Szczyrk
Dystans całkowity: | 143.47 km (w terenie 90.10 km; 62.80%) |
Czas w ruchu: | 09:21 |
Średnia prędkość: | 11.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.73 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 20.50 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
Skrzyczne - Katowice - Dom - Depresja
-
DST
7.30km
-
Teren
7.30km
-
Temperatura
8.0°C
-
Aktywność Wędrówka
Zima wróciła © Eresse
W zakazanym lesie © Eresse
Na rozdrożu © Eresse
Spóźniony dziadek mróz © Eresse
Powinni mi zabrać telefon © Eresse
4 Pory roku © Eresse
Na kamieniach też się da © Eresse
Kategoria Szczyrk
Szyndzielnia - Skrzyczne - Ukojenie
-
DST
21.30km
-
Teren
21.30km
-
Temperatura
12.0°C
-
Aktywność Wędrówka
Nie wiem nawet, czy pamiętasz, że był kiedyś taki czas, gdy na drogę, którą biegłeś, upadł słońca blask.
Rano wstaliśmy bez budzika. Po co się spieszyć? W górach nawet wiosna przychodzi spóźniona.
Do południa świeciło piękne słońce - było przyjemnie ciepło i bezwietrznie. Pod Klimczokiem obejrzeliśmy pamiątkowe miejsce, w którym turyści zostawiają kamienie z różnych zakątków świata. W lipcu zabiorę kamień z Czerwonej Ławki i też przywiozę :)
Pod Klimczokiem © Eresse
Dziś Łysica, jutro Everest © Eresse
(Mała) Panorama Beskidu Śląskiego © Eresse
Bazie w kwietniu © Eresse
Chyba wącham kamienie © Eresse
Na zdjęciu powyżej trochę mi już wali w dekiel. Świeże powietrze, 20 km w nogach, 10 kilogramów na plecach. Po grzanym piwie widzianym poniżej można mnie już tylko turlać do łóżka.
Szarlotki nie mieli, ale sernik pierwsza klasa! © Eresse
Wprawdzie całą drogę do schroniska marzyliśmy o szarlotce. Nawet zapewniałam, że ją zjemy. Ale na miejscu okazało się, że szarlotki nie ma - jest tylko drożdżowe i sernik.
Sernik okazał się nieziemski. Myślę, że właśnie taki serwują w świeckim niebie :)
Podchodząc do schroniska zauważyliśmy w krzakach kudłate bydlę. Pies sięgał nam wyżej pasa, wyglądał jak cielak i miał przekrwione oczy. Szepnęłam do Jacka - nie patrzmy na niego, może nas nie zauważy! W schronisku okazało się, że to pies właściciela. Pies demon.
- A on może wyjść na zewnątrz?
- Może. On wszystko może.
Strażnik podziemia © Eresse
Kategoria Szczyrk
Wielki powrót na szlak
-
DST
11.50km
-
Teren
11.50km
-
Temperatura
12.0°C
-
Aktywność Wędrówka
Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.
Nawet bym nie pomyślała, że w kwietniu tego roku wybiorę się na weekendowy wypad w góry. I to jeszcze schroniskowo. Ale, jak to mówią, carpe diem i nie mylą się. Bo im mniej w życiu się zaplanuje, tym mniej się będzie rozczarowanym, a tym większą radośc sprawi szczęście, które przyjdzie.
W tym roku miałam wyjątkowego towarzysza. Myślę, że to właśnie dzięki niemu udało mi się wyrwać kilka godzin z pracy i weekendu, by powędrować w nieznane i nareszcie odpocząć. Dziękuję Ci za to, że chciałeś dotrzymać mi kroku i iść obok mnie :)
Pierwszego dnia zwiedzaliśmy Bielsko-Białą, wędrowaliśmy obrzeżami i dzikimi odnogami miasta, by wreszcie uwolnić się od zgiełku i wejśc w cichy las. Poszliśmy przez Cygański Las - Kozią Górkę, dalej przez Kołowrót i Szyndzielnię do schroniska. Nikt nas nie gonił, nie popędzał, nie patrzyliśmy na zegarek. Przysiadaliśmy na rozgrzanych słońcem liściach i ściętych pniach drzew, by łapać jak najwięcej energii. Po rozlokowaniu się w schronisku wyszliśmy jeszcze na krótki spacer po okolicy, by nie tracić dnia. Patrzyliśmy, jak na naszych oczach zachodzi słońce i rozpalają się światła w dole. Dawno już nie czułam takiego odprężenia i zawieszenia w bezczasie. Było pięknie, cicho i kojąco.
PS. Świeży ananas w schronisku smakował lepiej niż langustynki w restauracji.
PS2. Przepraszam, że na urlopie musiałam pracować :)
Tup tup tup © Eresse
Ładowanie baterii w toku © Eresse
Monia w pracy © Eresse
Pod schroniskiem tylko my i przyroda © Eresse
Tylko w górach słońce tak pięknie zachodzi © Eresse
Wcale nie ziewam ze zmęczenia © Eresse
Monia w pracy ciąg dalszy © Eresse
Kategoria Szczyrk
Tylko czas nie chodzi spać, bo ma czas
-
DST
20.11km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:20
-
VAVG
15.08km/h
-
VMAX
29.27km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas pożegnać góry, nakichać na brzydką pogodę i wrócić do domu. Żal opuszczać tak piękne miejsca.
Widok z okna:Widok z naszego apartamentu
© Eresse
Ponieważ pokoje musieliśmy opuścić o 11, a pociąg z Łodygowic wyjeżdżał dopiero przed 15, powolutku pojechaliśmy sobie na dworzec. Po drodze zrobiliśmy niezbędne zakupy. W strugach deszczu (wszyscy płakali, że wyjeżdżamy ;) mknęliśmy drogą rowerową, ciągnącą się przez kilka kilometrów od Szczyrku w stronę Żywca. Byłoby doprawdy przyjemnie, gdyby rozbryzgująca się woda nie leciała mi na plecy i twarz, a wiatr nie dopełniał dzieła zniszczenia.Łodygowice
© Eresse
Znów czekały nas trzy przesiadki. Jakoś zdążyłam się przyzwyczaić. Ponieważ o miejsca jak zwykle trzeba się było bić, do pociągu wsiadaliśmy z bojowym nastawieniem i zaciętymi minami. W Koluszkach czekała nas ostatnia przesiadka. Na pociąg mieliśmy czekać ok. 40 minut, dlatego bardzo się ucieszyliśmy, gdy już po pięciu nadjechał skład do Łódź Kaliska - nowiuteńki, przystosowany do potrzeb rowerzystów. Jakież było nasze zdziwienie, gdy konduktor oznajmił nam, że nie posiadamy ważnych biletów na przejazd liniami InterREGIO, bowiem REGIO się do tej spółki nie zalicza. Na szczęście trafiliśmy na zapaleńca rowerowego, który pobłażliwie popatrzył na nas, na nasze maszyny i machnął ręką. Do Łodzi dotarliśmy więc półdarmo i z niezłym wyprzedzeniem.Krwawy zachód
© Eresse
Kategoria Szczyrk
Miał być szlak rowerowy, wyszedł hardkorowy!
-
DST
34.49km
-
Teren
25.00km
-
Czas
03:31
-
VAVG
9.81km/h
-
VMAX
43.90km/h
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda uległa zdecydowanej poprawie, więc można było zapuścić się dalej w góry. Za cel obraliśmy Skrzyczne. Miało być szutrem, jak zwykle wyszło po kamorach. Wspięliśmy się drogą asfaltową wiodącą w stronę Wisły na Przełęcz Salmopolską. Pixon straszył nas stromym podjazdem, więc nastawiłyśmy się bojowo. Ostatecznie droga okazała się łagodniejsza i zdecydowanie łatwiejsza do pokonania. Przełęcz Salmopolska
© Eresse
Wjechaliśmy na zamknięty dla ruchu szlak i piękną, szeroką szutrówką pięliśmy się łagodnie. Czasu na zdjęcia było niewiele, bo musieliśmy zdążyć na kwaterę przed zmrokiem ;)Za przełęczą Salmopol
© Eresse
Tak się złożyło, że gdzieś po drodze zgubiliśmy odbicie na szlak. Dojechaliśmy do rozdroża i stanęliśmy skonsternowani. Okazało się, że trzeba się wbić na kamienisty podjazd i nadrobić zaległości :) Kartograficzni giganci
© Eresse
Kiedy tak dumaliśmy nad mapą, podjechało do nas dwóch rowerzystów. Patrząc na nich myślałam, że zaraz najem się wstydu na podjeździe. Okazało się, że ja i Magda wjechałyśmy jeszcze przed nimi ^^Ech, te spacerowe szlaki rowerowe...
© Eresse
Dalej czekała na nas Malinowska Skała i pierwsze poważne zjazdy. Ponieważ zabrakło mi odwagi i umiejętności, zamykałam nasz rowerowy peleton, prowadząc niekiedy rower. Na jednym z trudniejszych zjazdów Magda krzyczała do mnie: "Monika, wychyl się!", a ja - głupia - słyszałam: "Monika, uśmiechnij się" - i szczerzyłam się sama do siebie. Później Magda pytała mnie, z czego się cieszę ^^Bo wszystko jest kwestią psychiki
© EresseTak zjeżdżają dziewczyny!
© Eresse
Ponieważ widok zapaleńców rowerowych na górskich szlakach nie należy do codzienności, wzbudzaliśmy wśród turystów ogólne zainteresowanie i szacunek. Wszyscy przyglądali nam się ciekawie, pozdrawiali, niekiedy wydawali okrzyki zachwytu (różne takie na k** i ja pier**) albo pukali się w czoło. Rowerowy lansik
© Eresse
Choć wykończyły mnie kolejne kilometry, humor nie opuszczał. Czułam się jak władca świata :)To wszystko moje!
© Eresse
Szlak był dłuższy i bardziej wymagający, niż się spodziewałam. Baterie szybko się wyczerpały, a o bananie żołądek zapomniał szybciej niż o nauce do egzaminu. Tuż przed schroniskiem na Skrzycznem zrobiliśmy krótki postój i posililiśmy się kanapkami z dżemem. W schronisku natomiast nie ominęła mnie porcja naleśników z serkiem i bitą śmietaną - pycha!Szczyt
© EresseSkrzyczne
© Eresse
Na powrót obraliśmy szlak niebieski (?) i czerwony - Pixon zapewniał mnie o łatwym, szutrowym zjeździe. Czemu nie zdziwiły mnie kamienie, wertepy, hopki i bóg wie co jeszcze... Na zjeździe kilka razy zdążyłam pożegnać się z życiem, zaprzedać duszę diabłu i obiecać regularne sprzątanie pokoju. Ostatecznie przekupiłam fatum urokiem osobistym i ślepym szczęściem.
Tak jechałyśmy my:Szczęśliwej drogi już czas!
© EressePojedynek na miny
© Eresse
Tak zjeżdżali profesjonaliści :)
Na prawie-finiszu jeszcze tylko kilka głazów i rozkopów, zbłąkana sarenka na szlaku i przebita dętka Stopy.Gdzieś na szlaku rowerowym
© EresseRowerowa sweet focia ze Stopą naprawiającym rower w tle xD
© Eresse
I wreszcie pokój, gdzie czekały na nas nieziemskie rozkosze i napój bogów:Ogród ziemskich rozkoszy
© Eresse
Kategoria Szczyrk
To tu rowery jeżdżą?!
-
DST
27.77km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:05
-
VAVG
9.01km/h
-
VMAX
50.73km/h
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Choć pogoda wciąż się nie poprawiała, postanowiliśmy porzucić domowe zacisze i wybrać się na szlak. Pixon zadecydował o zdobyciu Klimczoka i Błatniej, następnie zjeździe do Brennej i powrocie przez Przełęcz Karkoszczonkę. Mieliśmy wjechać też na Szyndzielnię, ale warunki pogodowe skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu.
Początkowy dystans przejechaliśmy asfaltem - było stromo, ale przynajmniej koła gładko sunęły.Dobre złego początki
© Eresse
Dalej wjechaliśmy na betonowe płyty - łupłupłup, łupłupłup. Później ustąpiły one miejsca błotnistemu duktowi. W strugach deszczu
© Eresse
Zaraz na początku podjazdu Magda zgłosiła nam awarię łańcucha. Mieliśmy nadzieję, że wytrzyma, ale zerwał się po kilkuset metrach.Negocjujemy?
© Eresse
Pixon naprawiał Magdzie łańcuch, a ja i Stopa cierpliwie czekaliśmy. Deszcz lunął tak niespodziewanie, że nie zdążyliśmy nawet poszukać rozłożystego drzewa. Pixon wyciskał wodę z rękawiczek, a ja kuliłam się obok pnia. Po kilku minutach ruszyliśmy zziębnięci w dalszą drogę. W schronisku na Klimczoku nie mogło więc zabraknąć czegoś na rozgrzanie :)Strudzeni wędrowcy
© Eresse
Im dłużej siedzieliśmy w schronisku, tym zimniej robiło się na zewnątrz. Toteż w końcu pożegnaliśmy ciepły kąt i ruszyliśmy w dalszą drogę. Niebo przejaśniało się tylko po to, by dać nam złudną nadzieję na poprawę pogody. Za Klimczokiem spotkaliśmy kilku pieszych turystów na stromym podjeździe. "Nie wjedziecie" - krzyknął ktoś. "My nie wjedziemy? jak to my nie wjedziemy!" - pomyśleliśmy wszyscy i... odpuściliśmy po kilku metrach :)
Dalej pojechaliśmy grzbietem w stronę Błatniej. Było zimno, ale nieco się przejaśniło i mogliśmy podziwiać górskie widoki.Pełne skupienie
© EresseRozdroże
© EressePrzed Błatnią
© EresseZ bratem :)
© Eresse
Tegoroczne zjazdy należały do najtrudniejszych w moim życiu. Mam wrażenie, że w Przesiece jakoś tak wszystko łatwo poszło. A tutaj wystające kamienie, korzenie i ruszające się skały nie miały końca. Chłopakom tak się podobało, że nawet nie mieliśmy czasu na zdjęcia. Łatwy szlak, hę?
© Eresse
Tak, tak, wygląda gładko i prosto. Jest tak w istocie. Na szlakach hardkorowych po prostu nie było mowy o zdjęciach, prawda, Pixon? :)
Po zjeździe do Brennej - nogi trzęsły mi się jak galareta - wstąpiliśmy do Biedronki (sklep-wybawca dla ubogich). Dalej asfaltem pojechaliśmy na przełęcz Karkoszczonkę (jest co kręcić!) i zjechaliśmy do Szczyrku. Na asfalcie miałam nie szaleć, stąd tylko 50 km/h :)Przełęcz Karkoszczonka
© Eresse
Rowery mieliśmy w takim stanie, że spłukiwaliśmy je przez 20 minut.Myju-myju
© Eresse
Kategoria Szczyrk
Hip hip góra!
-
DST
21.00km
-
Czas
01:25
-
VAVG
14.82km/h
-
VMAX
27.00km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Sprzęt Róża pustyni - sprzedany
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nadeszła długo wyczekiwana chwila. To nic, że poprzedniego dnia musiałam załatwić tysiąc i jeszcze parę przeróżnych spraw, a pogoda za oknem straszyła deszczem. To nic, że ostatecznie odechciało mi się gdziekolwiek jechać. Gdy budzik zadzwonił o 5:00, trzeba było ruszyć tyłek i dotrzeć na dworzec.
Humory nie dopisywały już od samego początku. Siąpił deszcz, było mglisto i zimno. Stopa spóźnił się na zbiórkę, Chickenowa i Pixon darli koty, a ja starałam się być gdzieś poza tym wszystkim.
Do pociągu zapakowaliśmy się punktualnie. Czekały nas trzy przesiadki, więc w żadnym z nich nie zagrzaliśmy dłużej miejsca. Trzeba było pilnować wszystkich rzeczy, uważać na rowery i wykłócać się o miejsce w przedziale z innymi pasażerami. Maszyny
© Eresse
W Łodygowicach ustaliliśmy plan dalszej trasy, wsiedliśmy na rowery i asfaltem pojechaliśmy w stronę Szczyrku. Już w miasteczku rozważaliśmy noclegownię w schronisku (ceny już od 19 zł!) i w dwupokojowym studio z łazienką i aneksem kuchennym. Na miejscu okazało się, że schronisko młodzieżowe oferuje tylko pokoje 8- i 12-osobowe za 24 zł (sic!), natomiast luksusowe studio będzie za 35 zł/os. Nietrudno zgadnąć, na który nocleg padł nasz wybór. Postanowiliśmy utargować choć kilka złotych, ale kiedy zobaczyliśmy pokój i zebraliśmy z podłogi nasze szczęki, porzuciliśmy pomysł negocjacji. Warunki były NIEWYOBRAŻALNE! Czysto, przestronnie, z łazienką i aneksem kuchennym do wyłącznej dyspozycji. Cud, miód, malina i orzeszki :)Zapraszam do naszego apartamentu :)
© Eresse
Kategoria Szczyrk