Tatry
Dystans całkowity: | 438.81 km (w terenie 394.76 km; 89.96%) |
Czas w ruchu: | 53:04 |
Średnia prędkość: | 2.42 km/h |
Suma podjazdów: | 1489 m |
Maks. tętno maksymalne: | 204 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (73 %) |
Suma kalorii: | 42396 kcal |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 15.13 km i 7h 34m |
Więcej statystyk |
Tatry zimą #4 Doznaję gór
-
DST
9.50km
-
Teren
9.50km
-
Temperatura
2.0°C
-
HRmax
172( 86%)
-
HRavg
135( 68%)
-
Kalorie 1968kcal
-
Aktywność Wędrówka
Włącz. Poczujesz klimat gór. Mam nadzieję, że poczujesz to co ja.
Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny. [Andrzej Zawada]
Jest tak w istocie, bo za każdym razem, kiedy wracam do domu, czuję się silniejsza i chcę więcej gór, i wyżej, i dłużej.
Po huraganie, który w grudniu poprzewracał drzewa w dolinach, na stokach i w jarach, Dolina Chochołowska wygląda jak pobojowisko. Serce ściska się z żalu na widok tylu połamanych sosen. I na myśl, ile lat będzie trzeba, by miejsce to wyglądało jak dawniej.
Zrujnowana Dolina Chochołowska © Eresse
Pierwsze stupkoty za płoty :D © Magdalena Wójcik
Groźnie jest, ale chodzimy © Eresse
Gołąbeczki © Magdalena Wójcik
Zacny trunek © Magdalena Wójcik
Madzieńka z okienka © Magdalena Wójcik
Chatki na Polanie Chochołowskiej © Eresse
Wielki drwal © Magdalena Wójcik
To nie jest to, co myślicie, że jest xD © Magdalena Wójcik
No fajnie było © Magdalena Wójcik
Śniegowce © Magdalena Wójcik
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, góra zrobi się mniejsza. [H. Jackson Brown]
Dolina Chochołowska © Magdalena Wójcik
Pada śnieg © Magdalena Wójcik
Szczotka pasta, kubek, ciepła woda, tak się zaczyna wielka przygoda, myję zęby, bo wiem dobrze o tym, kto ich nie myje ten ma kłopoty © Eresse
Kategoria Tatry
Tatry zimą #3 Przesunąć horyzont
-
DST
11.00km
-
Teren
11.00km
-
Temperatura
-8.0°C
-
HRmax
156( 78%)
-
HRavg
117( 59%)
-
Kalorie 1321kcal
-
Aktywność Wędrówka
Poranek w Dolinie Chochołowskiej
© EresseCzarny potok
© EresseBacówka na polanie Jamy
© EressePolana Jamy
© EressePolana Jamy
© EresseŚcieżka nad Reglami
© EresseDolina Kościeliska
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry zimą #2 Przesunąć horyzont
-
DST
12.00km
-
Teren
12.00km
-
Temperatura
-9.0°C
-
HRmax
175( 88%)
-
HRavg
139( 70%)
-
Kalorie 3569kcal
-
Aktywność Wędrówka
„W górach jest coś intymnego. Nikt nie krzyczy na szczycie z radości. Człowiek sobie posiedzi, popatrzy, zrobi kilka zdjęć [...] Góry mają w sobie coś magicznego, człowiek nie zje, nie dośpi, pachnie coraz gorzej, ale nie chce przestać się wspinać. W górach liczy się tylko tu i teraz. Nikt nic ode mnie nie chce, telefon nie dzwoni, a ja czuję, że z każdym krokiem przekraczam granicę swoich możliwości. Kiedy na początku wspinaczki człowiek stoi przed szczytem i patrzy na potężną górę, czuje się przytłoczony. Kiedy patrzy na tę samą górę już po zejściu - jest dumny i ma wrażenie, że może osiągnąć wszystko...” [Martyna Wojciechowska, Przesunąć horyzont]
Planujemy wstać o 7. Dzwoni wykręcony alarm Przemka, który postawiłby na nogi inwalidę, ale przekręcamy się w śpiworach i śpimy dalej. O 9 już naprawdę trzeba się ruszyć. Bez pośpiechu jemy śniadanie i ze schroniska wychodzimy dopiero przed 11. Jest późno.
Na rozgrzewkę wybieramy szlak papieski. Idzie się nim przyjemnie, łagodnie, bez zrywów tętna. Jedyne co przeszkadza, to śnieg po kolana. Trudne podejście zaczyna się na granicy lasu, kiedy wchodzimy w kosówkę. Nogi ślizgają się w śniegu i plączą w gałęziach. Parokrotnie muszę wyszarpywać kijki, które przez talerzyki ugrzęzły w zaspach. Jestem zmęczona, spocona i zniechęcona. Pod szczytem spotykamy turystę. Mówi, że schodzi już pół godziny. Czyli na podejście musimy liczyć co najmniej 50 minut.
Nie dam rady. Nie dojdę. Zaczynam liczyć kroki. Nie patrzę przed siebie, tylko na swoje nogi. Wtedy nie przytłacza mnie odległość. A to zaledwie 1758 m n.p.m.
Kiedy docieram na szczyt, jestem wykończona i głodna. Wieje przeszywający wiatr, marzną palce i nos. Robimy kilka przypadkowych zdjęć i chowamy się po zawietrznej stronie góry w wydeptanej przez kogoś jamie. Jemy zmrożone naleśniki, rozgrzewamy się herbatą, podgryzamy lodowate batony. To tu zjadam swój pierwszy żel energetyczny, który według opakowania ma się długo uwalniać. Efekt przyjdzie mi odczuć dopiero za kilka godzin.
W pokoju obiecaliśmy sobie, że zdobędziemy dwutysięcznik, choćbyśmy mieli wypruć sobie flaki. Ale tu, na mrozie, gdy wiatr wdziera się pod kurtkę, a mięśnie już nie bolą, tylko jawnie odmawiają posłuszeństwa, trudno trwać w postanowieniu.
Nie wejdę na Kończysty Wierch, nie ma takiej możliwości. I co? I idę, choć nie mam siły. Choć wiem, że na drogę powrotną będziemy wzywać TOPR.
Szlak wydaje się przyjemny. Nie ma nic lepszego od wędrowania grzbietem. W dodatku na mapie to tylko kilka centymetrów. Ale zimą to pozory, nic nie jest takie, jakie mogłoby się wydawać. Wspinasz się grzbietem na niekończące się górki, a cel nadal pozostaje poza zasięgiem. Zaczynasz liczyć kroki i stajesz się na pół obłąkany zmęczeniem:
"i chodzę tu i tam i chodzę i czekam i myślę, czekam i chodzę i chodzę i chodzę... i chodzę..." [Thomas Bernhard, Kalkwerk]
Najpierw Przełęcz nad Szyją (1754 m), później Czubik (zaledwie 1845 m) i podejście na Dudową Przełęcz (1815 m). I wreszcie Kończysty Wierch (2002 m). Liczysz kroki i wyznaczasz sobie kolejne punkty. Jeszcze dziesięć i odpoczniesz, jeszcze trzydzieści i przerwa. Tylko chwilka. Nogi ciążą, jakbym przywiązała do kostek ciężarki. Coraz trudniej wydzierać buty spod śniegu. W pewnym momencie opuszczają mi się stuptuty i treki jak szufle nabierają śnieg. To, co dzieje się później, przypomina wyrafinowaną torturę. Śnieg szybko oblepia nogę i rozpuszcza się, spływając do butów. Robi się zimno i mokro. A na szczyt jeszcze tak daleko.
Kiedyś przeczytałam, że rower jadący po płaskim terenie jest maszyną napędzaną siłą mięśni. Rower jadący pod górę to maszyna napędzana siłą woli.
Na granicy wytrzymałości ciało zaczyna być bezwładne, "tylko umysł pływa bez celu po skomplikowanym torze świadomości, jak oswojone wodne zwierzę" [Haruki Murakami]. W takich chwilach to właśnie umysł, nie ciało, mówi, że trzeba postawić następny krok. I jakoś się idzie.
Na szczycie padam na ziemię i płaczę ze szczęścia. Od teraz mogę wszystko. Jest cudownie, nic nie może zepsuć tej chwili. Widać każdy szczegół horyzontu, odległe miasta rozświetlone pierwszymi lampami, zarumienione zachodem szczyty Tatr, pogrążone w cieniu doliny. Minęła 16:00.
Zejścia prawie nie pamiętam. Budzę się dopiero, gdy Kinga z oddali pokazuje mi nerwowo, bym odbiła na lewo. W zaspę?! Nie wiem, o co chodzi. Robię jeszcze kilka kroków, ale macha gwałtownie i muszę ustąpić. Okazuje się, że śnieg popękał, a wzdłuż żlebu powiększa się szczelina. Od tej chwili schodzimy niemal na palcach, a adrenalina uderza nam do krwi. Nikt nie jest już zmęczony.
Na szczęście pokrywa śnieżna jest na tylko dobrze związana, że śnieg się nie ześlizguje. Bezpiecznie docieramy z powrotem na Trzydniowiański Wierch. Nawet nie robimy postoju, wyciągamy tylko czołówki i ruszamy w dół. W kilku miejscach udaje nam się nawet zjechać na kocu termicznym. Jestem tak pobudzona, że w schronisku jeszcze długo nie mogę zasnąć.Samolotem!
© EresseDolina Chochołowska
© EresseSzlak papieski na Trzydniowiański Wierch
© EresseTak się chodzi
© EresseMyszowate
© EresseNiebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie [Kant]
© EresseTrzydniowiański Wierch
© EresseGdzieś tam hen daleko
© EresseNa nogach albo na czworakach
© EressePodobno widziano tu yeti
© EresseKończysty Wierch, Tatry Zachodnie
© EresseJuż niedaleko
© EresseZimna pustynia
© EresseWejdę tam, choćbym miała sobie flaki wypruć
© EresseSłońce chyli się ku zachodowi
© EresseWidok na Dolinę Chochołowską
© EresseTatry Zachodnie o zachodzie
© EresseKończysty Wierch, Tatry Zachodnie
© EresseZniszczona, ale szczęśliwa
© EresseTu czujesz, że możesz wszystko
© EresseStarorobociański Wierch oblał się rumieńcem
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry zimą #1 Przesunąć horyzont
-
DST
12.00km
-
Teren
12.00km
-
Temperatura
-10.0°C
-
HRmax
177( 89%)
-
HRavg
131( 66%)
-
Kalorie 3018kcal
-
Aktywność Wędrówka
Gdy o 3:30 dzwoni budzik, w pierwszej chwili mam ochotę wyłączyć go i narzucić kołdrę na głowę. Myślę sobie, że jesteśmy nienormalni. O 4 przyjeżdżają po mnie Kinga i Przemek. Czeka nas 6-godzinna podróż do Zakopanego.
Do Doliny Kościeliskiej dojeżdżamy przed 10. Jest pochmurno, sennie i cicho. Turyści jeszcze nie wstali i pewnie na zimowe wycieczki obudzą się dopiero w sezonie świąteczno-sylwestrowym. Przekraczamy bramę i ruszamy w górę strumienia. Plecak ciąży mi już po kilku krokach. Ograniczałam się przy pakowaniu, ale jedzenia musiałam wziąć na 3 dni. Uffff, trzeba będzie jak najszybciej wszystko zjeść.
Po drodze zaglądamy do Wąwozu Kraków, później podchodzimy pod Jaskinię Mylną. Ja nie chcę się do niej pakować z plecakiem, ale Przemek i Kinga upierają się na penetrację tuneli. Już po kilku metrach orientuję się, że nie dam rady - albo się zaklinuję, albo będę szorować Deuterem po zabłoconych ścianach. Zawracam, póki jest to możliwe i postanawiam poczekać na grotołazów w schronisku na Hali Ornak.
Pierwszy raz mam okazję zobaczyć pustki przed schroniskiem i bez obaw usiąść w środku. Popijam ciepłą herbatę, przekąszam, układam plecak pod ścianą. Opieram się, opatulam, zamykam oczy... i w tym momencie do sali wchodzą Kinga i Przemek. W trumnie się wyśpię - myślę i zaczynam zbierać manatki.
Wspólnie uzgadniamy, że na nocleg pójdziemy przez Przełęcz Iwanicką do Doliny Chochołowskiej. Naiwnie sądzę, że to taka krótka, dwugodzinna trasa. Nie biorę pod uwagę zasypanego szlaku i przekopywania się przez zwały śniegu. Z przełęczy schodzimy, brnąc w śniegu po kolana, a niekiedy po biodra (sic!). Do doliny dochodzimy już po ciemku z czołówkami na głowach. Marzę tylko o gorącym prysznicu, herbacie i łóżku.Zastygła forma
© EresseKinga
© EressePrzemek
© EresseDolina Kościeliska
© EresseDolina Kościeliska
© EresseWidok na jaskinię Wąwozu Kraków
© EresseWąwóz Kraków
© EresseRosła kalina z liściem szerokiem, Nad modrym w gaju rosła potokiem. Wtem śnieg ją przysypał i liście rozsypał
© EresseWidok z podejścia na Przełęcz Iwanicką
© EresseZejście z przełęczy w śniegu po pas
© EresseGodzina duchów
© EresseSzczury na patyku
© EresseTak. To ja. Zamierzam obrabować bank
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #5 Jeśli bóg istnieje
-
DST
4.00km
-
Teren
4.00km
-
Aktywność Wędrówka
"Pamiętasz, jak lubiłem Platona. Dziś wiem, że kłamał. Bo w rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka. To myśmy budowali piramidy, rwali marmur na świątynie i kamienie na drogi imperialne, to myśmy wiosłowali na galerach i ciągnęli sochy, a oni pisali dialogi i dramaty, usprawiedliwiali ojczyznami swoje intrygi, walczyli o granice i demokracje. Myśmy byli brudni i umierali naprawdę. Oni byli estetyczni i dyskutowali na niby." [Tadeusz Borowski]Stańmy się, mamo, żółtym mleczem. Do mleczy ludzie nie strzelają
© EresseAuschwitz
© EresseNie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka [T. Borowski]
© EresseW rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka [T. Borowski]
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #4 Stojąc w deszczu bez parasola
-
DST
18.40km
-
Teren
18.40km
-
Temperatura
17.0°C
-
HRmax
157( 79%)
-
HRavg
99( 50%)
-
Kalorie 1527kcal
-
Aktywność Wędrówka
Plany są ambitne. Mamy wstać o 5 i wejść na Kościelec. Ale plany to tylko plany.
Całą noc padało, o świcie wciąż nie zapowiada się na polepszenie pogody. Przestawiamy budziki na 7. Nadal szaro, pochmurno i deszczowo. O 8 jemy śniadanie i przygotowujemy się do wyjścia w góry. Chcemy wejść na Małołączniak od strony Miętusiego Przysłopu. Idziemy więc od Kuźnic drogą pod reglami i wybieramy szlak prowadzący do Doliny Małej Łąki. Słońce wciąż nieśmiało przekonuje się, by świecić. Ostatecznie chowa się za chmurami, które wkrótce przyniosą deszcz. Zamiast na Małołączniak idziemy do Doliny Strążyskiej. Jemy, siedzimy, gadamy. Nie po to przyjechaliśmy w góry, żeby teraz siedzieć w pokoju. Nawet z powodu deszczu.Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
© EresseDroga, którą idę, jest jak pierwszy własny wiersz. Dolina Małej Łąki
© EresseDzień dobry
© EresseNie nie, wcale nie wiem, że Magda robi mi zdjęcie
© EresseDebile xD
© EresseChatka muzykantów z Bremy
© EresseW drodze do Doliny Strążyskiej
© EresseZimno? Magda radzi, zrób mumię
© EresseSaaaamolocik
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #3 Chillout z TuRyStamy
-
DST
12.00km
-
Teren
12.00km
-
Temperatura
23.0°C
-
Aktywność Wędrówka
Pora zainstalować Stravę w telefonie, bo w obecnej sytuacji mogę sobie nitką na mapie wyliczać kilometry i zaokrąglać na oko.
Podejście z poprzedniego dnia mocno dało mi się we znaki. Zamiast wstać skoro świt, śpię jak zabita do 8. Nie mam siły. Nie rusza mnie nawet zaglądające do pokoju słońce. Zapowiada się kolejny piękny dzień. Gdybym tylko wiedziała, że ostatni przed załamaniem się pogody, na pewno inaczej rozpalnowałabym czas.
Po leniwym śniadaniu podejmujemy decyzję: chillout pełną gębą. Z dojazdem do Doliny Kościeliskiej i powrotem w busie. Na szlaku oczywiście jak na deptaku. Rewia mody, plac zabaw i studio fotograficzne w jednym. Brakuje tylko stoiska z gotowaną kukurydzą. Szybko tęsknimy za spokojem wyludnionych szlaków i ciszą w wyższych partiach gór.
Do schroniska docieramy biegiem. W końcu nie na darmo Ola krzyczy: "OSTATNI W SCHRONISKU STAWIA SZARLOTKĘ!"
Jak prawdziwe TurySty rozkładamy się na trawie, oglądamy niebo, jemy leniwie ciasto i gwarzymy. Przy okazji kiełkuje nam w głowach myśl dojechania do Łysej Polany w bagażniku (7 osób i 5 miejsc w samochodzie). Na szczęście szybko rezygnujemy z głupich pomysłów z powodu kosztów, które moglibyśmy ponieść w razie kontroli.Pod Ornakiem
© EresseSzarlotkożerca
© EresseMadzik
© EresseDżambalaje
© EresseWłaśnie tak!
© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #2 Dzień dłuższy od nocy. Zawrat i Świnica
-
DST
27.80km
-
Teren
27.80km
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
119( 60%)
-
Kalorie 4136kcal
-
Aktywność Wędrówka
Dostaniesz zdjęcia z wakacji, przypomnisz sobie jak było i napiszesz relację - mówiłam sobie. Siadam do pisania dwa miesiące po przyjeździe z gór. I nie wiem, co napisać.
To trudny dzień. To dzień, w którym uczę się pokory - tak wtedy myślałam. Tym bardziej nie zmieniłam zdania po 17 godzinach marszu, kiedy dotarliśmy do pokoju. Ale teraz, gdy siedzę w domu i popijam herbatę, myślę sobie - Wcale nie było tak ciężko i tak strasznie. Może za rok zrobimy Orlą Perć, którą w tym roku sobie odpuściłam?
Góry uczą pokory, ale na krótko. Bo kiedy wrócisz do siebie, zaczynasz tęsknić za ryzykiem i przestrzenią. Za tym uczuciem, że właśnie trzymasz w rękach swoje życie, pokonujesz słabości i idziesz mimo bólu mięśni. Góry uczą wytrwałości, bo z każdym krokiem coraz trudniej być upartym. I wreszcie dają niesamowitą satysfakcję. Byłem tam, teraz jestem tu - widzisz daleko przed sobą szmat drogi i wysokość, które pokonałeś.
Karb (widok z Kościelca)© Eresse
Wprawdzie to nie są zdjęcia z naszego szlaku, lecz z drogi Pixona, Magdy i Ewy na Kościelec, ale bardzo mi się podobają.
<!--3-->
Nie wiem, ale też wygląda pięknie <3© Eresse
Widok na Czarny Staw Gąsienicowy ze szlaku na Kościelec© Eresse
Kościelec© Eresse
Kościelec© Eresse
Pixonik© Eresse
Wejście na Kościelec to równocześnie zejście© Eresse
Widok ze szczytu Kościelca© Eresse
Widok ze szczytu Kościelca© Eresse
Kominy pod Kościelcem© Eresse
Wstajemy o 4.30 - dla mnie to godzina zero, totalne odcięcie, środek nocy. Zawsze kiedy mam wstać tak wcześnie, wolę się po prostu nie położyć. Na zbiórce jesteśmy kilka minut po 5. To pierwszy dzień, kiedy rozchodzą się drogi naszej drużyny. Pixon, Magda oraz Ewa zostają w pokoju, by wyruszyć na inny szlak parę godzin po nas, a ja, Ola z Robertem, i Paweł wybieramy się asfaltową drogą w kierunku Psiej Trawki. Tam też jemy pierwsze śniadanie, a już pod schroniskiem na Murowańcu poprawiamy drugą porcją.
Zapowiada się cudna pogoda, słoneczko przygrzewa, na szlaku nie ma zbyt wielu turystów. Ruszamy dalej nad Czarny Staw Gąsienicowy. Dlaczego zawsze wydawało mi się, że gąsienica pisze się przez dwa n? :>
Nad stawem trzy minuty na zdjęcia i kontemplację. Ja na przykład zastanawiam się, jak to ten Zawrat wygląda i dlaczego ludzie spadają. Kilka dni przed nami turystka spadła. Podobno łańcuch wyrwał jej się z rąk. Ech, te niesforne, wyrywające się łańcuchy.
Żarty żartami, ale serio, łatwo nie jest. A już na pewno nie dla kogoś, kto przyjechał w góry i nie był nawet w Jaskini Raptawickiej. Mnie nie raz podnosi się ciśnienie i zawsze już będę pamiętać ten nieszczęsny zakręt, gdzie pod nachyleniem trzeba się wspiąć po głazie i po prostu brakuje piątej kończyny, dłuższych nóg albo palców gekona. Do tego dochodzi jeszcze duża ekspozycja i lęk przestrzeni. Naprawdę trudno zapanować nad drżeniem, kiedy za plecami widzi się przepaść.
Tuż pod przełęczą też wcale nie jest bezpiecznie. Wprawdzie kończą się łańcuchy i skałki do wspinaczki, ale szlak prowadzi piargiem tuż przy ścianie skalnej. Kiedy więc docieramy na przełęcz, piszę Pixonowi smsa: "Żyję" i oddycham z ulgą. Jeszcze nie wiem, że na podejściu pod Świnicę czeka mnie dalsza zabawa. Tam po raz pierwszy będę błagać w myślach, żeby skończyły się łańcuchy.
Czarny Staw Gąsienicowy© Eresse
Tutaj jeszcze nie wiem, jak wygląda Zawrat© Eresse
Zawrat. Tu już wiem© Eresse
W drodze na Świnicę© Eresse
Jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?© Eresse
Trwaj chwilo, jesteś piękna© Eresse
Na szczycie Świnicy spotykamy polsko-francuską parę. I nikogo więcej. Gdyby nie to, że goni nas czas, pewnie nie chcielibyśmy stamtąd odchodzić. Ze Świnicy rozciąga się najpiękniejszy widok, jaki do tej pory widziałam, ponieważ Świnica jest najwyższym szczytem grani głównej Tatr Wysokich. Góruje nad trzema dolinami: Doliną Gąsienicową z Halą Gąsienicową i Doliną Pięciu Stawów Polskich w Polsce oraz Doliną Cichą (Tichá dolina) na Słowacji. Pierwsze próby zdobycia szczytu datuje się już na XIX wiek. W 1805 roku odnotowano nieudane podejście Stanisława Staszica. Szlak nie był przygotowany do ruchu pieszego, nie było łańcuchów, wyżłobionych stopni. W sklepach nie można było kupić plecaka, który waży 500 gramów, wylajtowanych wodoodpornych butów i kurtki z paclite'a. Ale i tak dobrze dziś trochę pomarudzić.
Landszafcik© Eresse
Nie pamiętam, ale chyba za Świnicą© Eresse
Tutaj już ewidentne zmęczenie materiału. I mózgu.
Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna© Eresse
Na Przełęczy Świnickiej jesteśmy około 18. Zaczyna zmierzchać, a do schroniska wciąż kawał drogi. Już wiemy, że będziemy wracać po zmroku. Kiedy docieramy do schroniska, okazuje się, że Magda, Ewa i Łukasz są jeszcze godzinę drogi za nami. Im też trochę zeszło na Kościelcu. Mamy czasu aż nadto, więc spokojnie jemy, popijamy herbatę i regenerujemy siły. Wszystkim już zmęczenie skleja powieki. Staramy się nie myśleć o tym, że do kwatery jeszcze trzy godziny marszu. Zanim ruszamy nasze ociężałe ciała z ławek, jest już ciemno. Właściwie to tracę poczucie czasu i wiem tylko, że mam iść. Przez Boczań, przez las i do Kuźnic. Na dole nie idziemy. Powłóczymy nogami jak zombie i chyba jest nam wszystko jedno. Kiedy docieram do pokoju, nawet nie chce mi się zdjąć plecaka i ubrań. Wiem, że jak już się położę, nawet James Bond nie ruszy mnie z łóżka.
Paweł© Eresse
Tak wyglądasz rano, a tak 17 godzin później© Eresse
Kategoria Tatry
Tatry #1 Kasprowy i Czerwone Wierchy
-
DST
24.00km
-
Teren
24.00km
-
Temperatura
26.0°C
-
HRmax
164( 82%)
-
HRavg
116( 58%)
-
Kalorie 2779kcal
-
Aktywność Wędrówka
"Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy."
Zakopane wita nas bezchmurnym niebem, rześkim porannym powietrzem i brakiem korków na Zakopiance (niemożliwe? a jednak). Zostawiamy samochód na parkingu (bezpłatnym!), przepakowujemy się, ubieramy na szlak i ruszamy w drogę.
Po nieprzespanej nocy i kilkugodzinnej podróży, tak dla rozruszania i dla relaksu, decydujemy się na wejście na Kasprowy Wierch przez Myślenickie Turnie. Idąc do Kuźnic myślimy, jak bardzo zbrzydnie nam jeszcze to deptanie asfaltem w ciągu najbliższych dni. Pod Kasprowym o 7 rano kolejka wije się i zakręca już na kilkadziesiąt metrów. I po co tam stać? Lepiej zatrzymać się na dłużej na Myślenickich Turniach.Myślenickie Turnie sprzyjają zamyśleniu
© EresseKwiatki
© EresseMagda, Paweł i ja
© EresseW drodze na Kasprowy Wierch
© Eresse
Szlak na Kasprowy jest niewymagający, podejście jest dosyć długie, ale można sobie wypracować tempo i systematycznie piąć się po kamiennych stopniach. Przy tym jest widokowo i nie wypluwa się płuc. Na samym szczycie w czasie pięknej pogody niestety panuje oblężenie. Trzeba uważać, by kogoś nie podeptać. Im dalej od stacji kolejki, tym swobodniej i spokojniej. Na szczęście nie trzeba było czekać w kolejce
© EresseEloł!
© Eresse
W międzyczasie dogania nas Paulina, którą przygnało wprost z Harendy.Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy
© EresseW drodze
© EressePrzyjaźń i góry - bez nich nie można żyć
© EresseMmmmmm jedzenie
© EresseA góry nade mną jak niebo A niebo nade mną jak góry
© EresseOleńka cieszy się, bo dostrzegła jedzenie
© EresseCzerwone Wierchy
© Eresse
17 sierpnia odbył się 70-kilometrowy Bieg Ultra Granią Tatr. Zwycięzca pokonał trasę w 9 godzin i 9 minut. Wyobrażacie to sobie? My mogliśmy tylko trzymać kciuki i dodwać otuchy mijającym nas zawodnikom: - Biegaj, biegaj, na mecie odpoczniesz. - Dobrze ci idzie, w schronisku już podają rosół. Taaaaaaaaak. Łatwo powiedzieć.
Po południu docieramy na przełęcz między kopami. Dla mnie wciąż Kopa Kondracka jest kondycyjnym wyzwaniem i jakoś nie mam ciśnienia, by się na nią wdrapywać. Zgodnie decydujemy się na zejście zielonym szlakiem do Doliny Kondratowej.
Tego dnia nikt z nas nie myśli, jak należy się przygotować do całodziennej wędrówki po górach. Jak ostatnie żółtodzioby wchodzimy na szlak z pustym żołądkiem - ktoś ma banana, ktoś kanapkę, ktoś drożdżówkę. Do schroniska na Hali Kondratowej idziemy jak wygłodniałe szakale, marząc o szarlotce. Szarlotki już nie ma, bierzemy piernik. Chwilę leżymy na trawie, złoszcząc się na siebie wzajemnie. Głód nigdy nie jest sprzymierzeńcą.
Gdy już w Zakopanem docieramy do Biedronki, kupujemy wszystko. Na obiad, na kolację, na jutro, na deser, na wczoraj.
Kategoria Tatry