauce do egzaminu. Tuż przed schroniskiem na Skrzycznem zrobiliśmy krótki postój i posililiśmy się kanapkami z dżemem. W schronisku natomiast nie ominęła mnie porcja naleśników z serkiem i bitą śmietaną - pycha!

Szczyt © Eresse


Skrzyczne © Eresse


Na powrót obraliśmy szlak niebieski (?) i czerwony - Pixon zapewniał mnie o łatwym, szutrowym zjeździe. Czemu nie zdziwiły mnie kamienie, wertepy, hopki i bóg wie co jeszcze... Na zjeździe kilka razy zdążyłam pożegnać się z życiem, zaprzedać duszę diabłu i obiecać regularne sprzątanie pokoju. Ostatecznie przekupiłam fatum urokiem osobistym i ślepym szczęściem.

Tak jechałyśmy my:
Szczęśliwej drogi już czas! © Eresse


Pojedynek na miny © Eresse


Tak zjeżdżali profesjonaliści :)



Na prawie-finiszu jeszcze tylko kilka głazów i rozkopów, zbłąkana sarenka na szlaku i przebita dętka Stopy.

Gdzieś na szlaku rowerowym © Eresse


Rowerowa sweet focia ze Stopą naprawiającym rower w tle xD © Eresse


I wreszcie pokój, gdzie czekały na nas nieziemskie rozkosze i napój bogów:

Ogród ziemskich rozkoszy © Eresse


Kategoria Szczyrk

To tu rowery jeżdżą?!

  • DST 27.77km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 9.01km/h
  • VMAX 50.73km/h
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 17.08.2012

Choć pogoda wciąż się nie poprawiała, postanowiliśmy porzucić domowe zacisze i wybrać się na szlak. Pixon zadecydował o zdobyciu Klimczoka i Błatniej, następnie zjeździe do Brennej i powrocie przez Przełęcz Karkoszczonkę. Mieliśmy wjechać też na Szyndzielnię, ale warunki pogodowe skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu.

Początkowy dystans przejechaliśmy asfaltem - było stromo, ale przynajmniej koła gładko sunęły.

Dobre złego początki © Eresse


Dalej wjechaliśmy na betonowe płyty - łupłupłup, łupłupłup. Później ustąpiły one miejsca błotnistemu duktowi.
W strugach deszczu © Eresse


Zaraz na początku podjazdu Magda zgłosiła nam awarię łańcucha. Mieliśmy nadzieję, że wytrzyma, ale zerwał się po kilkuset metrach.

Negocjujemy? © Eresse


Pixon naprawiał Magdzie łańcuch, a ja i Stopa cierpliwie czekaliśmy. Deszcz lunął tak niespodziewanie, że nie zdążyliśmy nawet poszukać rozłożystego drzewa. Pixon wyciskał wodę z rękawiczek, a ja kuliłam się obok pnia. Po kilku minutach ruszyliśmy zziębnięci w dalszą drogę. W schronisku na Klimczoku nie mogło więc zabraknąć czegoś na rozgrzanie :)

Strudzeni wędrowcy © Eresse


Im dłużej siedzieliśmy w schronisku, tym zimniej robiło się na zewnątrz. Toteż w końcu pożegnaliśmy ciepły kąt i ruszyliśmy w dalszą drogę. Niebo przejaśniało się tylko po to, by dać nam złudną nadzieję na poprawę pogody. Za Klimczokiem spotkaliśmy kilku pieszych turystów na stromym podjeździe. "Nie wjedziecie" - krzyknął ktoś. "My nie wjedziemy? jak to my nie wjedziemy!" - pomyśleliśmy wszyscy i... odpuściliśmy po kilku metrach :)

Dalej pojechaliśmy grzbietem w stronę Błatniej. Było zimno, ale nieco się przejaśniło i mogliśmy podziwiać górskie widoki.

Pełne skupienie © Eresse


Rozdroże © Eresse


Przed Błatnią © Eresse


Z bratem :) © Eresse


Tegoroczne zjazdy należały do najtrudniejszych w moim życiu. Mam wrażenie, że w Przesiece jakoś tak wszystko łatwo poszło. A tutaj wystające kamienie, korzenie i ruszające się skały nie miały końca. Chłopakom tak się podobało, że nawet nie mieliśmy czasu na zdjęcia.

Łatwy szlak, hę? © Eresse


Tak, tak, wygląda gładko i prosto. Jest tak w istocie. Na szlakach hardkorowych po prostu nie było mowy o zdjęciach, prawda, Pixon? :)

Po zjeździe do Brennej - nogi trzęsły mi się jak galareta - wstąpiliśmy do Biedronki (sklep-wybawca dla ubogich). Dalej asfaltem pojechaliśmy na przełęcz Karkoszczonkę (jest co kręcić!) i zjechaliśmy do Szczyrku. Na asfalcie miałam nie szaleć, stąd tylko 50 km/h :)

Przełęcz Karkoszczonka © Eresse


Rowery mieliśmy w takim stanie, że spłukiwaliśmy je przez 20 minut.

Myju-myju © Eresse


Kategoria Szczyrk

Hip hip góra!

  • DST 21.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 14.82km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 sierpnia 2012 | dodano: 16.08.2012

Nadeszła długo wyczekiwana chwila. To nic, że poprzedniego dnia musiałam załatwić tysiąc i jeszcze parę przeróżnych spraw, a pogoda za oknem straszyła deszczem. To nic, że ostatecznie odechciało mi się gdziekolwiek jechać. Gdy budzik zadzwonił o 5:00, trzeba było ruszyć tyłek i dotrzeć na dworzec.

Humory nie dopisywały już od samego początku. Siąpił deszcz, było mglisto i zimno. Stopa spóźnił się na zbiórkę, Chickenowa i Pixon darli koty, a ja starałam się być gdzieś poza tym wszystkim.

Do pociągu zapakowaliśmy się punktualnie. Czekały nas trzy przesiadki, więc w żadnym z nich nie zagrzaliśmy dłużej miejsca. Trzeba było pilnować wszystkich rzeczy, uważać na rowery i wykłócać się o miejsce w przedziale z innymi pasażerami.

Maszyny © Eresse


W Łodygowicach ustaliliśmy plan dalszej trasy, wsiedliśmy na rowery i asfaltem pojechaliśmy w stronę Szczyrku. Już w miasteczku rozważaliśmy noclegownię w schronisku (ceny już od 19 zł!) i w dwupokojowym studio z łazienką i aneksem kuchennym. Na miejscu okazało się, że schronisko młodzieżowe oferuje tylko pokoje 8- i 12-osobowe za 24 zł (sic!), natomiast luksusowe studio będzie za 35 zł/os. Nietrudno zgadnąć, na który nocleg padł nasz wybór. Postanowiliśmy utargować choć kilka złotych, ale kiedy zobaczyliśmy pokój i zebraliśmy z podłogi nasze szczęki, porzuciliśmy pomysł negocjacji. Warunki były NIEWYOBRAŻALNE! Czysto, przestronnie, z łazienką i aneksem kuchennym do wyłącznej dyspozycji. Cud, miód, malina i orzeszki :)

Zapraszam do naszego apartamentu :) © Eresse


Kategoria Szczyrk